Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Recenzja gry Star Wars Jedi: Upadły zakon. Warto było czekać!

Piotr Szymański
Piotr Szymański
Po 9 latach od premiery drugiej części The Force Unleashed, gracze otrzymali wreszcie pełnoprawną grę dla jednego gracza w uniwersum Gwiezdnych Wojen. Czy warto było czekać aż tyle na Star Wars Jedi: Upadły zakon?

Młody padawan i jego misja

Za stworzenie nowej gry ze świata Gwiezdnych Wojen odpowiada studio Respawn Entertainment, znane przede wszystkim z Titanfall i Call of Duty. Głównym bohaterem Upadłego zakonu jest Cal Kestis, młody padawan, ukrywający się po tym, jak większość Jedi zostalo wyeliminowanych na skutek rozkazu 66 wydanego przez Imperatora. Zmuszony do ucieczki Cal spotyka na swojej drodze nowych towarzyszy, którzy ratują go z opresji. To była Jedi - Cere Junda i pilot statku kosmicznego Modliszka - Greeza. W pewnym momencie do naszego bohatera dołaczą droid BD-1, któremu najwygodniej na plecach naszego protagonisty.

I tak na barki Cala, oprócz sympatycznego robocika, błyskawicznie spada ważna misja. Zadaniem padawana jest odkrycie tajemnicy związanej ze starożytną obcą cywilizacją, która ma być kluczowa dla odbudowy zakonu Jedi. Po piętach graczy deptać będzie rosnące w siłę Imperium, które również ma chrapkę na zdobycie cennych artefaktów.

Gatunkowa mieszanka... starwarsowa

W Upadłym zakonie postawiono na sprawdzone rozwiązania. Naturalnie akcję śledzimy z perspektywy trzeciej osoby. Widać wyraźne wzorce zaczerpnięte z tytułów takich jak Uncharterd czy Tomb Raider (sekwencje platformowe, łamigłówki), Dark Souls (system walki, tzw. ogniska i odradzający się przeciwnicy) i Sekiro (pasek postawy). Cały ten miszmasz gatunkowy poskładano w zaskakująco udaną produkcję.

Naszą bazą wypadową jest statek Modliszka, na pokładzie którego planujemy podróże na kilka zróżnicowanych planet. A te są zaprojektowane całkiem ciekawie. Cal eksploruje mapy zbudowane z połączonych labiryntów, odkrywa grobowce, walczy z miejscową fauną oraz oczywiście żołnierzami Imperium. W poziomach wyróżniamy dwie podstawowe części składowe - sekwencje walki i platformowo-łamigłówkowe. Najczęściej występują kolejno po sobie, tak by dać odpocząć graczowi po większych starciach.

A pojedynki z przeciwnikami są naprawdę przyjemne i efektowne. Nasz bohater sprawnie posługuje się mieczem świetlnym, a wraz z rozwojem fabuły osiąga postępy również we władaniu mocą. Dzięki robotowi BD-1 gracz może leczyć się, skanować pokonanych przeciwników, hakować urządzenia czy odkrywać niedostępne dotąd ścieżki. I tak, obecny tutaj jest backtracking i wracanie w odwiedzone już miejsca.

Japońskie inspiracje w odległej galaktyce

Walka opiera się na rozwiązaniach z serii Dark Souls. Kamerę blokujemy na kolejnych przeciwnikach, robimy uniki, blokujemy ciosy i kontratakujemy. System sprawdza się nieźle, ale na pewno nie jest tak precyzyjny i przewidywalny, jak w grach From Software. Przekłada się to czasem na jego małą dokładność, za co możemy zostać niesłucznie ukarani. W przypadku śmierci tracimy doświadczenie, które przechwytuje przeciwnik, któremu udało się nas wyeliminować. By je odzyskać, musimy raz jeszcze dojść do miejsca zgonu i zadać oprawcy jeden cios. Postępy w grze zapisujemy w miejscach medytacji, które do złudzenia przypominają znane z wyżej wymienionej produkcji ogniska. To tutaj rozdajemy punkty doświadczenia na drzewku umiejętności, a gdy decydujemy się uzdrowić Cala, to przeciwnicy odradzają się na mapie.

Fragmentów platformowych w Upadłym zakonie jest sporo. Może nawet za wiele. Nie są specjalnie wymagające, a ich zadaniem jest danie graczowi chwili oddechu i pokazanie ładnych graficznie miejscówek. A w międzyczasie doczytanie następnych części poziomu. Elementy zręcznościowe uzupełniają łamigłówki, które już chyba gdzieś widzieliśmy.

Oprawa wizualna jest bardzo nierówna. Odwiedzimy fantastyczne, piękne lokacje, ale i w oczy rzucą nam się miejsca czy postaci, które są zdecydowanie poniżej przyjętego poziomu. Respawn Entertainment wyraźnie zabrakło czasu (i budżetu) na oszlifowanie gry, co widać także w optymalizacji. Nie przypominam sobie, kiedy ostatnio widziałem takie przycinki i zwiechy w tytule na PS4. Nie poprawiły tego nawet aktualizacje.

Czy moc silna w nim jest?

W Star Wars Jedi: Upadły zakon zagrają posiadacze konsol PlayStation 4, Xbox One i komputerów PC. Gra dostępna jest w pełnej polskiej wersji językowej. Czy warto po nią sięgnąć? Jeśli w przeszłości zagrywaliście się w Jedi Outcast i Jedi Academy lub jeśli całe lata czekaliście na singlową grę w świecie Gwiezdnych Wojen, to ta pozycja jest zdecydowanie dla was. Upadły zakon spełnia oczekiwania fanów, ale trzeba zdawać sobie sprawę, że nie jest produkcją w pełni doszlifowaną.

Ocena redakcji Gra.pl: 7,5/10

Gwiezdne Wojny to bogate i wielowymiarowe uniwersum, w którym powstała duża ilość gier. Niestety tylko nieliczne z nich są naprawdę dobre i aby pomóc wam w ich znalezieniu, przygotowaliśmy listę TOP 10 najlepszych gier Star Wars. Zapraszamy.

Najlepsze gry Star Wars – w jaki tytuł z uniwersum Gwiezdnyc...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Recenzja gry Star Wars Jedi: Upadły zakon. Warto było czekać! - GRA.PL

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski