Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Raj nad Maskalisem

Redakcja
Wejście do "kuchni proboszcza" Fot. autor
Wejście do "kuchni proboszcza" Fot. autor
CHOTEL CZERWONY. Z Wiślicy do Buska-Zdroju można jechać żwawo, niekłopocząc się, co obok drogi, można też jechać czujnie - i zareagować na drogowskaz, kierujący do wsi o cudnie nieortograficznej nazwie Chotel Czerwony. A nawet nie "można", lecz "trzeba", bo w tej wiekowej wsi znajdzie się wiele nieczęsto spotykanych atrakcji.

Wejście do "kuchni proboszcza" Fot. autor

Miłe jest tam zwłaszcza to, że wszystko, co ciekawe, skupia się blisko siebie. Dlatego też wskazania co do kierunku jazdy (względnie marszu; to już indywidualna wszak decyzja) można ograniczyć do jednej rady: aby szukać kościoła. Zadanie nietrudne, zgrabna bowiem, kameralna, elegancka świątyńka posadowiona została na szczycie wyraźnie wznoszącego się ponad otoczenie pagórka, a czerwień jej dachu widać z daleka.
Ten kościół - to nie byle co. Pierwsza ponoć, drewniana, świątynia powstała tam w 1313 r.; sam Jan Długosz, dziejopis sławny, wymieniał zresztą Chotel jako najstarszą parafię na obszarze daleko rozleglejszym aniżeli sama Niecka Solecka, w obrębie której rozciąga się wieś. Ksiądz ów, historyk, dyplomata, wychowawca królewskiej progenitury nie tylko pisał o Chotlu, ale i był fundatorem tego właśnie kościoła, który po dziś dzień jest ozdobą wsi.
Długosz bowiem miał w swoim bogatym w znaczenia życiorysie także epizod wiślicki: piastował przez czas jakiś godność kustosza tamtejszej kolegiaty. Kustoszowi temu - jak sam podawał - przysługiwało w chotelskiej parafii pewne beneficjum w postaci folwarku oraz dworu z ogrodem. W ogóle parafia tamtejsza, jako rozległa i zamożna, żywiła znacznie większą liczbę dostojników kościelnych - dość przypomnieć, że grunty rolne miał tam biskup krakowski (oczywiście, nie zajmował się uprawianiem ich, lecz tylko pobierał należne z tego tytułu dochody), że środki do utrzymania czerpali stamtąd także m.in. prepozyt i kantor kolegiaty z Wiślicy.
Długosz wszelako - jako jedyny - pozostawił po sobie widoczny ślad: w latach 1440-1450 r. na jego polecenie i z jego funduszów wzniesiono kamienny, o ścianach formowanych z ciosów, kościół pw. św. Bartłomieja. Oczywiście, istnieje on zbyt długo, aby nic się w jego wyglądzie nie zmieniło: w XIX wieku dokonano niewielkiej przebudowy i od tego czasu po zachodniej stronie prostokątnej, o rozmiarach zbliżonych do kwadratu, nawy stoi neogotycka piętrowa kruchta. Na szczęście, korekty nie zatarły pierwotnej strzelistości sylwety, nadanej jej przez budowniczych.
Wnętrze warte jest uważnego obejrzenia. Począwszy od efektownych, gotyckich, sklepień sieciowych (w nawie widać herb fundatora, czyli Wieniawę, oraz Dębno biskupa krakowskiego Zbigniewa kardynała Oleśnickiego, którego sekretarzem i kanclerzem był Długosz; w prezbiterium umieszczony został państwowy orzeł kazimierzowski), poprzez piękne gotyckie sakramentarium za późnobarokowym ołtarzem głównym po wiekowy krucyfiks, datowany na 1400 r., a umieszczony na północnej ścianie nawy. Ciekawa jest też tablica erekcyjna, na której wyobrażono płaskorzeźbioną Matkę Boską z Dzieciątkiem, św. Stefana i św. Hieronima, cenny - XV-wieczny portal wejścia prezbiterium do zakrystii, z polichromią i wykutą w czerwonym kamieniu płaskorzeźbą św. Stefana, intrygujące - zarysy stóp, wyryte na zewnętrznym portalu, urzekający natomiast - zegar słoneczny na ścianie południowej kruchty. Co ważne: działa! Jego wskazania pokrywają się z czasem, podawanym przez zegarek kwarcowy.
Kościołowi wieś zawdzięcza ponoć część swojej nazwy. O ile bowiem Chotel jest pochodną od starego imienia Chot względnie Chotek, o tyle Czerwony - to efekt wrażenia, jakie na wędrowcach robił widoczny z daleka dach świątyni, pokryty od początku ceramiczną dachówką (był zresztą czas, że zamiast Chotel miejscowość nazywano Rubea Ecclesia, czyli Czerwony Kościół). Co do odmiany zaś: analogii do "hotelu" szukać nie należy - tym bardziej, że urzędowy szyld na szkole podstawowej (będącej, notabene, sukcesorką szkoły, istniejącej już pod koniec XVI stulecia) informuje właśnie, że mieści się ona w Chotlu Czerwonym. A kto jak kto, ale nauczyciele chyba znają się na gramatyce...
Jedyny - jeśli nie liczyć wznoszącej się koło szkoły leciwej figury św. Jana Nepomucena - zabytek Chotla posadowiony jest, jak na Ponidzie przystało, na gipsowym wzgórzu. Strukturę jego wnętrza można poznać bez trudu, bez drążenia wykopów (co dla turysty mogłoby być kłopotliwe...) - dzięki wglądowi do groty, sięgającej 20 m w głąb ziemi. Osłonięte żelazną kratą wejście do niej znajduje się na zboczu, w pobliżu plebanii. Z racji sąsiedztwa, ale też zapewne niegdysiejszego sposobu wykorzystywania, zwana jest "kuchnią proboszcza". Warto się tam zatrzymać: widać bowiem doskonale wielkich rozmiarów kryształy gipsu, układające się w ukosy na kształt jaskółczego ogona i tak zresztą nazywane.
Jeszcze ładniejsze kryształy można podziwiać niedaleko świątyni, na wzgórzu, w całości będącym rezerwatem przyrody "Przęślin". Tamtejsze wychodnie gipsu uważane są przez wielu za najefektowniejsze na świecie, długość niektórych kryształów przekracza 2,5 m! W rezerwacie chronione są nie tylko kryształy, ale także osobliwości botaniczne - przede wszystkim ciepłolubna roślinność stepowa: uważany za symbol Ponidzia miłek wiosenny, znana tylko na dwóch stanowiskach w Polsce gęsiówka uszkowata, len włochaty, ostnica włosowata, ostrołódka kosmata, ożota zwyczajna, wężymord stepowy, zawilec wielkokwiatowy. W sumie jest tam około 150 gatunków muraw stepowych - oraz wielka rzadkość świata zwierzęcego, ryjkowiec o nazwie ziołomirek stepowy, występujący w naszym kraju tylko tam, w całym świecie zaś odnaleziony w zaledwie trzech miejscach!
Podobny charakter ma drugi rezerwat w Chotlu Czerwonym - "Góry Wschodnie"; ten jednak oddalony jest od kościoła o jakiś kilometr. Tam też można obejrzeć gipsowe wychodnie, z błyszczącymi w słońcu kryształami, ułożonymi w "jaskółczy ogon" (kiedy są prześwitujące, noszą lokalną nazwę "szklica"), tam też można podziwiać bogactwo roślinności stepowej. "Góry Wschodnie", zajmujące obszar prawie 1,8 ha, są większe od "Przęślina" (tylko 0,7 ha), ale z tego drugiego roztacza się zdecydowanie piękniejszy widok. Problem w tym, że "Przęślin" jest rezerwatem ścisłym, przeto deptanie roślinności równa się wykroczeniu... W "Górach" trzeba zwrócić uwagę na formy krasowe w postaci wżerów i żłobków, a ponadto stanowisko typowego tylko dla Ponidzia stulisza miotłowego; z innych egzotycznie brzmiących roślin są tam okazy chabra pannońskiego tudzież seslerii błotnej.
Ale Chotel Czerwony to dobre miejsce nie tylko dla swobodnie poruszających się wśród tajników biologii czy historii sztuki: to dobre miejsce także dla zwykłych zjadaczy chleba, zachwycających się spokojnymi, regularnymi panoramami uprawnych pól, doceniających wszechobecny (chyba że mącony odgłosami maszyn rolniczych) spokój, lubiących pomedytować na świeżym powietrzu. Wszystko to w Chotlu jest; nie ma tam jedynie... hotelu. Ale ten brak zrekompensować może rzeczka o intrygującej nazwie Maskalis.
Jest to zatem istny raj - nad Maskalisem.
WALDEMAR BAŁDA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski