Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rączki w kasie

Redakcja
Są sprawy, które absolutnie nie poddają się próbom załatwienia raz na zawsze. Samochód po umyciu wygląda pięknie, ale kilka godzin wystarczy, żeby znowu stał się kocmołuchem. Trzeba myć go ponownie.

Tadeusz Jacewicz: Z BLISKA

Trawa w ogródku po skoszeniu też sprawia wrażenie, że mamy spokój na długo. Mija tydzień i znowu trzeba wyciągnąć kosiarkę. Te zajęcia ciągle trzeba powtarzać.

Pociąg polityków i urzędników do kasy ma podobny charakter. Jest nieustanny. Można ich odpędzać od kasy, bić po łapach, hańbić w gazetach. Nic z tego. Wiedzą, że mogą drogo zapłacić, ale ryzykują. Ktoś powinien napisać interdyscyplinarny doktorat z pogranicza psychologii i fizyki. Sugeruję tytuł: "Magnetyzm państwowych pieniędzy".

Najlepiej to zrobić na przykładzie W. Brytanii. Zawsze pilnowano tam państwowych, czyli podatnika, pieniędzy. Marnowanie ich było i jest politycznym przestępstwem. Podkradanie to już ciężki kryminał. Ekipę rządzącą przez lupę ogląda opozycja i prasa. Złapanie każdego funciaka lekkomyślnie wydanego obwieszczane jest triumfalnie, jako dowód marności rządu. Dla nas takie polowanie wydaje się czasem przesadne. Oni jednak wierzą, że pieniądze państwowe są święte.

Zadumałem się nad cierpieniem brytyjskiego ministra obrony. Pojechał do Dunkierki na obchody 70-lecia słynnej ewakuacji Brytyjczyków. Czemu więc wszyscy na niego napadli? Wybrał się tam samochodem. Dziennikarze wyliczyli, że podróż kosztowała 500 funtów, czyli 2500 zł. Gdyby minister podróżował pociągiem, obróciłby jednego dnia i zapłacił 600 złotych. Głupie 1900 złotych wstrząsnęło polityką Zjednoczonego Królestwa. Opozycja nie zostawiła na rządzie suchej nitki, media dołożyły swoje. Zdesperowany premier wydał zarządzenie, że samochodem ministrowie mogą podróżować na dłuższe dystanse tylko wtedy, kiedy wymaga tego bezpieczeństwo.

To była jednak tylko przygrywka. Równolegle wybuchła polityczna bomba atomowa. Sekretarz stanu w ministerstwie finansów, który opracował twardy program cięć budżetowych, został złapany na grubym szwindlu. Pieniądze były większe (40 tysięcy funtów), dodatkowym smaczkiem jest seksualny podtekst sprawy.

Polityk od 10 lat utrzymywał intymne kontakty z powabnym młodzieńcem. Kupił mu dwa mieszkania. W jednym mieszkał z oblubieńcem, drugie komuś wynajęto. W papierach jednak było, że oba lokale polityk wynajmował na cele parlamentarne, za państwowe oczywiście pieniądze. Kiedy media sprawę roztrąbiły, minister zniknął z obiegu. Złożył dymisję, wycofał się z polityki.

Mamy tutaj zderzenie dwóch potężnych mechanizmów napędzających ludzi: chciwości i chęci zapewnienia sobie bezpieczeństwa. W polityce bezpieczeństwem jest rozwój kariery, który kiedyś doprowadzi też do pieniędzy. Patrz przykład Tony Blaira. Nie przymierał on głodem, jako premier, ale grubym milionerem stał się dopiero po wyprowadzeniu z Downing Street. Gdyby ubrudził się po drodze, przegrałby i stanowisko, i szanse na duże pieniądze potem.

Wszyscy to tam wiedzą, ale niektórzy nie poddają się i nieustannie próbują. Taka jest chyba natura ludzka. I takie czasy. Do polityki, nie tylko u nas, nie idzie kwiat społeczeństwa. Sporo w niej ludzkiego drobiazgu, cwaniaków i obiboków. Ich dewizą życiową jest: nie narobić się, a zarobić. Legalnie nie da się za dużo, więc intensywnie rozglądają się na boki.
Jeśli tak dzieje się w twardo stosującej reguły W. Brytanii, można wyobrazić sobie, jak wyglądają sprawy w Polsce. Martwi mnie rechot, jakim powitano zakwestionowanie rachunku jakiegoś ministra, który kupił kawałek dorsza za 9 złotych. W domniemaniu - awanturę można zrobić za 90 tysięcy, nie za głupie 9 złotych. To zasadniczy błąd w myśleniu. Jajeczko jest albo świeże albo do wyrzucenia. Częściowo nieświeże nie występuje.

Polska polityka stała się przystanią ludzi, którzy nie mają żadnego innego pomysłu na życie. Raz u władzy, raz w opozycji, żyją sobie spokojnie, bez nadmiernych stresów i wysiłków. Nie chcę wymieniać nazwisk, ale wystarczy zapytać, co mógłby w życiu robić jakiś partyjny gwiazdor telewizyjnych dyskusji o polityce. Plątałby się na marnej posadce za grosze.

Mylenie kasy państwowej z własną spowszedniało w Polsce. Służbowy samochód wozi całą rodzinę. Jak trzeba, to szwagra też się podrzuci. Kierowca jest niewolnikiem ważniaka, tkwi godzinami przed knajpą, gdzie polityk się posila i przed bazarem, gdzie jego żona robi zakupy. Brytyjski minister kaja się, że przejechał 200 km w państwowej sprawie. Marszałek jednego z województw dziennie przejeżdża, co najmniej 400 km - do biura i z powrotem. Bez problemów.

Musimy zreformować finanse publiczne, bo wpadniemy w duże kłopoty. Nie zrobimy tego bez przyciśnięcia polityków i urzędników wydających nasze pieniądze. Na razie nie widzę takich odważnych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski