Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pyskowała, a myśmy ją kochali

Jolanta Ciosek
Bez kapelusza artystka nie wychodziła z domu
Bez kapelusza artystka nie wychodziła z domu FOT. Mariusz Pawłowski
Wspomnienie. „Jeszcze Polska nie zginęła, póki się śmiejemy” - mawiała Hanka Bielicka. Właśnie minęła dziesiąta rocznicza śmierci tej bardzo lubianej artystki, która przez cała lata potrafiła bawić publiczność jak mało kto.

Na scenie była niczym wulkan energii. Miłośnicy radiowego „Podwieczorku przy mikrofonie” płakali ze śmiechu, słuchając jej w sztandarowej roli Dziuni Pietrusińskiej, paniusi, która wyrzucała z siebie słowa z szybkością karabinu maszynowego. Kochała ją też publiczność stołecznego Teatru Syrena i niezliczonych występów estradowych, z którymi jeździła po Polsce. Radosna w towarzystwie i na scenie, w domu bardzo się wyciszała. U schyłku życia mieszkała sama, towarzyszyła jej jedynie gosposia. Gwiazda nie miała bliskiej rodziny. A miłość jej szczęścia nie przyniosła. Hanka Bielicka odeszła od nas 9 marca 2006 roku. Oznaką uwielbienia dla aktorki są miejsca poświęcone jej pamięci: ławeczka i pomnik w Łomży, gdzie mieszkała przez całe dwudziestolecie międzywojenne, tablica w Warszawie czy konkurs krasomówczy imienia artystki.

„Bawcie się dzieci, nim babcia odleci” - powiedziała z właściwym sobie poczuciem humoru kilka dni przed śmiercią, 1 marca, kiedy gościła w programie „Szymon Majewski Show”. Była jak zwykle w kapeluszu, bez którego pod żadnym pozorem nie wychodziła z domu.

Dziunia Pietrusińska

Rozmowa z panią Hanką była wielką przyjemnością. Dwukrotnie odwiedzałam gwiazdę w jej pięknym mieszkaniu urządzonym antykami. Była już leciwą damą, kiedy zostałam zaproszona na herbatkę. Właśnie wyszła od niej manikiurzystka, miała przyjść fryzjerka, bo pani Hanka wybierała się na tournee „za wielką wodę”.

- Kochanieńka, całe życie chorowałam na gardło, a teraz mam taki głos, że wrzeszczę jak kapitan na statku. Żebym tylko tak z trumny nie gadała, bo zakłócę spokój sąsiadom. Na szczęście zbieram się po tym okropnym wypadku do życia. Upadłam przed koncertem, doznałam obrażeń wewnętrznych, pokroili mnie jak kurczaka, potem wpuścili jakąś bakterię - co tu dużo gadać, nie było dobrze. Ale trzeba zabierać się za życie. Właśnie wróciłam o trzeciej nad ranem z koncertu pod Lublinem - to ten, który musiałam oddać, bo nie odbył się z powodu choroby. Do końca roku mam zaplanowane kolejne występy. Oby Bóg dał siły, bo widzę, że publiczność nadal czeka na moje pyskowanie. To dzięki wam, kochani, jeszcze dycham. Nigdy nie sądziłam, że to tak długo potrwa. Kiedyś wielka Stanisława Wysocka powiedziała mi, że zapowiadam się na następczynię Mieczysławy Ćwiklińskiej i dodała: „Jeśli publiczność będzie cię lubić przez pierwsze trzydzieści lat, to potem już pójdzie” - ten monolog wystrzeliła do mnie artystka na powitanie.

Była elegantką. Starannie dobierała krawcowe, a buty nosiła wyłącznie szyte na miarę u Kielmana, najlepszego szewca w Warszawie. Kiedy w programie I Polskiego Radia charakterystyczną chrypką odzywała się Dziunia Pietrusińska podczas utrzymanego w konwencji kabaretu varietes „Podwieczorka przy mikrofonie”, ruch na ulicy zamierał. Humor jej bohaterki „paniusi miejsko-wiejskiej z dość poważnie zmąconym poczuciem własnych korzeni” wielu pozwalał przetrwać PRL-owskie absurdy.

„Jeszcze Polska nie zginęła, póki się śmiejemy” - mawiała i trudno jej odmówić racji. Zapewne dlatego jej ostatnia biografia pióra Zbigniewa Korpolewskiego, autora wielu monologów Bielickiej, nosi tytuł „Umrzeć ze śmiechu”.

Pierwsza celebrytka

Całe serce Bielicka angażowała w pracę, którą uważała za rodzaj misji. „W jej przekonaniu do zadań aktora należało nie tylko przekazywanie powierzonej mu roli, ale też pokazywanie społeczeństwu ładniejszych stron życia, nie tylko na scenie czy estradzie, ale też w sytuacjach codziennych” - pisze Korpolewski. - „Bielicka była gwiazdą w przedwojennym stylu - zawsze nienagannie ubrana i uczesana. W jej dość konserwatywnym wizerunku XIX-wiecznej gwiazdy krył się zarazem zalążek współczesnych celebrytów” - uważa biograf.

Nigdy nie ukrywała swojego wieku i nie ubolewała nad przemijającym czasem. - A co tu kryć? Kobieta, która potrafi sobie radzić z latami, bólem, przeżytymi cierpieniami, powinna wręcz o tym mówić, bo to wspaniała postawa, która dodaje otuchy innym. Córka Rity Hayworth opowiadała w jednym z filmów, jak jej matka nie mogła się pogodzić z przemijającą urodą, uwielbieniem mężczyzn. Tak nie można. Kochani, bierzcie przykład ze mnie: zawsze starałam się być pogodna, nie zamartwiałam się i dziękowałam Bogu za to, co mi zesłał - mówiła.

Podczas mojej wizyty pani Hanka pokazała mi dwie fotografie: jedną z 1949 roku, a drugą z 1998 i dodała z rozbrajającym uśmiechem: - Nie ma wielkiej różnicy. Tylko uroda w latach nieco się rozpłynęła: na wcześniejszej wyglądam jak sentymentalna wariatka, która myślała, że zrobi Bóg wie jaką dramatyczną karierę, a na tej sprzed kilku lat uśmiecha się śmieszna, starsza pani. Trzeba umieć pogodzić się z faktem, że starość jest życzliwsza brzydocie.

Chrypka świata

Hanka Bielicka całe swoje życie spędziła w teatrze, na estradzie, czasami na planie filmowym i w podróży. Była w znakomitych kabaretach: „U Lopka”, „Szpak”, „U Kierdziołka”. „Najpiękniejsza chrypka świata”, jak określili jej głos Gozdawa i Stępień, sprawiła, że aktorka rozpoznawana była wszędzie.

Polskę objechała wielokrotnie, zawsze gorąco witana. - Jedną walizkę rozpakowywałam, drugą zapakowywałam i wio: do Krakowa, Rybnika albo do Chicago. Kiedyś, po powrocie z podróży, mama mówi do mnie: ,,Usiądź tu, naprzeciwko mnie”. Pytam: ,,Co się stało?”, a ona odpowiada: ,,Chcę zobaczyć, jak wyglądasz en face, bo wciąż widzę cię tylko z profilu, jak wpadasz i wypadasz z domu”.

Pani Hanka uważała, że podróżowanie ma w genach. - Jestem urodzona na wozie. Mama, będąc ze mną w ciąży, a przypominam, że to dawne wieki, bo czas I wojny, uciekała z ojcem spod Krakowa. Gdzieś pod Połtawą zsiadła z wozu, trzask--prask i ja się urodziłam. Czyli dziecko podróży!

Obok estrady, od czasu do czasu, pani Hanka romansowała z kinem, choć kariery filmowej nie zrobiła. Bo też szczęścia do kina nie miała. - Tych filmów nie było tak mało, ale to nie było to i nie dawało wielkiej radości. Na początku: Zakazane piosenki, Cafe pod Minogą, gdzie grałam z Dymszą, potem Małżeństwo z rozsądku Barei. Były dalsze, ciekawe plany, ale Bareję zaszczuto i zmarł przedwcześnie. A poza tym w Polsce Ludowej nie były potrzebne komedie, a ja tylko w nich mogłam funkcjonować. No i jeszcze jedno: dama w kapeluszu, jak Ćwiklińska, też się nie mieściła w PRL-owskim wizerunku kobiety. No to zaczęły się produkcyjniaki, w których grałam: „Dwie brygady”, „Celuloza”, „Jasne łany”. Po tym ostatnim dzieciaki latały i krzyczały: Jasne łany, film zasrany - opowiadała mi aktorka pękając ze śmiechu.

Wszystko dla sztuki

Nie miała szczęścia w miłości. Wyszła za mąż za Jerzego Duszyńskiego, amanta filmowego, ale małżeństwo przetrwało zaledwie 13 lat.

Potem były romanse, o których plotkowała cała Warszawa, a pani Hanka była z tych plotek całkiem zadowolona. Wreszcie zdarzyła się prawdziwa miłość do pewnego autora tekstów do „Podwieczorku przy mikrofonie”. Wszyscy wiedzieli o kim mowa, ale udawali niewiedzę, gdyż adorator był żonaty. W końcu rozwiódł się, ale… dla innej. To był cios w samo serce. Artystka chciała nawet popełnić straszliwe głupstwo, na szczęście odratowano ją.

Zapytana przeze mnie na zakończenie rozmowy, czy zmieniłaby coś w swoim życiu, gdyby mogła cofnąć czas, odpowiedziała: - Niczego, bo niczego nie żałuję. Wszystkiego miałam aż nadto, życie miałam spełnione. Żyłam sztuką i dla sztuki. No, może jedno marzenie nie spełniło się: nie było mi dane żyć w Wiedniu w wieku XIX. A gdybym tam była, to bym dopiero zakosztowała życia!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski