Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Refleksje po uczcie

Redakcja
Podoba mi się odpowiedź na pytanie - jak po świętach? Brzmi: "Tak, jak przed świętami - plus dwa kilo". Cyfry mogą się zmieniać, ale nikt nie zakończył Wielkanocy lżejszy, niż był w Wielką Sobotę. Jesteśmy coraz nowocześniejsi, coraz więcej wiemy i rozumiemy, ale jedno się nie zmieniło. Lubimy jeść.

Tadeusz Jacewicz: Z BLISKA

I mamy co. Można mierzyć ostatnie dwudziestolecie imponującymi wskaźnikami gospodarczymi. Najlepiej jednak sukces widać w sklepach spożywczych. Jest tam wszystko, co na świecie można kupić. Najsmaczniejsze jest nasze. Gdybyśmy byli sprawni w promocji tego, co na stołach, mielibyśmy sławę i pieniądze. Żywność może być polskim wielkim biznesem międzynarodowym. Na razie, niestety, nie jest.

Eksport żywności w ub. roku wyniósł 11,2 mld euro. Sporo, ale zaliczono do tej pozycji wyroby tytoniowe, co zmniejsza sukces "żywności właściwej". Martwi, że eksport stoi w miejscu. Rok wcześniej sprzedaliśmy na świecie tyle samo. Tymczasem żywność jest towarem strategicznym. Tak jak ropa naftowa dla Arabów, elektronika dla Japończyków czy komputery dla USA.

Przypuszczam, że wielu z Państwa skrzywi się kwaśno na taką koncepcję. Dla dużego kraju europejskiego perspektywa budowania dobrobytu na kiełbasie, jogurcie i krówkach nie przemawia do wyobraźni. Wolelibyśmy być mocarstwem informatycznym czy produkować samoloty, niż handlować smakołykami. Biznes nie służy jednak zaspokajaniu ambicji, tylko zarabianiu pieniędzy. Na żywności możemy ich zarobić dużo i w bardzo pożyteczny społecznie sposób. Mamy idealny model produkcji, strukturę społeczną i warunki naturalne, żeby to zrobić.

Jeśli się do tego rozsądnie zabierzemy, załatwimy kilka ważnych interesów. Przede wszystkim bezboleśnie przebiegnie przekształcanie naszej archaicznej struktury wsi we współczesną. Jednocześnie drobni rolnicy, którzy dzisiaj żyją biednie i bez żadnych perspektyw, będą mogli skorzystać z gospodarki rynkowej. Rządzą w niej prawa popytu i podaży. Jest popyt na zdrową, smaczną, naturalnie (a nie w fabrykach) produkowaną żywność. Za takie specjały zamożna Europa jest gotowa dużo zapłacić. I już płaci, tylko niestety, rzadko jeszcze Polakom.

Sami też jemy coraz lepiej. Niedawno kupiłem na jarmarku tyle, ile mogłem unieść, serów kozich, miodu, konfitur, wspaniale pachnących wędlin i razowca. Marzę o rosole z kury - prawdziwej, nie z sinego, plastykowego tworu, sprzedawanego w supermarketach jako kurczak. Ten mutant kosztuje 5 zł/kilo. Za prawdziwą kurę chętnie zapłacę trzy - cztery razy tyle. Nigdzie jednak takich nie sprzedają. Podobno się nie opłaca.

Możliwe jest zgodne współistnienie dużych ferm i małych gospodarstw rodzinnych. Duże produkują na masowy eksport. Do Japonii np., gdzie ceniony jest polski schab. Wszystkie kawałki mają tam być jak z komputera, idealnie takie same, chude i, dla mnie, bez smaku. Takich jednak chcą i takie dostają. Musi to być produkcja na dużą skalę, żaden mały tego nie jest w stanie dostarczyć.

Do Włoch i Hiszpanii idą tłuste szynki, najlepiej z tradycyjnych ras polskich. Tam robią z nich arcydzieła (prosciutto, serrano), marynowane i suszone szynki, krojone na cieniutkie plasterki. Najlepsze potrafią kosztować 400 euro za kilo.
Do podboju zagranicznych rynków potrzebna jest długofalowa, systematyczna promocja naszych specjałów. Trzeba tworzyć markę "Polska żywność", która dla smakoszy będzie sygnałem, pobudzającym apetyt. Można to skutecznie zrobić. Przykładem niech będzie "Potato vodka" (wódka z ziemniaków), produkowana pod markami "Belvedere" i "Chopin" jako najdroższa na świecie.

A propos Chopina. Austriacy mają swoje "Mozart Kugeln", słynne na świecie czekoladki. My moglibyśmy wypromować "Chopin Pralines", być może z lepszym skutkiem, bo życie Chopina było znacznie barwniejsze od Mozarta. Jest wódka, mogą być czekoladki. A dlaczego nie stworzyć szynki gdańskiej o nazwie Wałęsa? Patriotycznie pan prezydent pewno by się zgodził. Jest koniak Napoleon, może być szynka Wałęsa.

Problemem jest kompletna niezdolność kogokolwiek: rządu, związków producentów, organizacji zawodowych do międzynarodowej promocji polskich specjałów. Standardową odpowiedzią na pytanie "dlaczego" jest "brak pieniędzy". Nieprawda. Mamy miliony, własne i unijne, na to przeznaczone. Nie ma jednak żadnej strategii. Kłótnie, amatorszczyzna, marnotrawstwo. Czyli normalnie, jak to u nas.

Nie wiem, co zrobić, żeby było lepiej. Rolnicy są za słabi, żeby potrząsnąć rządem. Dla mediów to sprawa drugorzędna. Ministrowie walczą o własne stołki, nie o sprawy. Mamy szansę na sukces. Oby nie okazało się, że znowu obejdziemy się smakiem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski