Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Randka z armią na całe życie

Redakcja
Wielu chłopców woli pachnące perfumami narzeczone odwiedzane w czasie przepustek od spoconych koleżanek z plutonu

EWA ŁOSIŃSKA

EWA ŁOSIŃSKA

Wielu chłopców woli pachnące perfumami narzeczone odwiedzane w czasie przepustek od spoconych koleżanek z plutonu

   Świat obiegły zdjęcia 19-letniej rannej szeregowiec Jessiki Lynch, którą amerykańskie siły specjalne odbiły z rąk Irakijczyków. Dziewczyna z kompanii zaplecza technicznego, która wpadła w zasadzkę pod Nasiriją, ma złamane nogi, rękę i uszkodzony kręgosłup. Prawdopodobnie była torturowana. Te dramatyczne przeżycia nie odstraszają jednak jej koleżanek od wyboru kariery wojskowej.
   W amerykańskich oddziałach w rejonie Zatoki Perskiej służy wiele kobiet. Do niewoli pod Nasiriją dostała się też Shoshanna Johnson z Teksasu. Zginęła tam ponadto Indianka - pierwsza taka ofiara wojennego konfliktu w historii amerykańskiej armii.
   W Kuwejcie, w jednym z centrów łączności, służbę pełni natomiast 21-letnia szeregowiec Anna Górecka, urodzona we Wrocławiu imigrantka z Polski. To jedyna oficjalnie potwierdzona obecność Polki na froncie. - W GROM-ie służą kobiety. Ale nic mi nie wiadomo, by pojechały do Iraku. Zresztą gdybym miała takie informacje, nie wolno by mi było ich ujawniać - mówi kmdr ppor. Bożena Szubińska, przewodnicząca Rady ds. Kobiet w Siłach Zbrojnych Rzeczpospolitej Polskiej. - W Wojsku Polskim jest dziś łącznie ze służbą zdrowia ok. 500 pań - mówi. Ich liczba jednak maleje - restrukturyzacja sił zbrojnych dotyka także płci pięknej.
   Zdaniem szefowej rady, Polki wkładające mundur nie marzą o pierwszej linii frontu. - W ubiegłym roku byłam w grupie osób "zagrożonych" wyjazdem do Afganistanu. Gdyby był rozkaz, pojechałabym. Ale nie tylko moja 19-letnia córka byłaby przerażona - przyznaje Szubińska.

Dyscyplina zamiast coca-coli

   Dla Amerykanek perspektywa prawdziwej wojny nie jest odległa. Czołgają się pod zasiekami z drutu kolczastego, robią nawet 100 pompek w dwie minuty. Na tygodnie rezygnują z makijażu i coca-coli. Mimo to zapewniają, że są szczęśliwe. Niektóre marzą o stopniu generała. Kilkanaście procent mundurów amerykańskich sił zbrojnych okrywa damskie sylwetki.
   22-letnia Anitra Bishop przyjechała do Fortu Jackson w Karolinie Południowej. - Wstąpiłam do wojska ze swym chłopakiem - uśmiecha się. - Trafiliśmy do tej samej kompanii. Ale widujemy się głównie w niedziele w kościele. W czasie pierwszych dziewięciu tygodni szkolenia żołnierzom nie wolno umawiać się na randki.
   Kiedy Anitra wysiadała z autobusu, który przywozi ochotników do fortu, nie wiedziała, czego może się spodziewać. Podobnie jak wielu z ok. 40 tys. potencjalnych żołnierzy, którzy trafiają tu co roku. Wstępne przeobrażenie cywila w rekruta trwa cztery dni. Męskie karki strzyże się niemal na zero. Dziewczęta mogą zachować długie włosy, jeśli starannie je upną. Armia dba też o jednakowe oprawki do okularów, szczoteczki do zębów i inne przybory.
   Każdy rekrut otworzy tu rachunek bankowy, przejdzie badania lekarskie, popracuje nad kondycją. Dziewczyny, które nie zrobią 14 pompek i 20 przysiadów, próbują aż do skutku. Niektórym wyrobienie normy zajmuje trzy tygodnie. Nawet te rozpieszczone nauczą się wstawać o 5.15 rano i zasypiać w 60-osobowej sali. Światło gaśnie już o 21.30. Nikt nie ma siły na nocne rozrywki.
   W czasie pierwszych tygodni szkolenia nie ma przepustek, gazowanych napojów, kawy, ani herbaty. Rekruci nie palą, nie żują gumy, nie widzą słodyczy. - Odkryłyśmy, że woda lepiej gasi pragnienie niż coca-cola - twierdzą 18-letnia Tiffany Charley i 20-letnia Tanisha Bryant. Kateri Sue Johnson z Denver dodaje: - Telefony do domu są dozwolone tylko w sobotę.
   Przełożeni regularnie sprawdzają, czy guma lub czekolada nie została zamelinowana pod łóżkiem. W salach nie wolno trzymać nawet książek. Wyjątkiem jest Biblia. - Lektury rozpraszają uwagę żołnierzy, którzy po ćwiczeniach mają zająć się sprzątaniem - tłumaczy sierżant.
   Rekruci dostają ok. 900 dolarów żołdu miesięcznie. Nie oszczędzają. Po kursie większość kupuje używany samochód - tak świętują przejście okresu wojskowej inicjacji. Po dłuższym pobycie w armii część dam zacznie się malować, zapuści paznokcie i włoży kolczyki. Do galowych mundurów można bowiem nosić skromną biżuterię. W lotnictwie - nawet wiszące kolczyki.
   Sue Johnson, drobna blondynka, zapewnia, że wstąpiła do wojska z pobudek patriotycznych. - Chciałam coś zrobić dla kraju - mówi. Armia jest z niej zadowolona - po szkoleniu w Forcie Jackson Sue trafi na 14 miesięcy do szkoły języków obcych. Jej zdolności mogą być wykorzystane np. przez wywiad.
   Dowódca kompanii kpt. Tyrone Farmel chwali podopieczne. - Są równie dobre jak chłopcy, a część ma więcej motywacji niż ich koledzy, by zostać wzorowym żołnierzem - mówi.
   Mimo pochwał Tiffany i Tanishy wydaje się, że armia nie chce kobiet. - Musimy udowadniać, że jesteśmy równie dobre jak chłopcy. Nawet jeśli Tanisha robi 70 pompek i w czasie testów sprawnościowych wypada lepiej niż faceci - twierdzą. Towarzysze broni bywają nadopiekuńczy. - Trzeba czasu, by uwierzyli, że dajesz sobie radę - skarży się Tanisha. Mimo to rozważa możliwość randki z armią na całe życie.

Jeśli zechcę, będziesz szczekał

   - Armia o mnie dba, a ja daję jej z siebie 110 proc. możliwości - zapewnia Carla Caetano, sierżant, która szkoli mechaników z Fortu Jackson. Bywa surowsza dla dziewcząt niż dla chłopców. - Chcę przygotować je na to, że jeśli nie będą lepsze od kolegów, trudno im będzie awansować - tłumaczy. Nie pozwala jednak, by przełożony kazał dziewczynom nosić za karę 30-kilogramowe skrzynki z narzędziami. Ale gdy uzna to za niezbędne dla utrzymania dyscypliny, każe żołnierzom... szczekać. Wykonują rozkaz bez szemrania.
   Caetano była w Arabii Saudyjskiej z jednostką wyposażoną w pociski patriot. Twierdzi, że tamtejszym żołnierzom podobało się, iż w armii służą kobiety. Zresztą amerykańscy rekruci też miewają problemy z akceptacją przełożonych płci żeńskiej. Na polanie Fortu Jackson 26-letnia kapitan Valerie D. Henderson zatrzymuje dwóch żołnierzy, którzy zakończyli zdobywanie tzw. wieży zwycięstwa. - Dlaczego nie salutujecie starszym stopniem? - pyta. Szeregowcy, zdziwieni, że strofuje ich drobna kobieca postać, posłusznie stają na baczność. - W wojsku nie ma podziału na kobiety i mężczyzn - wyjaśnia Valerie, choć przyznaje, że w czasie pierwszych tygodni szkolenia to na jej ramieniu dziewczyny ronią łzy.

Po studia, władzę i przygodę

   Obecność Amerykanek w armii od lat nikogo nie dziwi. Nawet w murach Pentagonu roi się od kobiet. Mimo to część oficerów nadal sądzi, że Amerykanki wstępują do wojska, by znaleźć tu męża, bo mają z tym - z braku urody czy rozumu - problemy w cywilu. Tymczasem panie, które spotkałam w szeregach wojsk lądowych USA, nie przypominają enerdowskiej ekipy pływackiej. Za 24-letnią niebieskooką porucznik Tricią M. Fernandez (której babka była Polką) obejrzałby się na ulicy każdy mężczyzna. W paradnym mundurze jest ozdobą uroczystości jednostki Old Guard w Forcie McNair pod Waszyngtonem. Wojskiem zainteresowała się w czasie studiów. - To mama pokazała mi ulotkę o szkoleniu - mówi.
   Wojsko to także droga do kariery. - Armia dała nam szansę zostania przywódcą - mówią damy stacjonujące w Forcie Campbell w Kentucky. Część dzięki mundurowi uciekła z nudnej prowincji. - Nie mogłam znieść życia na małej farmie - mówi April Hanley, wierna siłom zbrojnym od 19 lat.
   Magnesem dla niezamożnych dziewcząt jest tzw. Montgomery G.I. Bill - przepis gwarantujący żołnierzom kilkadziesiąt tysięcy dolarów na ukończenie studiów, jakie wojsko oferuje w zamian za kilka lat służby. Dzięki temu kobiety czują się niezależne. Jak major Marlene Frey, której wojsko umożliwiło zdobycie tytułu magistra.
   Kontrakt z armią na 5 lat zawarła 25-letnia Jamelle Wyman. Dostanie 35 tys. dolarów na studia dziennikarskie. - Chcę pracować dla CNN - marzy. Koleżanki Jamelle wstępują do wojska, by poznać świat. Te, które służyły za granicą, chwalą zwłaszcza garnizony w Niemczech.
   Zdarzają się też inne motywacje. - Służba wojskowa to wyzwanie - powtarzają oficerowie z Fortu Campbell i West Point. - Pilotowanie helikopterów jest ekscytujące - zapewnia major Deborah L. Snyder z 12. Batalionu Lotnictwa w Forcie Belvoir pod Waszyngtonem. Jej mąż też jest pilotem, wybrał jednak lotnictwo. Deborah woli wojska lądowe. - Służba w siłach powietrznych jest zbyt łatwa. Kiedy stacjonowaliśmy w Arabii Saudyjskiej podczas operacji "Pustynna Burza", mąż miał klimatyzowany namiot. Moja jednostka sypiała w garażu - tłumaczy.

Mama rusza na wojnę

   Jak się okazało po zniesieniu poboru w latach 70., kobiety są niezbędne amerykańskim siłom zbrojnym. Najsłynniejszym dowodem na to, że bez pań armia nie może się obejść, jest Grace Cooper. Cztery razy przechodziła na emeryturę, bo trzykrotnie siły zbrojne przerywały jej zasłużony odpoczynek i ściągały w swe szeregi. Bez niej wojskowe komputery pracowały bowiem znacznie gorzej. Kiedy w 1986 r. pozwolono jej odejść, miała 79 wiosen i 43 lata służby za sobą, choć wystarczy spędzić w armii 20 lat, by mieć prawo do emerytury.
   W czasie boomu gospodarczego wielu młodych mężczyzn znajduje zatrudnienie w prywatnych firmach. Dlatego już administracja Reagana umożliwiła wykształconym kobietom służbę w niedostępnych dla nich wcześniej jednostkach. Gdyby dziś zrezygnowano z pań, niektóre formacje przestałyby działać.
   Amerykanki walczyły w Grenadzie w 1983 r., brały udział w operacji w Panamie trzy lata później. Ale dopiero "Pustynna Burza" przyzwyczaiła rodaków George'a Busha do widoku kobiet w mundurach polowych. Ponad 40 tys. kobiet pojechało nad Zatokę Perską. Po raz pierwszy w historii USA wysłano ich rzesze na wojnę tak daleko od domu. 13 zginęło w czasie operacji, a dwie dostały się do niewoli. Bilans wyjazdu do Iraku może być gorszy - przyznają specjaliści.
   - Sprawdziły się w trudnych warunkach - twierdzi płk Robert Gaylord z Pentagonu. - Ani w Bośni, ani nad zatoką nie skarżyły się bardziej niż mężczyźni.
   Wielu Amerykanów przeraziły jednak statystyki: nad Zatokę Perską pojechało 1200 małżeństw, a dalszych 17,5 tysiąca osób, które tam trafiły, sprawowało prawną opiekę nad dziećmi. Nic dziwnego, że media ochrzciły ten konflikt "wojną mamusi". Kiedy "Newsweek" przeprowadził w lipcu 1991 r. sondaż, okazało się, że 89 proc. Amerykanów nie było zadowolonych z faktu, że matki małych dzieci ruszają na wojnę. Ale aż 8 z 10 badanych zgadzało się, by kobiety służyły w jednostkach liniowych.
   Sierżant Carla Caetano nie podziela ambicji Amerykanek, które śnią o okopach. - Tylko nieliczne kobiety mogą dorównać mężczyznom siłą - podkreśla. Dane Pentagonu mówią, że kobiety mają średnio 55 proc. siły mięśni i 67 proc. wytrzymałości mężczyzn. A wyposażenie żołnierza piechoty z bronią i amunicją waży ponad 30 kg.
   Tuż po wojnie w zatoce niemal 45 proc. ankietowanych żołnierzy twierdziło, że czuło się nieswojo z powodu obecności pań w jednostce i miało to negatywny wpływ na ich morale. Ponad połowa uznała, że kobiety walczyły słabo lub średnio, a tylko 3 proc. mężczyzn dostało tak niskie noty.
   Część młodych kobiet drogo płaci za karierę wojskową. 25-letnia porucznik Eva Hill zaraz po ukończeniu szkoły pojechała do Korei. - Mąż został w Stanach. Małżeństwo się rozpadło - przyznaje. Mimo to nie żałuje wyjazdu. - Może zostanę generałem? - marzy.

Przywódca biega najszybciej

   Szansę na taki stopień (tylko kilkanaście kobiet w służbie czynnej ma wężyki generalskie) ma płk Anne Macdonald z Fortu Campbell. - Poświęciłam armii wszystko. Nie mam dzieci - mówi. - Kiedy zdawałam do West Point, nikt nie uprzedził mnie, że powinnam uprawiać sport. Nigdy wcześniej nie przebiegłam dwóch mil. Gdyby nie to, że dobrze pływałam, nie przetrwałabym fizycznego treningu, jaki mi zafundowano - wspomina. Była wśród 119 kobiet, które jako pierwsze przekroczyły w 1976 r. bramy słynnej akademii. - Powtarzano, że nie będę dowódcą, bo nie umiem szybko biegać.
   I choć absolwentki West Point są dumne z ukończenia prestiżowej uczelni, stosunki panujące w jej murach wspominają nie najlepiej. Koledzy i nauczyciele dawali dziewczynom do zrozumienia, że powinny opuścić to miejsce.
   Armia od dawna nie toleruje takich ekscesów. Studentki West Point mają teraz inne zmartwienia. Elizabeth Vereshko i Bianca Brito, które skończyły uczelnię w 2002 r., narzekają na... kłopoty uczuciowe. - Nie jest w modzie umawianie się na randki z dziewczyną z tej samej uczelni. Narzeczonej szuka się w cywilu - żalą się. Ale trudno się dziwić, że wielu chłopców woli pachnące perfumami narzeczone odwiedzane w czasie przepustek od spoconych koleżanek z plutonu. Zresztą zawarcie związku małżeńskiego w czasie studiów to konieczność rezygnacji z uczelni.
   Poza murami akademii żołnierzom też niełatwo przyzwyczaić się do dziewcząt w szeregach. Kiedy 23-letnia Edyta Agnieszka Greene (pochodzi z Gubina) służyła w Forcie Knox, była jedyną kobietą w jednostce. - Koledzy bali się na mnie spojrzeć, by nikt nie oskarżył ich o napastowanie seksualne - wspomina. - Mój przełożony martwił się, czy nie zajdę w ciążę. Z danych Pentagonu wynika zresztą, że takie obawy nie są bezpodstawne. Gdy w 1994 r. USS Eisenhower, pierwszy okręt walki, na którym pozwolono pływać kobietom, wyruszył w 6-miesięczny rejs po Morzu Śródziemnym, po powrocie okazało się, że 13 proc. z 415 pań, które wzięto na pokład, oczekiwało potomstwa.
   1948 r. - Kongres przyznaje kobiecym jednostkom stałe miejsce w armii, ale ogranicza liczbę pań w wojsku do 2 proc. aktywnych sił.
   1967 r. - Rząd znosi 2-procentowy limit.
   1970 r. - Koniec obowiązkowego poboru w USA, trzy lata później całą armię stanowią ochotnicy.
   1975 r. - Prezydent podpisuje ustawę zezwalającą kobietom na wstępowanie na wyższe uczelnie wojskowe. Rok później 119 dziewcząt wkracza do West Point.
   1989 r. - Kapitan Linda Bray staje się pierwszą kobietą dowodzącą jednostką w czasie walki.
   1991 r. - Ponad 40 tys. kobiet zostaje przerzuconych nad Zatokę Perską po agresji Iraku na Kuwejt.
   1991 r. - Senat i prezydent znoszą przepisy, które zabraniały paniom udziału w lotach bojowych.
   1999 r. - Kobiety dopuszczono do służby na okrętach podwodnych o napędzie nuklearnym.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski