Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ratownicy walczą. O siebie i pacjentów

Dorota Stec-Fus
Archiwum
Kontrowersje. Zdaniem resortu zdrowia wystarczy 60 godzin kursu, by wyszkolony tak "specjalista" mógł dołączyć do załogi karetki, udzielającej pomocy ciężko chorym

Dopuszczenie do pracy w karetkach ratowników po 60-godzinnym kursie to jedna z najbardziej kontrowersyjnych propozycji, które znalazły się w projekcie nowelizacji ustawy o Państwowym Ratownictwie Medycznym. Przygotowało go Ministerstwo Zdrowia.

Podczas zakończonego w Krakowie Ogólnopolskiego Kongresu Ratowników Medycznych pół tysiąca przedstawicieli tej branży dowodziło, że "specjalista" po krótkim kursie nikogo nie uratuje.

- To rozwiązanie oznacza cofnięcie się o 20 lat - ocenia Andrzej Kopta, wiceprzewodniczący Społecznego Komitetu Ratowników Medycznych w Krakowie.

Ratownicy, którzy dziś jeżdżą do chorych, są absolwentami 3-letnich studiów licencjackich i walczą, by stworzono studia magisterskie w ich specjalności. W projekcie resortu takiego zapisu nie ma.

Stowarzyszenie starało się też o to, by zespoły ratownictwa medycznego składały się z co najmniej trzech osób. Jednak nowela przewiduje, iż nawet do najciężej chorego pacjenta mogą jechać dwie osoby (w tym kierowca karetki), co zresztą w wielu miejscach kraju jest już normą. - To jakiś nonsens. Człowieka z urazem, po upadku albo po wylewie dwie osoby nie zabezpieczą i nie przetransportują do szpitala - twierdzi Adrian Stanisz, ratownik z Krakowa.

Stanisz przypomina sobie historię starszej kobiety, która spadła z drabiny i złamała obie nogi: - Ratownicy improwizowali i się udało, ale z profesjonalnym udzielaniem pomocy ich praca nie miała wiele wspólnego - opowiada. Załogi karetek obawiają się o zdrowie i życie pacjentów, ale chcą też chronić siebie. Bo coraz częściej w sporach sądy przyznają rację pacjentom.
Są też inne problemy.

Np. obecne przepisy nakazują zawiezienie chorego do najbliższego szpitalnego oddziału ratunkowego. Ale nie wszystkie są przygotowane do leczenia każdego przypadku. Niedawno ratownik musiał tłumaczyć się przed prokuratorem, bo... zawiózł pacjenta chorego na serce na oddział intensywnej opieki kardiologicznej w specjalistycznym szpitalu.

Również tej kwestii nowela nie reguluje. Tak samo jak nie daje ratownikom prawa podawania nowoczesnych leków osobom z zawałem. Nadal będą to mogli robić tylko lekarze.

Ministerstwo nie usłuchało też próśb o zagwarantowanie ratownikom opieki psychologicznej. Jak mówi Andrzej Kopta, w Niemczech po nieudanej reanimacji dziecka ratownik ma zakaz dalszej pracy w tym dniu i musi iść na terapię. A w Polsce - wraca do karetki. To prosta droga do wypalenia zawodowego.

Projekt noweli spotkał się z powszechną krytyką. Negatywną opinię sporządziła nie tylko Naczelna Rada Lekarska, ale też Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej. Obecny na krakowskim kongresie jego szef Władysław Kosiniak-Kamysz zapowiedział m.in., że przygotuje projekt zapisów, które zapewnią ratownikom - a tym samym pacjentom - większe bezpieczeństwo.

Dr Krzysztof Łanda z Business Center Club nie ma wątpliwości, że do najcięższych przypadków powinni jeździć ratownicy "najlepsi z najlepszych", z dobrym przygotowaniem, doświadczeniem i umiejętnością radzenia sobie ze stresem. - Niestety, stacje pogotowia zatrudniają nierzadko osoby z łapanki, które z ciężką i odpowiedzialną pracą po prostu sobie nie radzą - komentuje dr Łanda.

Do koncepcji resortu wiele uwag zgłosiło też Krakowskie Pogotowie Ratunkowe. Najważniejsza dotyczy propozycji, według której dyspozytorzy mają być zatrudniani przez wojewodów, a nie pogotowie. Dyrektorzy obawiają się sytuacji, kiedy dysponenci karetek nie będą im podlegali.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski