Złota trafiła do schroniska pierwsza. Damian ma do niej sentyment Fot. Katarzyna Ponikowska
ZWIERZĘTA. Schronisko w Racławicach oficjalnie już działa, ale nadal jest tam jeszcze dużo do zrobienia. Przyjrzeliśmy się, jak funkcjonuje obiekt.
Gospodarstwo należy do jego ojca i babci, Marianny Michalskiej. Pomiędzy zabudowaniami biega kilka szczeniaków. To psiaki z interwencji. Czekają na nowe domy, ale zajmuje się nimi babcia. Jeden na tyle wkradł się w jej łaski, że śpi z nią w łóżku. Na podwórku jest też kilka kotów. Są własnością pani Marii.
Wychodzimy z tyłu podwórka. W oddali widać obiekt otoczony białym, dwumetrowym murem. To schronisko. Dookoła same pola. - Wymogiem jest, żeby taki obiekt znajdował się minimum 150 metrów od domów - tłumaczy Damian.
Obiekt nie jest duży. Kojce zajmują ponad 11 arów. Plus pomieszczenia - jakieś 5-6 arów. Boksy są przestronne i czyste, każdy pies ma swoją budę. - Dopasowujemy zwierzęta do siebie, żeby dobrze się czuły we wspólnym boksie. Muszą pasować wielkością i charakterem - wyjaśnia Jan Michalski. Obecnie w schronisku przebywa ok. 50 psów. - Założyliśmy, że możemy ich przyjąć 150, w sytuacji kryzysowej maksymalnie 200 - mówi Damian.
Schronisko ma już podpisaną umowę z kilkoma gminami. Chętnych nie brakuje, bo przytulisk dla zwierząt w okolicy nie ma, ale państwo Michalscy nie ze wszystkimi podpisują umowy. - Niektórzy narzekają, że jest u nas za drogo. Ale trzeba pamiętać, że opłata za psa jest jednorazowa, a czworonogowi trzeba zapewnić godne warunki życia czasem przez kilka lat - tłumaczy Damian. Jakie są koszty, państwo Michalscy zdradzać nie chcą. - Z każdą gminą prowadzimy indywidualne negocjacje - mówią.
Damian Michalski jest z wykształcenia inżynierem-leśnikiem. Teraz kształci się na technika weterynarii. - Zawsze chciałem zajmować się zwierzętami - wyjaśnia. Początkowo myślał o hodowli dzików lub strusi. Z czasem padł pomysł schroniska.
Jak podkreśla, zrealizowanie tego planu nie było łatwe. - Od złożenia w gminie pierwszego dokumentu, do uzyskania zgody na taką działalność minęło sześć lat! A sama budowa trwała zaledwie rok - opowiada Damian. - Urzędnikom nie do końca podobał się ten pomysł - dodaje.
Ciągle trzeba było uzupełniać dokumenty i pokonywać kolejne przeszkody. Uzbierały się dwie grube teczki papierów. Ale udało się. Schronisko oficjalnie działa od września 2011 roku. Nadal jest tu jednak dużo do zrobienia. - Musimy utwardzić alejki między boksami, zbudować pomieszczenie do wydawania zwierząt - wylicza Damian. Wszystko kontroluje Powiatowy Inspektor Weterynarii. Przed zimą ma tu jeszcze powstać kociarnia. Plany już są - będą to dwa ogrzewane pomieszczenia z wybiegami.
W schronisku poza panem Janem i Damianem jest jeszcze wolontariuszka Kasia, która zajmuje się adopcjami. - Codziennie mam tu coś do zrobienia. Przychodzę na chwilę i pracuję cały dzień - nie ukrywa Jan Michalski. Obecnie poszukiwane są dwie osoby do pracy w schronisku.
- To trudna praca! Ale jak się sumiennie ją wykonuje, można z tego wyżyć - nie ukrywa Damian. Jak podkreśla, nie sztuką jest znaleźć psu obojętnie jaki dom, ale taki, w którym zwierzę zostanie na stałe. - Tylko czasem, kiedy za bardzo przywiąże się do psa, trudno mi go oddać. Dwa razy miałem taką sytuację - przyznaje.
Katarzyna Ponikowska
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?