- Wygrana Rafała w Tour de Pologne, to spełnienie pańskich marzeń?
- Spełnienie marzeń? Nie chciałbym, by było to odczytane, że wymagam za dużo, ale w zawodowym kolarstwie liczą się przede wszystkim wygrane w Giro czy Tour de France. Zwycięstwo w wielkim wyścigu to jest jeden z kierunków. Dla takich chwil jak w sobotę na Rynku warto żyć. Nawet po raz pierwszy moja żona przyznała, że poczuła, że moja ciągła nieobecność w domu ma sens, skoro wychowałem takiego zawodnika.
- Padliście sobie w ramiona na mecie, były słowa, czy tylko łzy wzruszenia.
- Mamy z Rafałem swoje tajemnice...
- Był Pan pierwszym trenerem, który mu pogratulował. Żal Panu, że spiker nie wymienił pańskiego nazwiska, nie przypomniał, skąd wywodzi się Rafał?
- Nie byłem głównym aktorem tego widowiska, ale trochę żal. Nikt nie wiedział, co to za gość, który podchodzi do Rafała. A przecież stale jesteśmy obecni jako Krakus na Tourze, przez dwa lata koszulkę najlepszego górala ubierał Tomasz Marczyński. Chodzi o promocję tego klubu, o to, by młodzież, która u nas trenuje widziała sens swego wysiłku.
- Kiedy uwierzył Pan w jego zwycięstwo?
- Rozmawialiśmy podczas tego wyścigu bardzo często. Jechałem jako drugi trener kadry. Rafał często podjeżdżał do naszego wozu technicznego. Właściwie dyskutowaliśmy codziennie. Chyba na dobre uwierzyłem w jego triumf przed "czasówką". Ale momentem przełomowym było wygranie etapu na Słowacji. Chodziło przede wszystkim o psychikę. Twierdziłem, że jak wygra, to znacznie się wzmocni psychicznie. Poczuł ten "cug" zwycięstwa. Następnie wygrał drugi etap. Ma wspaniałą grupę, jeżdżą w niej dobrzy zawodnicy, świetnie dobrani. Nie tak jak w zeszłym sezonie. Bardzo mu pomogli.
- Rafał przyjechał do Polski jako król gór z Tour de France. Przypuszczał Pan, że po ciężkim starcie w Giro, jeszcze zawojuje Wielką Pętlę?
- Nie ma takiego mądrego, który by to przewidział. Nieszczęście grupy - wypadek Contadora i jego wycofanie się z wyścigu stworzyło szansę dla innych, także dla Rafała, który mógł jechać na własne konto. Postarał się więc o wywalczenie koszulki.
- Wygra kiedyś Tour de France?
- Od lat mówię, że to jest kolarz do wygrywania wielkich tourów. Zaprzecza prawom fizjologii - im wyższa góra, tym on jedzie szybciej. Sukces w Polsce zawdzięcza sukcesowi we Francji. Gdyby tam mu się nie powiodło, to sądzę, że także w naszym wyścigu nie mielibyśmy powodów do świętowania, bo przyjechałby na niego kompletnie "wyjechany". Tak jak w życiu, także i w sporcie trzeba mieć szczęście. Np. Tomkowi Marczyńskiemu ono nie dopisuje. Przez przypadek można wygrać np. mistrzostwa świata po finiszu, a wygrana wielkiego touru nie może być już przypadkowa.
- Z Rafałem zna się Pan bardzo długo, kiedy Pan zaczął z nim pracować w Krakusie?
- Gdy miał 12 lat, mówią o mnie, że jestem dla niego drugim tatą. Jesteśmy w stałym kontakcie telefonicznym. W czym mogę mu pomóc przez te rozmowy? Mamy swoje "gadki", przede wszystkim staram się mu pomagać pod względem psychicznym.
- Sukces Rafała przełoży się na lepsze czasy dla pańskiego zespołu?
- Chciałbym, żeby tak było, ale póki co, to szkolenie opiera się na zaangażowaniu finansowym rodziców. Skromne środki dostajemy z miasta. Nieoceniona jest pomoc naszego sponsora Stanisława Czaji. Gdyby nie on, klubu już by nie było.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?