Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Puste gniazda

Redakcja
Gdyby nie rodzące się mniej więcej co trzy, cztery lata dzieci Bilów, w Klonowie, wsi położonej tuż za Racławicami, trudno byłoby usłyszeć płacz jakiegokolwiek malca Bociany omijają Racławice. Jedno w całej wsi, a może nawet jedyne w gminie gniazdo, które ludzie zbudowali dla tych ptaków, jest puste. I to już od wielu lat. Tuż obok stoi dom. Też pusty. - Właściciele pomarli. Byli bezdzietni - wyjaśnia staruszek o lasce, mieszkający naprzeciw.

GRAŻYNA STARZAK

GRAŻYNA STARZAK

Gdyby nie rodzące się mniej więcej co trzy, cztery lata dzieci Bilów, w Klonowie, wsi położonej tuż za Racławicami, trudno byłoby usłyszeć płacz jakiegokolwiek malca

Bociany omijają Racławice. Jedno w całej wsi, a może nawet jedyne w gminie gniazdo, które ludzie zbudowali dla tych ptaków, jest puste. I to już od wielu lat. Tuż obok stoi dom. Też pusty. - Właściciele pomarli. Byli bezdzietni - wyjaśnia staruszek o lasce, mieszkający naprzeciw.
To nie jedyny nie zamieszkany dom w okolicy. Nic dziwnego. W Racławicach dwa razy więcej ludzi umiera niż się rodzi. Cały powiat miechowski ma ujemny przyrost naturalny, a Racławice są pod tym względem w czołówce krajowej. - To smutny rekord. Gdyby mieszkańcy innych regionów zapatrzyli__się na Racławice, mogłoby dojść do samounicestwienia narodu - komentuje dr Mariusz Laskiewicz, demograf z Uniwersytetu Warszawskiego.
 - Z niepokojem spoglądam na liczby. W ub. roku zmarło
50 osób, a urodziło się zaledwie trzydzieścioro dzieci. W tym samym czasie czterdziestu dotychczasowych mieszkańców przeniosło się w inne rejony kraju. Społeczność naszej gminy co roku zmniejsza się o kilkadziesiąt osób - mówi Adam Samborski, wójt Racławic.
 Wyjeżdżają głównie ludzie młodzi. - To typowa migracja za chlebem, wynikająca ze złej sytuacji w rolnictwie - dowodzi wójt. - W Miechowskiem od pokoleń była tradycja pracy na roli, bo tutaj są bardzo dobre gleby. Nasi rolnicy całkiem nieźle żyli z uprawy tytoniu, buraka cukrowego. Obecnie zakłady tytoniowe w Krakowie nie chcą naszego surowca, wolą importowany. Niewielkie ilości odbiera do dzisiaj Jędrzejów, ale praktycznie plantacje tytoniu zarastają trawą. Podobnie jest z burakami. Niektórzy gospodarze przerzucili się na warzywa, jednak w tej branży panuje duża konkurencja, bo plantatorzy warzyw zamieszkują większość gmin wokół Krakowa. Bardziej energiczni próbują hodować świnie. Skarżą się jednak na skaczące ceny skupu. Narzekają również producenci mleka. 61 groszy za litr - tyle dostają w skupie - to poniżej granicy opłacalności. W takiej sytuacji kto może, wyjeżdża, a ci, którzy zostają, ograniczają liczbę potomstwa, obawiając się, że będą klepać biedę.

Szkoła dla przyszłości

 Wójt Samborski twierdzi - choć zabrzmi to paradoksalnie - że w przypadku racławickich gospodarzy koniunktura w rolnictwie w latach 70. i 80. działała na ich niekorzyść. - Na studiach w Krakowie pod koniec tamtej dekady miałem kilku kolegów pochodzących z okolic Częstochowy. Pamiętam, że ponieważ rodzice każdego z nich nie mogli wyżyć z rolnictwa, mieli jakiś własny, cichy biznes: jedni robili chałupniczo proste meble, inni kwasili i paczkowali kapustę, jeszcze inni handlowali dewocjonaliami. Tym ludziom łatwiej było odnaleźć się w gospodarce wolnorynkowej niż mieszkańcom Miechowskiego, którzy nie zajmowali się biznesem, bo nie mieli takiej potrzeby. Żyli wyłącznie z tego, co posiali i zebrali w polu. To chyba jeden z powodów małej mobilności i braku przedsiębiorczości ludzi z tych terenów - sugeruje wójt.
 - W takiej sytuacji uznaliśmy, że trzeba postawić na edukację naszych dzieci. Być może nie wszyscy zechcą emigrować. Gdy wejdziemy do Unii Europejskiej, również na wsi potrzebni będą fachowcy, którzy zajmą się produkcją wielkotowarową albo drobną wytwórczością. Zapraszam do szkoły. Niejedna gmina nam jej zazdrości. Mamy tu
m.in. dwadzieścia komputerów - mówi z dumą wójt Racławic.
 - Szkoła piękna, ale dzieci nie ma - wzdycha Marzena Samborska, dyrektor miejscowego gimnazjum, prywatnie żona wójta. - Tutejszych uczy się w gimnazjum najwyżej dwanaścioro. Prawie 40 proc. uczniów dowozi się z innych gmin. Organizacja dowozu to prawdziwa zmora dla władz administracyjnych, ale gdyby nie to, szkoła stałaby pusta. Z drugiej strony nieracjonalne byłoby utrzymywać placówki oświatowe w wielu miejscowościach, w sytuacji, gdy jest tam raptem kilkoro dzieci w wieku szkolnym. Co prawda, niektórzy twierdzą, że w mniejszych grupach łatwiej uczyć i wychowywać, ale według mnie w klasie powinno uczyć się przynajmniej kilkunastu uczniów. Wtedy jest jakaś rywalizacja i słabsze dzieci się mobilizują.
 - Martwimy się, co dalej. Niektóre z nas mogą przecież stracić pracę. Gdy rozmawiam o tym z nauczycielkami, mówię żartem, że powinnyśmy zacząć od siebie i poprawiać wskaźniki przyrostu. Uśmiechają się, ale trochę krzywo, bo większość w ogóle nie ma dzieci. Tylko jedna z nas ma trójkę potomstwa.

Bieda z kazaniami

 Dyrektor Samborska urodziła się w Racławicach. Uważa, że jedną z przyczyn ujemnego przyrostu naturalnego w tej okolicy jest fakt, że nigdy nie było tu wystarczającej liczby kobiet. - Pamiętam z dzieciństwa, że miejscowym kawalerom chętnym do żeniaczki przywożono panny z gór. Obecnie nie ma już takiej potrzeby, ale nie wszystkie kobiety garną się do gospodarstwa. Ponieważ to teren czysto rolniczy, a praca na roli nie należy do najłatwiejszych, nastawienie wielu tutejszych ludzi jest takie, żeby wykształcić dzieci i posłać je w świat. Po to, aby miały lżejsze życie. Myślę, że powoli zmieni się ten sposób myślenia, bo w świecie, czyli w większym mieście, takim jak Kraków czy Katowice, coraz trudniej znaleźć pracę, nie mówiąc o własnym kącie. Sama widzę, że niektórzy gospodarze dzielą już grunty na dwie części: osobno pod dom dla syna i oddzielnie dla córki. To oznacza, że niektórzy młodzi ludzie swoją przyszłość wiążą jednak z Racławicami - mówi dyrektor Samborska.
 Na pewno zostanie na gospodarce Maria Tylczyńska, która wraz z mężem zajęła się hodowlą tuczników. Nie planuje licznego potomstwa. - No, chyba że będę kiedyś bardzo bogata. Ale nie ma na to widoków.
 W domu pani Marii są trzy dorosłe kobiety, jeden mężczyzna i jedno małe dziecko
- dwuletnia Weronika, córka jej siostry. O tym, że sytuacja finansowa rodziny wcale nie jest wesoła, świadczy fakt, iż matka pani Marii, emerytka, pomaga córkom nie tylko pilnując dziecka, ale również dokładając im do domowego budżetu.
 Dr Mariusz Laskiewicz jednej z przyczyn tak niskiej dzietności w tym regionie upatruje właśnie w nie najlepszej sytuacji ekonomicznej wielu rodzin. Jednak nie bez znaczenia jest też inny czynnik. - Mieszkańcy tego regionu nie są tak religijni, jak inni z niezbyt odległych regionów południa Polski - utrzymuje warszawski demograf. - Wynika to po trosze z historii. Mieszkańcy dawnego zaboru rosyjskiego nie darzyli księży aż takim szacunkiem, aby dawać im przyzwolenie na ingerowanie w swoje sprawy osobiste. Zapewne dlatego i teraz lekceważą upomnienia, jakie płyną z ambony - mówi dr Laskiewicz.

Emigranci biedy

 - Coś w tym jest - przytakuje miejscowy wikary ks. Jan Wiech. - Racławice należą do najbardziej chłodnych, jeśli chodzi o wiarę, małopolskich parafii. Obliczyliśmy z proboszczem, że do kościoła chodzi nie więcej niż jedna piąta mieszkańców. Reszta, nie mając ochoty słuchać Bożych przykazań, tym bardziej nie będzie brać pod uwagę księżych pouczeń dotyczących życia rodzinnego. Z drugiej strony muszę przyznać, że warunki życia na wsi w tym regionie znacznie się pogorszyły. Ludzie skarżą się na nieopłacalną produkcję rolną. Przykładowo za kobiałkę truskawek płacą im w skupie dwa złote. Mieszczuch uznałby, że dla takich pieniędzy nie warto się schylać. W tej okolicy, proszę mi wierzyć, jako tako powodzi się tylko tym rodzinom, w których obok młodych mieszkają emeryci. Starsi ludzie, zamiast np. kupić sobie odżywki, lekarstwa, dają te swoje kilkaset złotych emerytury dzieciom i wnukom. Wiele rodzin tylko w ten sposób może przeżyć.
 - To prawda - mówi ksiądz proboszcz Krzysztof Gałecki.
- Dlatego tak wielu ludzi stąd ucieka. Wystarczy stanąć w niedzielę w centrum Racławic i popatrzeć, jak duży jest ruch samochodowy. Autami z obcą rejestracją przyjeżdżają w odwiedziny do swoich krewnych młodzi emigranci, którzy mieszkają i pracują w Krakowie, na Śląsku, w Zagłębiu. Co z tego, że w powiecie miechowskim jest żyzna ziemia, skoro z jej uprawy są marne pieniądze.
 Teodora Malicka, jedna z najbardziej aktywnych członkiń Koła Gospodyń Wiejskich w Racławicach wie, dlaczego w okolicy rodzi się tak mało dzieci: - Ludzie boją się biedy. Sama mam tylko dwoje, niełatwo było mi je wychować i wykształcić. W mojej wsi w wielu rodzinach jest tylko jedno dziecko. Ale zdarzają się też wielodzietne. Gośka Kulakowa ma czworo dzieci
- wymienia pani Teodora.
- Wszystkie piękne i zadbane. Piątka dzieci jest u Bilów. Bilowa to dopiero dzielna kobieta. W zeszłym roku jej mąż zginął w wypadku. Od tamtego czasu jest i matką, i ojcem, a jeszcze gospodarstwo prowadzi...

Niewiele do wygrania

 Gdyby nie rodzące się mniej więcej co trzy, cztery lata dzieci Bilów, w Klonowie, wsi położonej tuż za Racławicami, trudno byłoby usłyszeć płacz jakiegokolwiek malca. 36-letnia Elżbieta Bil mówi, że oboje z mężem kochali dzieci i gdyby żył, kto wie, może zdecydowaliby się na jeszcze jedno. - Do czerwca ubiegłego roku żyliśmy biednie, ale szczęśliwie - opowiada. - Dokładnie rok temu mąż wracał ciągnikiem z sąsiedniej wsi. Razem z nim był nasz trzynastoletni synek. Do tej pory nie wiem, jak to się stało, że ciągnik wpadł do rowu i przygniótł męża. Syn miał zmiażdżoną szczękę. Przez cały rok jeździłam z nim do szpitala. Jest mi bardzo ciężko, bo teraz muszę sama martwić się o gospodarstwo. Ale ani przez chwilę nie żałowałam, że mam tyle dzieci. Zresztą chłopcy, mimo że mają po kilkanaście lat, już teraz pomagają mi w pracach polowych.
 Do racławickich wyborów "Gospodyni Roku" zgłosiło się ponad dwadzieścia kobiet. Pretendentki do tytułu musiały posiąść umiejętność nawlekania igły w rękawicach bokserskich; rozpoznać nasiona i kłosy zbóż, traw oraz roślin strączkowych, zrobić masło w maślnicy, powozić zaprzęgiem konnym, a także trafić... pomidorem w chłopa. Adam Samborski, wójt Racławic przyznaje, że organizatorzy imprezy nie interesowali się tym, kto staje do konkursu; czy są to panny, mężatki czy matki. - Powinna wygrać ta, która ma więcej dzieci - uważa wójt.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski