Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Puścił ich z dymem, bo tak kazał mu... diabeł

Paweł Chwał
- Straciłem wszystko, na co z takim mozołem pracowałem przez wiele lat - mówi Roman Bąk. Przez sąsiada poszkodowani są też jego syn i synowa. Spłonął im doszczętnie warsztat i gotowe do odbioru audi
- Straciłem wszystko, na co z takim mozołem pracowałem przez wiele lat - mówi Roman Bąk. Przez sąsiada poszkodowani są też jego syn i synowa. Spłonął im doszczętnie warsztat i gotowe do odbioru audi Fot. Paweł Chwał
Żabno. Marcin P. podpalił własną stodołę, a od niej zajął się warsztat. Spłonęły maszyny, części samochodowe i auta za pół miliona zł

61-letni Marcin P. najpierw groził pozbawieniem życia swojej żonie, potem wyciągnął zapalniczkę i podpalił stodołę stojącą za domem. Gdy niewielki, drewniany budynek płonął jak pochodnia, on, jak gdyby nigdy nic, chodził sobie beztrosko po drodze. - To diabeł wszedł mi w głowę i kazał to zrobić - zeznał dzień później przesłuchującemu go prokuratorowi.

Stodoła nie była wiele warta. Drewniany barak, jakieś 10 na 10 metrów, kryty starą dachówką. W środku znajdowało się trochę słomy i siana, cyrkularka, pożyczona betoniarka. Budynek poszedł z dymem w momencie. Ogień z wiatrem z płonącej stodoły błyskawicznie przeniósł się jednak na stojące na sąsiedniej posesji murowano-blaszane garaże z warsztatem samochodowym. Najpierw zajął się dach, a od niego zapaliły się przechowywane w środku specjalistyczne, drogie maszyny i mnóstwo części do samochodów z gotowymi silnikami włącznie.

Doszczętnie spłonęło zaparkowane w garażu m.in. audi A3, a w audi A6, stojącym kilka metrów od płonącego budynku, od gorąca z pożaru stopiły się plastikowe elementy karoserii i lusterka.

- W przypadku audi A3 straty są podwójne, bo auto było już sprzedane i pieniądze trzeba zwrócić - mówi Roman Bąk, właściciel spalonego budynku. Warsztat prowadził jego syn z synową. - Założyli firmę, dostali dotację, zatrudnili pracownika i nakupili drogich maszyn. Teraz zostali bez niczego. Wszystko się spaliło. Cały sprzęt muszą skompletować od nowa - mówi załamany 53-latek, który po pożarze został bez jednego młotka, łopaty czy siekiery.

W chwili, kiedy ogień ze stodoły sąsiada przeniósł się na działkę Bąków, nikogo nie było w domu. Pan Roman był w pracy, jego żona wyszła zaopiekować się wnuczką, a pracownik warsztatu wyjechał na chwilę zawieźć jeden z samochodów do serwisu klimatyzacji.

Straty spowodowane pożarem oszacowane zostały wstępnie na... 530 tysięcy złotych, z czego zdecydowana większość to wartość wyposażenia garaży i warsztatu.

- Wiedziałem, że z głową sąsiada coś jest nie tak, ale w życiu bym nie pomyślał, że odwdzięczy się nam w ten sposób za ofiarowaną mu pomoc - mówi Roman Bąk. Wspólnie z synem kilkakrotnie zawozili Marcina P. do lekarzy, a nawet dwukrotnie ratowali mu życie, kiedy próbował się powiesić.

- Boję się, że jak go wypuszczą z aresztu, to znowu zrobi coś głupiego, nie daj Boże odkręci gaz i wysadzi swój dom, a wówczas i mój wyleci w powietrze, bo stoją jeden koło drugiego - dodaje przerażony żabnianin. Marcin P. został zatrzymany, gdy strażacy dogaszali pożar. Kilka dni temu decyzją sądu został tymczasowo aresztowany na 3 miesiące.

- Odpowie za groźby wobec żony oraz za spowodowanie pożaru wielkich rozmiarów. Biegli ocenią jego stan zdrowia. Jeśli to będzie niewystarczające do umieszczenia go w zakładzie psychiatrycznym, trafi na obserwację. Gdyby okazało się, że jest poczytalny i może odbywać karę w normalnych warunkach, grozi mu do 10 lat więzienia - mówi Witold Swadźba, zastępca prokuratora rejonowego w Dąbrowie Tarnowskiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski