Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Real dał po złotym zegarku

Przemysław Franczak
Mecz z Realem Madryt. Z nr. 4 Bohdan Likszo, z 15 Wiesław Langiewicz.
Mecz z Realem Madryt. Z nr. 4 Bohdan Likszo, z 15 Wiesław Langiewicz. Fot. Archiwum R. Niewodowskiego
Historia. - Skala tego sukcesu była porównywalna do zwycięstwa polskich piłkarzy nad Niemcami - mówi Ryszard Niewodowski, były koszykarz Wisły. 50 lat temu „Wawelskie Smoki” pokonały w Krakowie w ramach Festiwalu FIBA reprezentację Europy i wielki Real Madryt.

- Jak to możliwe? Jak to się mogło stać? - to były pierwsze słowa, jakie Jerzy Bętkowski, trener Wisły, usłyszał od Williama Jonesa, słynnego sekretarza generalnego Międzynarodowej Federacji Koszykówki (FIBA), po meczu z reprezentacją Europy. „Wawelskie Smoki” sensacyjnie wygrały 78:70. Z drużyną, w której grały takie gwiazdy jak Radivoj Korać, Frantisek Konvicka, Massimo Villetti czy Jan Bobrovski. Był 16 października 1965 roku. Dzień później szok jeszcze się spotęgował: krakowianom nie sprostał Real Madryt, zdobywca Pucharu Europy (85:70). Tym samym Wisła została najlepszą drużyną pierwszego Festiwalu FIBA, imprezy znanej też jako FIBA All-Star Game. To najważniejsze wydarzenie w historii koszykarskiej sekcji „Białej Gwiazdy”.

- Wspaniała historia - uśmiecha się Bętkowski. - Dla Krakowa to było wielkie sportowe święto, mówiło się o tym w kawiarniach i na ulicach, bilety rozeszły się na pniu, a straż pożarną musieliśmy prosić, żeby zgodziła się na wpuszczenie dodatkowej liczby widzów. To były jeszcze czasy, kiedy hala przy ul. Reymonta uchodziła za __nowoczesną.

Niemożliwe nie istnieje
O tym, że pierwszy Festiwal FIBA został zorganizowany pod Wawelem, zadecydowały starania i szerokie znajomości prof. Jana Janowskiego, wówczas wiceprezesa Wisły i sędziego międzynarodowego. To miał być efektowny początek obchodów wypadającego w kolejnym roku jubileuszu 60-lecia klubu. Nikt się jednak nie spodziewał, że wiślacy osiągną tak spektakularne wyniki. Potem na przestrzeni lat reprezentacja Europy rozegrała w ramach kolejnych festiwali w sumie 29 spotkań. Przegrała zaledwie pięć.

W „Sporcie” pisano: „Co do jednego nie ma najmniejszych wątpliwości: w hali Wisły byliśmy w ubiegłym tygodniu świadkami historycznego dla naszej koszykówki sukcesu. Jednomyślność ta kończy się jednak w momencie, kiedy chce się ustalić jego... rozmiary. Jeśli bowiem jedną z naszych narodowych pasji jest usprawiedliwianie porażek, to w co najmniej równym stopniu lubimy „usprawiedliwiać” zwycięstwa; zwłaszcza jeżeli są one tak niespodziewane, żeby nie powiedzieć - sensacyjne. Tak jest również obecnie. […] Już zaczęły się dyskusje, analizy, co więcej - pierwsze wątpliwości. Zdarzyło się bowiem na parkiecie przy ul. Reymonta coś, co nie ma precedensu w światowym sporcie. Zdarzyło się coś, co wydawało się przedtem niemożliwe. Muszą więc istnieć przyczyny, które tę „niemożliwość” tłumaczą...”.

Co więc się stało?

- Z jednej strony, w tamtym okresie nasz zespół był konglomeratem fantastycznych zawodników, świetnie się rozumieliśmy, graliśmy na pamięć. A z drugiej - konfrontacja z takimi rywalami wyzwalała na __pewno dodatkową chęć pokazania się - wspomina Ryszard Niewodowski, jeden z uczestników tamtych meczów.

Trener Bętkowski opowiada, że swoje zrobiła też wymyślona przez niego taktyka.

- Z reprezentacją Europy graliśmy tak, że Korać miał krycie indywidualne, grał na niego Krystian Czernichowski, a reszta broniła w strefie. To było dla nich duże zaskoczenie, nie mogli sobie z tym poradzić. W ten sposób przewróciliśmy Europę. Publika wyła ze szczęścia, a ja dostałem szalone gratulacje od Jonesa. „Bardzo interesująca taktyka, zawodnicy w świetnej formie” - tak mówił. A później z __Realem poszło nam już dość gładko - śmieje się.

Uczta nad ucztami
Co ciekawe, Bętkowski został wtedy ściągnięty do Wisły w awaryjnym trybie. Jan Mikułowski, dotychczasowy szkoleniowiec, wyjechał akurat na półroczny staż do USA. Działacze Wisły zwrócili się z propozycją poprowadzenia drużyny na festiwalu do Witolda Zagórskiego, trenera reprezentacji Polski, z którą zresztą dwa lata wcześniej zdobył srebrny medal na rozgrywanych we Wrocławiu mistrzostwach Europy (w finale przegraliśmy z ZSRR).

- Miał wątpliwości, bo jednak rzucałby na szalę własne nazwisko, dokonania. Ja miałem 35 lat, trenowałem Koronę i nic nie ryzykowałem. Ustawiłem drużynę, trochę poprawiłem obronę. Udało się - mówi Bętkowski.

Na łamach „Tempa” poziomem turnieju zachwycał się dr Walenty Kłyszejko, przed wojną trener kadry koszykarzy.

- Oglądałem już trzy olimpiady, mnóstwo mistrzostw Europy, ale takiej uczty koszykarskiej jeszcze nie miałem - stwierdził wtedy.

Pod koszami brylował Bohdan Likszo (Realowi, w którym występował m.in. Emiliano Rodriguez, najlepszy zawodnik mistrzostw Europy w 1963 roku, rzucił 29 punktów), piekielnie skuteczny był Wiesław Langiewicz, w obronie harował Czernichowski, europejskim gwiazdom nie ustępował Czesław Malec.

- Na pewno nazwiska rywali robiły wrażenie, w końcu Real na owe czasy był potęgą, ale patrząc na nich, nie myśleliśmy „o rany, ale gwiazdy”. Po pierwsze, polska koszykówka miała swoją markę w Europie, po drugie - przecież rok wcześniej mieliśmy okazję zagrać w Krakowie z __reprezentacją NBA, więc niewiele rzeczy mogło nas zaskoczyć - przypomina Niewodowski.

Kieliszki dla wszystkich
Sprzed 50 lat zostały mu nie tylko wspomnienia i wycinki z gazet. Na stole kładzie białe pudełko z herbem w Realu Madryt. W środku leży złoty zegarek. Takie prezenty rozdawali wówczas „Królewscy”.

- My do nich przed meczem podeszliśmy z proporczykami, a oni zrewanżowali nam się czymś takim. Szok - opowiada Niewodowski. - Szwajcarska robota, nadal działa. Trzymam go jak relikwię, ale może w __tych dniach założę. Czasy były ciężkie, ale nigdy nie kusiło mnie, żeby go sprzedać.

- Ja swój podarowałem wnukowi w nagrodę za maturę zdaną z __wyróżnieniem - zdradza Bętkowski. - Na __początku go nawet normalnie używał, ale teraz trzyma już jako pamiątkę.

Niewodowski: - Ale Wisła też stanęła na wysokości zadania. Wszyscy uczestnicy dostali po takiej wielkiej paczce z zestawami kieliszków, chyba z fabryki w Krośnie. Sześć do wina, sześć do wódki, sześć do szampana, wszystkie rodzaje, jakie można sobie wyobrazić, każdy z wygrawerowanym koszykarzem. Nadal mam je w domu, choć pewnie kilka się potłukło.

Wygrali z gwiazdami, przegrali mistrzostwo
- Można było odtrąbić sukces sportowy i organizacyjny - dodaje Bętkowski. - To była bardzo duża impreza, przyjechali nawet dziennikarze z zagranicy. Przed naszymi meczami swój Puchar Lajkonika rozgrywały koszykarki, na __trybunach siedzieli artyści, lekarze, prawdziwa śmietanka miasta. Cały Kraków tym żył.

Po turnieju głośno zastanawiano się, czy „Wawelskie Smoki” są drużyną, która będzie w stanie sięgnąć kiedyś po Puchar Europy. Marzeń jednak nigdy nie udało się spełnić. Ba, już w następnym ligowym meczu wiślacy przegrali we Wrocławiu ze Śląskiem.

- Była sensacja, bo wszyscy spodziewali się, że pogromcy Realu i europejskich gwiazd będą rządzić na krajowym podwórku. Ale jak to w sporcie bywa: myślami jeszcze wszyscy byli przy tym koszykarskim święcie, na dodatek Czernichowski złapał kontuzję i właściwie ze Śląskiem nie grał - przypomina Bętkowski.

I tak się złożyło, że najlepsza drużyna kraju z 1964 roku przez trzy sezony - 1965-67 - zdobywała „tylko” wicemistrzostwo Polski. Tytuł odzyskała dopiero w 1968.

- Nawet z perspektywy lat trudno mi to, kuchnia felek, zrozumieć. Decydowały niuanse, przegrało się jeden mecz i było po __zawodach - mówi Niewodowski. - To były jednak piękne czasy. Najbardziej ubolewam nad tym, że dziś w Krakowie męska koszykówka w __zasadzie nie istnieje.

Reprezentacja Europy do Krakowa zawitała potem jeszcze raz. Koszykarskie gwiazdy przyjechały tutaj też w czerwcu 1981 roku. Wówczas Wisła doznała sromotnej porażki 81:121.

15.10.1965: Reprezentacja Europy FIBA vs. Real Madryt: 101:83

16.10.1965: Wisła - Reprezentacja Europy 78:70 (37:43)

Punkty dla Wisły: Likszo 21, Langiewicz 20, Malec 13, Czernichowski 12, Grzywna 7, Wójcik 5, Niewodowski 0.

17.10.1965: Wisła - Real Madryt 85:70 (37:32)

Punkty dla Wisły: Likszo 29, Langiewicz 24, Malec 12, Czernichowski 8, Grzywna 8, Wójcik 4.

W kadrze „Białej Gwiazdy” byli też wówczas: Jacek Pietrzyk, Jan Piotrowski, Andrzej Baron, Andrzej Guzik i Tadeusz Michałowski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski