Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pyrrusowe zwycięstwo przy stole

Filip Musiał, historyk, politolog, pracownik Oddziału IPN w Krakowie, profesor Akademii Ignatianum w Krakowie
Decyzje zapadały podczas spotkań w willi MSW w Magdalence
Decyzje zapadały podczas spotkań w willi MSW w Magdalence FOT. ZA NARODOWCY.NET
KRAKOWSKI ODDZIAŁ IPN I „DZIENNIK POLSKI” PRZYPOMINAJĄ. 5 kwietnia 1989. Kończą się rozmowy okrągłego stołu pomiędzy rządzącymi PRL i wyselekcjonowanymi przedstawicielami opozycji. Celem komunistów nie była „demokratyzacja” kraju, a utrzymanie się przy władzy.

Wbrew rozpowszechnionym mitom politycznym istotą zainicjowanej przez Michaiła Gorbaczowa pierestrojki nie miała być demokratyzacji systemu, a już z pewnością nie dekompozycja sowieckiego imperium. Przeciwnie – sowiecki gensek miał nadzieję, że dzięki socjotechnicznej operacji uda mu się wzmocnić chwiejące się w posadach imperium.

Zaczęło się w Sowietach

Narzędziami służącymi do osiągnięcia tego celu miały być: łagodniejsza polityka kulturalna i informacyjna, zliberalizowanie gospodarki oraz wstrzymanie wyścigu zbrojeń. Gorbaczow miał nadzieję, że pozwoli to na otwarcie na zachodzie drogi do szerokiego strumienia pożyczek.

By zyskać zaufanie Zachodu, zamierzano także wprowadzić pakiet zmian politycznych. Kluczowe stawało się – mające znaczenie propagandowe – dopuszczenie do udziału w organach przedstawicielskich, w częściowo wolnych wyborach, sił niekomunistycznych, a nawet dysydenckich. Zakładano jednak dopuszczenie do życia politycznego tylko środowisk, które nie podważałyby prymatu komunistów.

Zabieg ten realizowano w marcu 1989 r. w czasie wyborów do Zjazdu Deputowanych Ludowych, gdzie 15 proc. mandatów przypadło osobom formalnie niezwiązanym z KPZR. W tym czasie w PRL trwały jeszcze obrady „okrągłego stołu”. Drugą znaczącą zmianą miało być przesunięcie centrum władzy z niewydolnego i skompromitowanego aparatu partii do nowo ut-worzonego silnego urzędu prezydenckiego.

Warto o tych założeniach pamiętać, gdy czyta się np. sformułowane w sierpniu 1988 r. w czasie VIII Plenum KC PZPR „Koncepcje przemian w systemie politycznym PRL”. Podkreślano w nich między innymi, że „»okrągły stół« powinien stanowić pomost służący utworzeniu Rady Porozumienia Narodowego, która zgrupuje wszystkie siły społeczne skłonne do współdziałania na gruncie konstytucyjnego porządku PRL”. Podkreślano zarazem, że środowiska „zdecydowanie antysocjalistyczne, takie jak KPN, nie uzyskają prawa w dialogu”.

Zwolennicy – niezgodnej z historyczną prawdą – tezy o dążących do „narodowego porozumienia” komunistach podkreślają, że Wojciech Jaruzelski i jego ekipa wykazali się w 1989 r. wyjątkową przenikliwością polityczną i przyjęli postawę godnych mężów stanu dążących do bezkrwawego rozwiązania politycznego fermentu w PRL. Jednak intencje I sekretarza KC PZPR były zgoła odmienne. Podobnie jak Gorbaczow zmierzał do zwiększenia udziału we władzy „pierwiastka społecznego”, przy zachowaniu monopolu decyzji w rękach komunistów.

Utrzymać władzę

Komuniści nie chcieli się podzielić realną władzą, ale co najwyżej dopuścić część opozycjonistów do ław parlamentarnych, po to by zrzucić na nich odpowiedzialność za nieuchronne reformy społeczne i ekonomiczne. „Okrągły stół” był zatem, z ich perspektywy, metodą na ucieczkę do przodu. W październiku 1988 r. w specjalnym memoriale Zespół Międzywydziałowy KC PZPR podkreślał: „uznając konstruktywną opozycyjność za integralny składnik polskiego systemu politycznego, jesteśmy przeciwko wszelkim dążeniom (...) do stworzenia w naszym systemie rynku politycznego, na którym rządzić miałaby zasada konkurencyjności partii politycznych i ich walka o władzę w państwie”.

Ta „konstruktywna opozycyjność” oznaczała zgodę na zaistnienie w sferze publicznej i politycznej środowisk, które nie kwestionowały konstytucyjnych zasad PRL. Jak więc tłumaczył członek Biura Politycznego KC PZPR Józef Czyrek towarzyszom z NRD „w przedstawionych zamierzeniach PZPR chodzi o manewr polityczny […] o pierwszą próbę »wbudowania« opozycji konstruktywnej w państwo socjalistyczne”.

Założenia

Trwająca ćwierć wieku pookrągłostołowa propaganda wbiła ludziom do głów zbitkę „okrągły stół” – demokratyzacja. Tymczasem słowem kluczem w 1989 r. był… pluralizm. W końcu, jak mówił członek Biura Politycznego Janusz Reykowski: „Nie zapominajmy, że PZPR nie jest partią w tradycyjnym sensie tego słowa […] partią, która ma stawać do wyborów i przekazywać władzę zależnie od wyników”.
Wybranym środowiskom opozycji planowano oddać prawo do walki o część foteli w Sejmie (35 proc.) i – początkowo – część foteli w Senacie. Wejście do parlamentu miało zatem odbyć się na warunkach, które nie pozwalałyby „konstruktywnej” opozycji na przeciwstawianie się PZPR.

Drugim celem było przesunięcie centrum władzy z KC PZPR do pałacu prezydenckiego. Dla obu stron było jasne, że fotel prezydencki ma być zarezerwowany dla Jaruzelskiego. Co więcej, szerokie kompetencje głowy państwa miały jej zapewniać niemal uznaniowe prawo do rozwiązania kontraktowego parlamentu.

Trzecim celem było zapewnienie lojalności partnerów w kilku kwestiach warunkujących ich dopuszczenie na scenę polityczną. Chodziło o niekrytykowanie liderów PZPR i ustroju „demokracji ludowej”, legitymizację „reformatorskiego” skrzydła w partii oraz wsparcie władzy w sporze z „radykałami”, czyli środowiskami opozycyjnymi, które sprzeciwiały się negocjacjom z władzą.

Efekty

Najważniejszym efektem „okrągłego stołu” stały się decyzje polityczne. To co, do dziś budzi kontrowersje, to tryb ich uzgadniania. Bowiem w obliczu niewydolności debat w „podstolikach” od marca 1989 r. dochodziło do spotkań w mniejszym gronie, w czasie których omawiano problemy, na forum okrągłostołowym, proponując już gotowe rozstrzygnięcia.

Gdy ćwierć wieku temu, 5 kwietnia 1989 r. podpisywano porozumienie „okrągłego stołu”, komuniści uważali, że odnieśli pełny sukces. We wstępie napisano: „W Polsce dokonuje się historyczny zwrot. W obliczu wciąż grożących ojczyźnie załamań i konfliktów patriotyzm i rozum nakazują szukać tego, co Polaków łączy. Na naszych oczach Europa i świat rozwijają się w szybkim tempie. Sprawą Polaków jest, aby nie stać w miejscu, aby dorównać innym”. Z tym, że w przekonaniu komunistów, te zmiany i „dorównywanie” miały oznaczać socjotechniczną operację pozwalającą na utrzymanie przez nich władzy.

Cele stawiane sobie przez negocjatorów z PZPR zostały – jak się wydawało – osiągnięte. Zapewnili sobie przewagę w Sejmie, a nawet biorąc pod uwagę – nieplanowaną wcześniej – decyzję o w pełni wolnych wyborach do Senatu, dysponowali bezpieczną przewagą w Zgromadzeniu Narodowym. Warto zarazem pamiętać, że komuniści byli dość pewni swych możliwości. Zachował się zapis zakładu, jaki zawarli ze sobą Mieczysław Rakowski – premier PRL, Aleksander Kwaśniewski – przewodniczący Komitetu ds. Młodzieży i Kultury Fizycznej, Jerzy Urban – rzecznik prasowy rządu, oraz Aleksander Borowicz – podsekretarz stanu w Urzędzie Rady Ministrów.

Stawką było po 5 tys. złotych za najtrafniejsze przewidzenie wyników kontraktowych wyborów. W przypadku Sejmu z wolnego wyboru miało pochodzić 160 posłów. Rakowski zakładał, że opozycja weźmie 100 miejsc, a obóz rządzący – 60, Kwaśniewski obstawiał stosunek 78–82, Borowicz 120–40, zaś Urban 110–50. W Senacie (zakładano pierwotną wersję przewidującą 98, a nie 100 miejsc) Rakowski uznał, że opozycja zdobędzie 38 miejsc, a obóz komunistyczny – 60, Kwaśniewski stawiał na remis 49–49, Borowicz na 68–30, zaś Urban 42–56.

Nastroje były więc dobre, a przekonanie, że podział mandatów wzmocniony fotelami wziętymi w wolnym głosowaniu da komunistom pełną przewagę – niezachwiane. W końcu we wstępie do porozumień zaznaczono, że „W duchu porozumień społecznych z 1980 roku nawiązano dialog wokół tego, co Polaków łączy”. Historia zaś uczyła, że gdy porozumienia zaczynają być zbyt kłopotliwe, można je zerwać…

Podobnie zapis mówiący o tym, że: „zadaniem parlamentu wybranego w tegorocznych wyborach jest stworzenie nowej, demokratycznej konstytucji i nowej, demokratycznej ordynacji wyborczej. Strony uczynią wszystko, aby skład następnego parlamentu był w pełni wyznaczony przez wolę wyborców”, nie mógł wzbudzać lęku. Rzecznik rządu z pewnością mógłby udowodnić, że od 1947 r. komuniści wygrywali demokratyczne wybory i nieprzerwanie cieszyli się entuzjastycznym poparciem 99 proc. głosujących…

W kwietniu strzelały więc zapewne korki szampanów, nieświadomi mającej nadejść w czerwcu wyborczej porażki komuniści mogli świętować pomyślne zakończenie negocjacji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski