Do Małopolski przylecieli kolejni uchodźcy z Kosowa
- Wszyscy są w dobrej kondycji fizycznej i psychicznej. Ciężarna kobieta nie wymagała interwencji lekarskiej. Starsi ludzie obawiali się lotu. Dzieci płakały tylko przy starcie i lądowaniu samolotu
- powiedział "Dziennikowi" Jakub Kwiecień, lekarz wojskowy opiekujący się uchodźcami na pokładzie samolotu.
Avni Haliti przyleciał do Polski wraz z trzyosobową rodziną: matką, siostrą i młodszym bratem. Pochodzi z wioski w pobliżu Prisztiny. - Mój brat zginął z rąk policji serbskiej kilka metrów od domu. Rodzina nie zdążyła go pochować, bo trzeba było uciekać przed Serbami - mówi Avni.
- Uciekłem z Kosowa dwa tygodnie temu. "Arkanowcy" (serbskie jednostki paramilitarne, słynące z okrucieństwa. Nazwa pochodzi od imienia ich przywódcy Arkana - red.), którzy przyszli do naszej wioski, kazali nam się wynieść w ciągu godziny - mówi 30-letni Azrem.
Azrem mieszkał w Lipanju, w okolicy Uroszevca. Uciekł razem z najbliższą rodziną: żoną, dwójką dzieci, rodzicami. Jak mówi, "arkanowcy" wjechali czołgiem do jego wsi i zaczęli strzelać z karabinów. Najpierw okradli mieszkańców z cenniejszych rzeczy - zabrali też bydło i konie - a następnie podpalili domy. Albańczycy mieli godzinę na spakowanie dobytku.
- Pociągiem pojechaliśmy do Macedonii. Ci, którzy wkroczyli do Prisztiny, nie byli żołnierzami z regularnych jednostek; mieli cztery rodzaje mundurów i nie były to serbskie mundury. Byli to zapewne "arkanowcy". Ludzie mówią, że tych, którzy nie uciekli, zamordowali w okrutny sposób. Wyrywali ofiarom serca, płuca, gwałcili kobiety - _opowiada inny Albańczyk, Hasem.
Hasem mieszkał w Prisztinie. Razem z nim uciekli jego rodzice, a młodszy brat wstąpił do oddziałów Wyzwoleńczej Armii Kosowa. - On jest już stracony, a moi rodzice są już starymi ludźmi, którymi trzeba się opiekować - dlatego uciekłem. Pewnie gdyby nie oni, zostałbym w Kosowie i też może wstąpiłbym do WAK - mówi Hasem. Jak zapewnia, od początku chciał przyjechać do Polski; 12 lat temu razem z przyjaciółmi był w Krakowie.
Tłumacz uchodźców, z którym rozmawialiśmy wczoraj w Balicach, jest Albańczykiem od kilkunastu lat mieszkającym w Polsce. Jego rodzina została w kosowskiej Mitrovicy: - Nie mam z nimi kontaktu od rozpoczęcia nalotów. Może uciekli, ale gdyby uciekli do Albanii lub Macedonii, to pewnie zadzwoniliby do mnie.
Uchodźcy zostali przewiezieni autobusami do ośrodków w Mszanie Dolnej i Cieniawie. W mszańskim Ośrodku Szkoleniowo-Rehabilitacyjnym PCK mają do dyspozycji domki z węzłami sanitarnymi i ciepłą wodą. - Na piętrach są po trzy sypialnie, ale w miarę potrzeby można dołożyć jeszcze kilka łóżek - zapewnia kierownik ośrodka Lucyna Stanek. - _Nie chcemy rozdzielać rodzin.
W Ośrodku Zakładów Naprawy Taboru Kolejowego w Cieniawie Albańczyków zakwaterowano w trzech pawilonach z 3-osobowymi pokojami. Dzieci mogą korzystać z placu zabaw oraz boisk do piłki nożnej i siatkówki.
Samolot, którym wczoraj przylecieli uchodźcy, przetransportował do Macedonii 5 ton konserw z wołowiną.
(NIKA, STRZ, BEM)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na Twitterze!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?