MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ręka w kieszeni

Redakcja
Fot. Anna Kaczmarz
Fot. Anna Kaczmarz
Lubią tłum - masowe imprezy, dworce, przystanki, place targowe, autobusy i tramwaje. Wtedy mogą działać spokojnie, bez hałasu i większego ryzyka. Gdy poszkodowany się zorientuje, z reguły jest już za późno. Awrazie ewentualnej wpadki zagrożenie karą - symboliczne.

Fot. Anna Kaczmarz

Historie z paragrafem

Siódma rano, przystanek MPK na krakowskim osiedlu Olsza. Do autobusu, jadącego do centrum, wsiada niski, ok. 50-letni mężczyzna. Nie wyróżnia się niczym szczególnym, może tylko tym, że kiedy autobus zatrzymuje się na kolejnych przystankach, wyskakuje na zewnątrz, przepuszcza wsiadających i sam wsiada na końcu. W ten sposób dojeżdża do ul. Grochowskiej. Tam znowu wysiada, ustawia się za starszym mężczyzną, wyciąga mu portfel z kieszeni i szybkim krokiem odchodzi.

- Zauważył go kolega, jadący do pracy. A ponieważ znał jego wcześniejsze dokonania, postanowił iść za nim i sprawdzić, co planuje. Złodziej dotarł do najbliższych śmietników, gdzie wyrzucił portfel z dokumentami. Zatrzymał natomiast trzy karty bankomatowe, a potem skrzętnie je ukrywał podczas kontroli - opowiada policjant.

Tygodniowo takich kradzieży zgłaszanych jest w Krakowie na policję około 50. Ciemna liczba niezgłoszonych jest trudna do oszacowania. Nie ma też tygodnia, żeby policjanci nie złapali kilku złodziei, tyle że większość przyłapanych na gorącym uczynku już na drugi dzień wychodzi na wolność, bo łup jest na tyle nieduży, że nie ma mowy o areszcie. I zabawa w kotka i myszkę zaczyna się od nowa. Rekordzista trafiał w ręce policji 13 razy w ciągu kilku lat. Zatrzymany przy ul. Grochowskiej złodziej też był już osiem razy skazywany, odsiedział cztery wyroki.

W całym kraju kieszonkowcy pracują na dworcach, w autobusach i tramwajach oraz na placach targowych. W Krakowie niebezpiecznie jest również na Wawelu, w kościele Mariackim, na Floriańskiej, Grodzkiej, Szewskiej, Siennej, w Rynku Głównym (zwłaszcza w Sukiennicach). Tu w ślad za turystami ciągną złodzieje z całej Polski - najczęściej z Radomia, Warszawy i ze Śląska. Soliści w tym fachu zdarzają się rzadko. Grupy kieszonkowców liczą zwykle od kilku do kilkunastu osób.

- Są wśród nich i starsi, i młodzi, i kobiety. Często powiązani rodzinnie i towarzysko. Każdy ma swoje zadanie: jeden kradnie, inny go zasłania - np. parasolem lub plecakiem - następny przejmuje natychmiast łup, opróżnia portfel i wyrzuca go, żeby pozbyć się dokumentów i innych charakterystycznych przedmiotów. Często też stosują kontrobserwację, czyli obserwują, czy ich nikt nie śledzi i w razie podejrzeń rezygnują z działania - opowiadają policjanci.

Sztuczny tłok w autobusie, wyciągnięcie portfela, opróżnienie go z pieniędzy i kart kredytowych - metody są znane, stare i dalej stosowane. Pewną nowością jest natomiast okradanie gości w restauracjach (nawet tych najbardziej ekskluzywnych, czytaj - najdroższych), bądź w kawiarnianych ogródkach. Tu już wchodzi swoista elita przestępcza, żadne dresy, tylko przyzwoity ubiór, wygląd dostosowany do tła. Siadają w pobliżu zawieszonych na krzesłach marynarek i torebek, obserwują, wyczekują na stosowny moment, czasem go wywołują, potrącając coś lub kogoś, by odwrócić uwagę.
Kieszonkowcy czasem współdziałają ze złodziejami samochodowymi. Jakiś czas temu wpadł w Krakowie szef takiej grupy, która miała na koncie kilkadziesiąt kradzieży aut. Gang działał przeważnie w hipermarketach, w urzędach i w pobliżu placów targowych. Ofiarę namierzano już na parkingu. Kieszonkowiec szedł za nią, wyciągał z kieszeni kluczyki (czasem razem z dokumentami) i przekazywał je wspólnikom. Nieszczęśnicy najczęściej orientowali się, że padli ofiarą kradzieży, dopiero po wyjściu ze sklepu, gdy auto parkowało już w "dziupli".

Teoretycznie za kradzież kieszonkową grozi kara do 5 lat więzienia, ale jeśli łup sięga mniej niż 250 zł, kradzież jest tylko wykroczeniem. Odpowiedzialność za tego rodzaju przestępstwa rozciąga się między przypadkiem pana Rysia, a przypadkiem "Danki Wariatki". Pan Rysio - niezły fachowiec - miał wyjątkowego pecha. Z ponad 60 przeżytych lat blisko 40 spędził za kratami. Większość wyroków za kradzieże kieszonkowe. Wychodził z więzienia jakby tylko po to, żeby znowu ukraść, wpaść i wrócić tam, skąd wyszedł. "Danka Wariatka" miała z kolei fart. Wielokrotnie zatrzymywana, nigdy nie siedziała. Tak umiała zorganizować sobie pracę, że ile razy ją łapano, tyle razy była w ciąży, albo matką karmiącą. Sąd zawsze miał wzgląd na te okoliczności.

EWA KOPCIK

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski