Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rafał Sonik. Urlop na łódce i quadzie

Rozmawiał Marek Długopolski
Rozmowa z Rafałem Sonikiem, pierwszym Polakiem, który sięgnął po indywidualne zwycięstwo w Dakarze, o wakacjach, wypadkach, ścigającym go pechu i wielkim szczęściu.

- Rafał Sonik na urlopie? To brzmi dość nieprawdopodobnie?

- Przyda się parę wolnych dni.

- Gdzie znajduje się samotnia zwycięzcy Dakaru?

- Na łódce u południowych wybrzeży Francji, a później na Sardynii.

- Telefon milczy, komputer wyłączony?

- Aż tak, to nie. Nie odcinam się od świata, od firm, którymi zarządzam, czy rajdowej ekipy. Chodzi tylko o mały "reset", odreagowanie po Dakarze i czterech rundach Pucharu Świata. Po ciężkim treningu organizmowi należy się odpoczynek.

- Jak więc będzie wyglądał zwykły dzień leniuchowania trzykrotnego zdobywcy Pucharu Świata?

- Od godz. 7 do 11 trening na lekkim crossowym quadzie. Potem 4 godziny odpoczynku, 4 godziny pracy, a następnie regeneracja i odnowa biologiczna.

- To dość specyficzny sposób wypoczywania!

- Dla mnie takie wakacje są cudowne. Nie wyobrażam sobie innych, nie mógłbym przecież nic nie robić, czy wylegiwać się bezczynnie na plaży. Najważniejsze to dobrze wykorzystać czas, który jest nam dany.

- Udany wypoczynek to...

- Trochę luzu, sporo aktywności fizycznej, ale i pracy. W życiu każdego człowieka - nie tylko sportowca - są pewne cykle, przypominające sinusoidę. Można je nazwać słabszymi i gorszymi dniami. Jeżeli ktoś myśli, że cały czas utrzyma koncentrację, to się myli. Może uda mu się to przez miesiąc, może dwa, a potem coś pęknie.

- Czy Pan opanował już swoją sinusoidę?

- Tak, zarówno tę fizyczną, jak i psychiczną. Nauczyłem się już, że od czasu do czasu trzeba wrzucić na luz. Dzięki temu przez ostatnie lata dojechałem właściwie wszystkie rajdy, zwyciężyłem w Dakarze.

- W czterech rundach Pucharze Świata odniósł Pan dwa zwycięstwa. Jest Pan zadowolony?

- Nie idzie mi gorzej niż w poprzednich latach. Jeżeli chodzi o zakończenie sezonu, jestem więc optymistą.

- Kto w tej chwili jest Pana najgroźniejszym rywalem?

- Ja sam. Może to brzmi zaskakująco, ale taka jest prawda. Jestem zawodnikiem wszechstronnym, dobrze radzę sobie na każdej nawierzchni, nie przerażają mnie ani pułapki afrykańskiej pustyni, ani pokręcone i usiane kamieniami ścieżki Sardynii, czy zdradliwe południowoamerykańskie wertepy. Pozostali są dobrzy z reguły na jednej nawierzchni.

- A Katarczyk Mohamed Abu-Issa, wicelider Pucharu Świata, nie jest groźnym przeciwnikiem?

- Oczywiście, że jest. I to bardzo groźnym, ale tylko od strony sportowej. Świetnie spisuje się u siebie, na piaskach pustyni. Na Sardynii już nieco gorzej sobie radzi, podobnie w Południowej Ameryce.

- Czuje Pan presję?

- I tak, i nie. Moim celem nie jest wygranie wszystkich rund, choć byłoby to bardzo miłe, ale zdobycie Pucharu Świata. Myślenie o wygrywaniu za wszelką cenę, możę być najgorszym z możliwych doradców.

- Zwycięzca Dakaru i obrońca Pucharu Świata, drugi w rozpoczynającym sezon Abu Dhabi Desert Challenge. To porażka?

- Nie, duży sukces. I tym razem Opatrzność nade mną czuwała. To cud, że w ogóle dojechałem do mety. Nie pamiętam już takiego rajdu, aby trapiło mnie aż tyle awarii. Zepsuta pompa tłocząca paliwo, spalone sprzęgło, wybuch silnika… Tylko w jeden dzień nie miałem problemów.

- Niedosyt jednak pozostał?

- Oczywiście. Wynik uznaję jednak za bardzo dobry znak.

- Dlaczego?

- Dwa lata temu Abu-Issa również zwyciężył w Abu Dhabi. Ja wygrałem w Katarze, odwracając losy rywalizacji o Puchar Świata. Mam nadzieję, że i tym razem tak będzie.

- Czy w Pucharze Świata miał Pan trudniejsze chwile niż w Egipcie?

- Nie. Wywrotka, która mi się przydarzyła podczas Rajdu Faraonów, mogła się dla mnie bardzo źle skończyć. Stało się to na wydmie, przy dużej prędkości, uciekły mi przednie koła, wyrwało kierownicę, a quad kilka razy rolował. Dopiero podczas takiego wypadku człowiek zdaje sobie sprawę, że piasek jest twardy jak beton, a jego zwiewność jest tylko złudzeniem. Choć quad był pogięty i poskręcany, to na szczęście nic ważnego się z niego nie urwało. Byłem też mocno poobijany, ale mogłem jechać. Egipt to piekło.

- Prześladuje Pana pech?

- W Egipcie chyba tak, choć raz tam już wygrałem. Nie mogę jednak powiedzieć, że jest to "mój" rajd.

- A Rajd Kataru?

- Zupełnie inna historia. Były to najszczęśliwsze chwile w Pucharze Świata. Zwyciężyłem przecież w rodzinnych stronach Abu-Issy, a on tu zna każdą wydmę, każdą kępkę trawy, doskonale czyta pustynię. Cóż może być piękniejszego niż pokonanie rywala na jego własnym "podwórku"?. To szczyt marzeń każdego zawodnika. Mnie się to udało, już po raz trzeci! I znowu Mazurek Dąbrowskiego na mecie, to niesamowite, z niczym nie dające się porównać, przeżycie.

- O Sardynii może Pan powiedzieć, że jest jego?

- Zdecydowanie tak. Konkurenci na wyspę tę przyjeżdżają nie po to, by wygrać, ale aby pokonać Sonika. Napalają się, jadą coraz bardziej ryzykowanie, a z takim nastawieniem łatwo popełnić błąd. W takich miejscach, trudnych technicznie, pokręconych i skomplikowanych, uwielbiam się ścigać. Choć była to katorżnicza jazda, rozegrałem ten rajd perfekcyjnie.

- Jest Pan najszybszy?

- Nie. Jestem wszechstronny i bardzo szybki, ale nie wszędzie najszybszy. Nie jestem raptusem, nie daję się podpuszczać, staram się minimalizować ryzyko.

- Przed Panem Peru, kolejny bardzo ważny rajd...

- Może być nawet decydujący w walce o Puchar Świata. Wygra ten, kto będzie miał niezawodnego quada, a także więcej szczęścia.

- Kiedy rozpoczyna Pan treningi przed Peru?

- Quady powinny być na Sardynii w środę lub czwartek. Jeden tor mam już uzgodniony, a staram się załatwić jeszcze jeden.

- Nie wystarczy Panu jeden?

- Może i wystarczyłby, ale przecież chodzi o to, aby trenować w możliwie różnych warunkach. Im większe urozmaicenie trasy, trudniejsze przeszkody, tym lepiej.

- Zapowiada się emocjonująca końcówka sezonu?

- Oj, tak. Z Abu-Issą mamy po dwa zwycięstwa i - odliczając najsłabszy wynik - po jednym drugim miejscu. Jest więc remis.

- Czy Abu-Issa odpuści?

- Oczywiście, że nie odpuści. Po nieudanym Dakarze, walczy jak lew o Puchar Świata.

- A Pan odpuści?

- Nie. Jestem przecież sportowcem. Będę walczył do końca. Jednak dla jednego wyniku się nie zabiję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski