Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Referendum jest nieważne. Dramatycznie niska frekwencja [WIDEO]

Arkadiusz Maciejowski, Grzegorz Skowron (ALG, KCH)
Jacek Grzędzielski głosował w komisji przy ul. św. Marka w Krakowie razem z córką Gabrysią
Jacek Grzędzielski głosował w komisji przy ul. św. Marka w Krakowie razem z córką Gabrysią fot. Andrzej Banaś
Polityka. Pustki przy urnach, senna atmosfera w komisjach, brak zainteresowania najważniejszych stacji telewizyjnych, które nie pokusiły się o badania opinii przed lokalami. Tak żałośnie wyglądało wczorajsze referendum, które powinno być wielkim świętem demokracji.

Już przed niedzielą referendalną było wiadomo, że osiągnięcie 50-procentowej frekwencji będzie graniczyć z cudem. Ostatnie sondaże mówiły, że do urn pofatyguje się co trzeci Polak. Ale wczoraj zainteresowanie udzieleniem odpowiedzi na trzy pytania zadane przez Bronisława Komorowskiego było tak niewielkie, że może być kłopot z przekroczeniem 10 proc. frekwencji. W niektórych komisjach do południa kartkę pobrało zaledwie kilka osób.

"Politycy zabili święto demokracji" - przeczytaj komentarz Grzegorza Skowrona >>

- Jest gorzej, niż zakładaliśmy w najczarniejszym scenariuszu - przyznał Rafał Chmiela, prezes Stowarzyszenia KPR Razem, które mocno zaangażowało się w promocję referendum.

PKW: Wyniki referendum w poniedziałek ok. godz. 18

Źródło: TVN24

Wprawdzie dopiero dziś Państwowa Komisja Wyborcza oficjalnie ogłosi wyniki wczorajszego głosowania, ale już wczoraj można było powiedzieć, że blisko 100 mln zł wydane na referendum zostało wyrzucone w błoto. Przyczyniły się do tego głównie partie polityczne, które upolityczniły akt wyrażania opinii przez wszystkich obywateli.

Najpierw Bronisław Komorowski, próbując ratować swoją pozycję w kampanii prezydenckiej, zarządził wczorajsze referendum. Potem nowy prezydent Andrzej Duda, wpisując się w kampanię wyborczą PiS, zaproponował drugie, które senatorowie PO odrzucili.

Polityczny spór o to, które pytania są ważniejsze, doprowadził do tego, że nawet najwięksi zwolennicy demokracji wczoraj zostali w domach. - Idąc do referendum, przyczyniłbym się do łamania konstytucji, obniżania i tak lichej kultury politycznej i do upartyjniania państwa - powiedział nam prof. Andrzej Zoll, były prezes Trybunału Konstytucyjnego, były rzecznik praw obywatelskich. Nawet osoby, które uznały, że referendum to obywatelski obowiązek, przyznawały, że zadawane pytania były niezrozumiałe albo absurdalne.

Wczorajsze referendum to przede wszystkim klęska zwolenników jednomandatowych okręgów wyborczych. Trudno też o zmianę systemu finansowania partii politycznych, które nadal będą wydawać nasze pieniądze na billboardy i spoty telewizyjne.

Polacy nie chcieli odpowiadać na pytania o jednomandatowe okręgi, finansowanie partii i interpretację przepisów podatkowych

To już pewne - wczorajsze referendum będzie nieważne. Nie tylko nie udało się przekonać do głosowania ponad połowy obywateli, ale może być kłopot z osiągnięciem 10-proc. frekwencji. Przez cały dzień lokale świeciły pustkami, a członkowie komisji się nudzili. Nawet incydentów związanych z łamaniem ciszy referendalnej było o wiele mniej niż przy każdych wyborach.

Dramatycznie niska frekwencja to klęska przede wszystkim zwolenników jednomandatowych okręgów wyborczych. Nawet ich nie było widać w kampanii. Ale można było odnieść wrażenie, że tak naprawdę nikt tego referendum nie chciał.

Decyzja o jego zarządzeniu była czysto polityczna. Bronisław Komorowski po przegraniu I tury wyborów prezydenckich podjął chaotyczną decyzję, która miała mu dać przychylność elektoratu Pawła Kukiza. Jak inaczej określić nagłe olśnienie i chęć zapytania obywateli o to, czy są za wprowadzeniem JOW-ów?

Temat jednomandatowych okręgów był wałkowany długo i często. Ale głównie przez Pawła Kukiza w kampanii prezydenckiej, a więc przed wakacjami. Przed 6 września brakowało szerszych wyjaśnień dotyczących ewentualnej zmiany ordy- nacji wyborczej.

Inne pytania też nie budziły zainteresowania. To dotyczące rozstrzygania wątpliwości co do wykładni przepisów prawa podatkowego na korzyść podatnika było już nieaktualne. 10 lipca Sejm uchwalił nowelizację ordynacji podatkowej, która obejmuje zgłoszoną jeszcze przez prezydenta Komorowskiego zasadę... rozstrzygania wątpliwości na korzyść podatnika.

Z kolei pytanie o finansowanie partii politycznych było bardzo ogólne. Nie było wiadomo, co miałoby się zmienić, gdybyśmy byli np. przeciwko utrzymaniu finansowania partii z budżetu państwa. Czy chodziło o całkowite zakręcenie kurka z pieniędzmi czy tylko o ograniczenie wsparcia? Przeciwnicy dawania partiom naszych pieniędzy na billboardy i spoty nie przebili się ze swoim przekazem przez kłótnię między PO i PiS o to, które referendum jest ważniejsze - czy to, które się odbyło wczoraj, czy to, które się nie odbędzie 25 października.

Dziś Państwowa Komisja Wyborcza powinna podać oficjalne wyniki wczorajszego głosowania.

Kraków
Pod Wawelem, podobnie jak w całej Małopolsce referendum przebiegało bez większych incydentów. Po południu w komisji przy ul. Mackiewicza pojawił się prezydent Andrzej Duda z małżonką. Wziął udział w głosowaniu, ale zasłaniając się ciszą wyborczą, nie chciał rozmawiać z dziennikarzami.

Policjanci otrzymali tylko jedno zgłoszenie o możliwości łamania ciszy referendalnej. W nowohuckich Bieńczycach, w rejonie kościoła Arka Pana, ktoś wsadził za wycieraczki zaparkowanych samochodów ulotki jednej z partii politycznych, zachęcające do głosowania. - Będzie teraz przeprowadzona analiza czy kwalifikuje się to jako naruszenie ciszy wyborczej. Będziemy również szukać osób, które roznosiły te ulotki - mówi sierż. szt. Krzysztof Łach z biura prasowego małopolskiej policji.

W samych lokalach referendalnych było spokojnie. Aż za spokojnie, jak przyznawali przewodniczący komisji. Frekwencja była bowiem dramatycznie niska.

- Jest godzina 9.30, głosować można już od ponad trzech godzin, a na ponad tysiąc uprawnionych w naszej komisji zjawiło się dopiero sześć osób - przyznawał wczoraj rano Wiesław Markowicz, przewodniczący komisji nr 291 zlokalizowanej w Zespole Szkół Ogólnokształcących Integracyjnych nr 4 przy ul. Żabiej 20.

Podobnie niska frekwencja była w komisji nr 51 przy ul. Rzeźniczej 4. - Jak pan widzi, pracy nie mamy zbyt dużo. Do godz. 16.30 zagłosowało u nas 81 osób, czyli około 7 procent uprawnionych do głosowania - tłumaczył Marian Niemiec, przewodniczący komisji. Przez kolejne kilka godzin niewiele się zmieniło. - Do godz. 20 frekwencja wzrosła u nas do zaledwie około 9 procent. Generalnie bardzo mało osób przyszło - dodał Marian Niemiec.

Proszowice
- Siedzimy i nudzimy się. Nie ma żadnego ruchu - takie słowa można było wczoraj najczęściej usłyszeć od członków komisji referendalnych w Proszowicach i okolicznych miejscowościach. Zainteresowanie głosowaniem było śladowe.

W miejskiej komisji ulokowanej w siedzibie Caritasu do godziny 10 na 920 uprawnionych głosowały... 3 osoby. Potem poprawa była niewielka. Po 14 liczba głosujących ledwie doszła do 30.

W komisji w Centrum Kultury i Wypoczynku w ciągu ośmiu godzin zagłosowało 39 osób. - Po sumie przyszło zaledwie kilka osób - mówi zasiadająca w komisji Danuta Bucka.

- Jeżeli ludzie nie przyszli głosować po mszach, to już nie przyjdą - przewidywał Jerzy Majczyk z komisji referendalnej w Klimontowie, gdzie do wczesnego popołudnia głosowało około 30 osób. W Bobinie było podobnie: 27 głosów oddanych do godz. 14. To oznaczało frekwencję na poziomie 3 procent.

- Jest gorzej, niż zakładaliśmy w najczarniejszym scenariuszu. Jeżeli nic się nie poprawi do wieczora, to będzie klęska demokracji i nas wszystkich - powiedział Rafał Chmiela, prezes Stowarzyszenia KPR Razem, które mocno zaangażowało się w promocję referendum. Wcześniej nie ukrywał, że liczy na frekwencję w granicach 25-30 procent.

Myślenice
Rano w lokalach wyborczych w centrum Myślenic było pusto. Tam również po mszach próżno było szukać tłumów. W największej z komisji obwodowych do godz. 10 pojawiło się ledwie ok. 30 osób… na ponad 1900 uprawnionych. W większości były to osoby starsze, emeryci. Do godz. 15 sytuacja niewiele się poprawiła, bo wynik z rana został zaledwie podwojony.

Jak można było usłyszeć, właśnie osoby starsze najbardziej czują się w obowiązku wzięcia udziału w referendum, ale jednocześnie pytania są dla nich albo niefortunnie sformułowane, albo w ogóle nietrafione, bo oczekiwali innych.

[b]Czy krakowianie wzięli udział we wczorajszym referendum? [/b]

Prof. Andrzej Zoll, b. prezes Trybunału Konstytucyjnego, b. rzecznik praw obywatelskich:
- Nie poszedłem do głosowania, ponieważ dwa pytania były sprzeczne z konstytucją, a ona powinna być dla nas świętością. Trzecie - dotyczące w zmiany sposobu wybierania posłów - nie naruszało jej postanowień, lecz zostało błędnie sformułowane. Idąc do referendum, przyczyniłbym się do łamania konstytucji, obniżania i tak lichej kultury politycznej. (KW)

Prof. Andrzej Piasecki, Instytut Politologii Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie:
- Wziąłem udział w referendum, uznałem to za swój obowiązek z racji wykładania o funkcjonowaniu demokracji. Jak mógłbym inaczej postąpić, skoro studentów przekonuję do wartości demokracji bezpośredniej, wyrażanej m.in. w referendum. Pytania nie budziły mojego uznania, ale z drugiej strony Polakom bardzo potrzebne są lekcje zachowań obywatelskich. (KW)

Prof. Jacek Majchrowski, prezydent miasta Krakowa, który sam chciał, aby przy okazji październikowych wyborów parlamentarnych pod Wawelem odbyło się referendum lokalne. Ostatecznie zrezygnował z tego pomysłu.
- Głosowałem, ponieważ uważam, że trzeba wypełniać swój obywatelski obowiązek i jeśli jest referendum, to należy brać w nim udział. Nie będę jednak zdradzał, jak odpowiedziałem na postawione pytania. (ARM)

Mieczysław Czuma, krakauer.
- Nie głosowałem, dlatego że nie chciałem brać udziału w tym referendum, w którym pytania nie dotyczyły naprawdę najważniejszych spraw dla naszego kraju. Gdyby mnie pytano np., czy Polska ma wyjść z Unii Europejskiej albo czy mamy inaczej malować naszego orła białego, lub czy hymn ma zostać zmieniony, tobym poszedł głosować. A w tym wypadku politycy chcieli nas po prostu wykorzystać do swoich rozgrywek. (ARM)

Tomasz Leśniak, inicjator referendum w sprawie organizacji zimowych igrzysk w Krakowie:
- Świadomie nie głosowałem, postanowiłem zbojkotować to zwołane naprędce referendum, którym były już prezydent Komorowski chciał "kupić" wyborców Pawła Kukiza. Po drugie jestem przeciwnikiem JOW-ów, uważam, że byłyby one szkodliwe dla Polski. Tym bardziej nie chciałem podbijać frekwencji w tym referendum. (ARM)

Zbigniew Wodecki, piosenkarz.
- Nie głosowałem.
Po pierwsze, dlatego że byłem poza Krakowem, miałem koncerty, ale nawet gdybym był w Krakowie, to i tak bym nie poszedł na to referendum. Za dużo w tym wszystkim było polityki i złych emocji. Mam dużo wątpliwości m.in. co do pytań, które moim zdaniem zostały źle postawione. Nie widziałem więc sensu, aby uczestniczyć w czymś, do czego nie mam przekonania. (ARM)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski