Cały ten jazz
Grzegorz Tusiewicz
Cały ten jazz
W cieniu rozreklamowanych imprez jazzowych, od początku lipca co weekend odbywają się koncerty festiwalu "Stary jazz w Krakowie". W piątki - w klubie Kornet, w soboty - przed Bunkrem Sztuki, a w niedzielne południe dixielandowcy występują pod wieżą ratuszową.
W zeszłą sobotę spędziłem wczesny wieczór w towarzystwie starych znajomych z Old Metropolitan Band, których znam od czasów klubu Helikon z ul. św. Marka 15, czyli prawie 40 lat.
Trębacz Andrzej Jakóbiec, ostatni gospodarz Helikonu, a obecnie właściciel klubu Kornet, gorący miłośnik starego jazzu, czyli przede wszystkim Louisa Armstronga i Roya Eldgridgea, kieruje tym "niereformowalnym", na szczęście, zespołem od wielu lat i jest, wraz z klarnecistą "Kajem" Kwaśniewskim i grającym na banjo Tadeuszem Ofertą, symbolem pogodnego krakowskiego jazzu tradycyjnego. Wiele osób, które przychodzą na ich koncerty, chce przeżyć swoiste déja` vu i wrócić do dawnych czasów. Ku mojej radości zauważam na występach "Oldów" i wielu młodych ludzi, którzy z błyskiem entuzjazmu w oczach słuchają starych numerów. Zespół wykonuje przy tym niedocenianą, również przeze mnie, pracę organiczną popularyzując ten nieskomplikowany i witalny jazz wśród szerokich rzesz; w lecie są to przede wszystkim odwiedzający Kraków turyści.
Później przeniosłem się do klubu Harris, gdzie odbywała się zaplanowana do 5 rano impreza, składająca się z występu grupy OH i jam session, w którym mieli wziąć udział przyjaciele tego zespołu zaproszeni na połączone przyjęcie urodzinowe kilku muzyków, m.in. saksofonisty Ryszarda Krawczuka. Pod nieobecność dwóch podstawowych członków zespołu OH - keyboardzisty Tadeusza Leśniaka i basisty Wojtka Bobrowskiego, z solenizantem i perkusistą Tomaszem Dominikiem zagrali trębacz Tomasz Nowak, gitarzysta Marek Raduli i basista Błażej Chodorowski. Raduli - muzyk bardziej rozrywkowy (Budka Suflera) niż fuzyjny, choć bardzo kompetentny, sprawił, że zużyte utwory ze stałego repertuaru OH zabrzmiały inaczej i wywoływały zaciekawienie.
O ile dixielandowcy są "niereformowalni z radością w oczach", to muzycy "fuzyjni" z OH Group są bez zmian zimni i beznamiętni. Potem, w ramach jam session, wystąpili muzycy z kubańsko-kameruńsko-francuskiego zespołu, którzy znaleźli się w Krakowie z okazji występów na festiwalu muzyki etnicznej. Miałem złudzenie, jakoby zmobilizowani elektryczno-fuzyjnym brzmieniem gospodarzy przestroili się na muzykę, która nie jest ich własną i zamiast zagrać, co mogło stanowić atrakcję, swoje waka i juju, zaczęli błądzić w rejonach niezbyt im znanych. Aby ratować twarz, zagrali na koniec w rytmie salsy. Publiczność, w tym członkowie niemieckiej młodzieżowej orkiestry symfonicznej i piękne kobiety, które pojawiły się tego wieczora, była zadowolona i radosna.
Ale chyba nie zdawali sobie sprawy z tego, że przebywając w jazzowym Harrisie, znaleźli się w oazie spokoju i bezpieczeństwa, gdyż to, co dzieje się w innych rozrywkowych miejscach centrum Krakowa przypomina Nowy Jork w czasach przed kadencją burmistrza Galliano.
Na płycie Rynku wyrywa się torebki kobietom, młodzi mężczyźni leją się po gębach, a policjanci ze "sklepu z policją" i "ochrona aktywna" jeżdżą pomiędzy zapalnymi miejscami starając się zdyscyplinować "nocną społeczność". Bez radykalnych zmian w prawie jest to jednakże daremny trud. Chwała Bogu, że przestępczy element jazzu nie lubi i oby nie polubił go nigdy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?