Związki nie podają wyników, bo nie mają ich do czego odnieść – nie otrzymały informacji, ile osób pracuje w szpitalu na umowę o pracę. – Dopóki nie zweryfikujemy liczb z listą osób zatrudnionych na umowę o pracę, nie podamy ich – mówi Małgorzata Kruzel, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych w myślenickim szpitalu. Wczoraj głosy za i przeciw nie zostały jeszcze nawet przeliczone.
Żeby referendum było ważne, musi w nim wziąć udział co najmniej połowa pracowników. By jednak wiedzieć, ile wynosi połowa, trzeba mieć rozeznanie, ilu jest ich wszystkich aktualnie zatrudnionych i to na podstawie umowy o pracę, bo tylko głosy tych pracowników są wiążące. Ażeby znać rozstrzygnięcie, też trzeba mieć te dane. Do strajku może dojść wtedy, gdy większość z głosujących opowiedziała się za nim.
Organizatorzy referendum, czyli dwie organizacje związkowe: NSZZ Solidarność i Ogólnopolski Związek Zawodowy Pielęgniarek i Położnych wystąpiły o udostępnienie im listy pracowników zatrudnionych na podstawie umowy o pracę, żeby w oparciu o nią przeprowadzić referendum i uniknąć sytaucji, gdy głos oddaje ktoś, kto pracuje na innych zasadach. Sama liczba, jak mówią, nie wystarczy.
Ta, jak podaje dyrektor szpitala, to 535 osób. – To nie pierwsze referendum, jakie organizują, wcześniej nie potrzebowali takiej listy – odpowiada dyrektor Adam Styczeń. Odmówił jej wydania, uzasadniając to ochroną danych osobowych, a jak twierdzi, otrzymywał sygnały od niektórych pracowników, iż nie życzą sobie udostępniania ich danych, tj. imienia, nazwiska i stosunku pracy. – To wymagałoby uzyskania zgody od każdego pracownika z osobna, dlatego wyraziłem wolę, żeby po referendum przedłożyli listę osób, które wzięły w nim udział, a dział kadr i płac zweryfikowałby to, czy ktoś jest zatrudniony na umowę o pracę czy nie. Związki odmówiły jednak przekazania takiej listy.
– Boimy się, aby ci, którzy wzięli udział w referendum nie mieli z tego tytułu jakichś problemów ze strony pracodawcy – mówi Małgorzata Kruzel. Związkowcy odpierają argumenty dyrektora odnośnie ustawy o ochronie danych. – Przecież nie chcieliśmy numerów PESEL, czy adresów, tylko imię i nazwisko – wyjaśnia Roman Orzechowski z NSZZ Solidarność. Dodają że dyrektor powinien im taką listę udostępnić, a po ich stronie leży dopilnowanie, aby została ona użyta jedynie dla potrzeb referendum, a nie w żadnym innym.
Sprawa tych danych nie jest jedyną kwestią, jaka poróżniła strony sporu. Dyrektor chciał bowiem, aby jego przedstawiciel w roli, jak mówi, „biernego obserwatora” wziął udział w przeprowadzeniu referendum. Związki skorzystały jednak z przysługującego im prawa i odmówiły. – Z obawy przed wywieraniem presji – mówi Małgorzata Kruzel.
– Nie wiem, dlaczego tak się boją, jeśli nie mają nic do ukrycia – dziwi się dyrektor Styczeń.
– Na dziś jedynym rozsądnym wyjściem wydaje się złożenie w prokuraturze wniosku o utrudnianie działalności związkowej – mówi Kruzel, ale jak dodaje, decyzja w tej sprawie dopiero będzie podejmowana.
IMIENNA LISTA JEST NIEZBĘDNA
Racje związkowców potwierdza dostępna w internecie opinia Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych, jeszcze z 2012 r. Odpowiadając na pytanie, czy pracodawca może taką listę udostępnić związkom, pisał on: „Tak, bowiem jej posiadanie może być związkowi niezbędne do ustalenia, czy w głosowaniu dotyczącym strajku wzięła udział co najmniej połowa załogi, do czego zobowiązują wprost przepisy prawa”.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?