MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Rekord niskiej frekwencji

Redakcja
Leżą drogowskazy, leży rolnictwo, leży demokracja... Fot. Piotr Subik
Leżą drogowskazy, leży rolnictwo, leży demokracja... Fot. Piotr Subik
Rzeczywiście, cisza. Cisza jak diabli, aż bije po uszach. I ani żywej duszy, nie licząc krowy, która żre trawę nieopodal szkoły, i psów pałętających się po drogach.

Leżą drogowskazy, leży rolnictwo, leży demokracja... Fot. Piotr Subik

O wyborach ucichło, nie wiem, co to ma znaczyć - mówi Stanisław Kowalski, od pół wieku działacz ludowy w gminie Pałecznica

Poniedziałek rano, a Winiary wyglądają jak wymarłe. Nie lepiej Łaszów i Bolów, wioseczki położone zaraz po sąsiedzku, jeszcze mniejsze i sprawiające wrażenie jeszcze bardziej opustoszałych. Dwa tygodnie temu trzy czwarte ich mieszkańców - Winiary, Łaszów i Bolów tworzą wspólnie obwód wyborczy - nie poszło do urn. Frekwencja była najniższa w Małopolsce: 24,73 proc.! Nikt nie wie, dlaczego. Ci z Pieczonóg, Sołczy, Górki Kościejowskiej i Dosłońców wybierali prezydenta, a oni nie...

***

Kiedy spadnie się wreszcie stromą, wąziutką drogą do wsi, w oczy rzuca się szkoła. "Tysiąclatka" - to w Winiarach najważniejszy punkt. Nie tylko dlatego, że kiedy potrzeba, mieści się tu lokal wyborczy. Od ponad 40 lat mieszkańcom Winiar szkoły zazdroszczą wszyscy; zazdroszczą, bo pierwotnie miała zostać zbudowana w gminnej Pałecznicy.

Tam szkołę zaczęto budować jednak dopiero w tym roku.

Na szklanych drzwiach - wyniki wyborów; liczby mówią same za siebie. Uprawnionych do głosowania - 364 osoby, wydanych kart - 90. Na szczęście, wszystkie głosy ważne. Najwięcej zdobył Jarosław Kaczyński - 55; jego główny rywal Bronisław Komorowski - ledwie 5. Miażdżąca przewaga; przewaga, której nikt się nie spodziewał.

Elektorat tu bowiem ludowy, zielony. Choć inni z kolei sądzą, że poparcie zyska każda partia - byleby tylko miała mocny program socjalny. Rolnikowi trzeba pomóc!

Dyrektor Zespołu Szkół Ogólnokształcących w Winiarach, Walter Dorman, sprowadził się do Łaszowa w 1994 r., pomieszkał trochę i wrócił do Krakowa; teraz każdego dnia dojeżdża do pracy. Pamięta, jak do Winiar przyjeżdżały dwa, może trzy pekaesy na dzień; jak ludzie nie mieli telefonów; jak kwitło rolnictwo. Pamięta też, jak później, gdy stelefonizowano okolicę, ludzi wymiotło ze wsi, bo każdy siedział w domu i rozmawiał. Wie również, że teraz w traktorze kupionym za unijne pieniądze każdy rolnik ma kieszonkę na komórkę. Bo abonament na telefon stacjonarny drogi, a przez komórkowy można rozmawiać i w polu... Tak pokrótce wyborczo scharakteryzowałby Winiary: - Panuje ogólne zniechęcenie; ludzie czują się zapomniani przez władzę.

Podobnie uważa Mariola Król, dyrektorka Społecznej Szkoły Podstawowej, prowadzonej przez miejscowe stowarzyszenie: - Przedtem ludzie byli optymistycznie natchnieni, bo widzieli, że ich działania mają sens. Teraz widzą, że niewiele się zmieni; że więcej zależy od władzy lokalnej niż od prezydenta. Pójdą do urn dopiero jesienią, choć i to niepowiedziane.

Ostatnio - w wyborczą niedzielę - też nic nie powinno było stanąć im na przeszkodzie. Nagłych kataklizmów nie odnotowano. Robota w polu nikogo nie zatrzymała; to nie środek tygodnia. Owszem, padał deszcz - według jednych "tak sobie", według innych "rżnął jak głupi", ale przecież nikt nie szedł do urny na nogach: ludzie mają samochody. Nie wiadomo, co zaważyło na frekwencji. Mariola Król: - Ludzie chyba uznali, że najpierw muszą się zająć sobą, swymi problemami. Prezydent nic za nich nie załatwi.
A problemów, jak wszędzie tak i w okolicy Proszowic, nie brakuje.

***

Typowo rolnicza gmina, jak wszystkie dookoła - na pograniczu Małopolski i Kielecczyzny. Kiedyś dominowały tu uprawy tytoniu i buraków cukrowych; zbyt tych ostatnich zapewniała Cukrownia "Łubna" w Kazimierzy Wielkiej. Teraz obsiewa się pola zbożami, sadzi warzywa: marchew, pietruszkę, cebulę, buraki ćwikłowe itp. Potem to wszystko trzeba wieźć na Rybitwy, nocować nawet tam, żeby się sprzedało. Zarobek z tego żaden.

- Kiedyś za tucznika można było kupić cztery tony węgla, teraz na tonę trzeba sprzedać dwa. Wolnoamerykanka, tylko pośrednicy robią forsę. Tucznik dwa osiemdziesiąt za kilogram - tyle co chleb, a wędlina, każdy widzi, droga. Co się urobi, to się wyda - Zdzisław Deka właśnie wraca z pola. Trwa plewienie upraw; skończy się plewienie - zaczną się żniwa. I tak od rana do wieczora, czasem nawet nie ma czasu obejrzeć w TV.

Deka, rolnik z Winiar, kiedyś radny gminny, kilka godzin spędził w lokalu wyborczym; był zastępcą przewodniczącego komisji obwodowej. Miał szansę poobserwować ludzi: - Szli głosować o ósmej rano, po jednej mszy, drugiej, po obiedzie. Ale bardzo mało ich było; i głównie młodzi, starszych nie widziałem. Nawet zdziwiony przeglądałem listy.

I wyszło na to, że nie przyszli głosować ani ci z Utogów, ani ci z Krzemionki, ani z Korei i Psiego Rynku - przysiółków Winiar. Nie lepiej było z wyborcami z Łaszowa i Bolowa. Jakby się uwzięli albo zmówili - na listach wyborców kilkadziesiąt podpisów na krzyż. "Mistrzostwo" - kpią niektórzy.

A do lokalu wyborczego wszyscy mieli równie blisko. Szliby więc i widzieli pola ciągnące się po horyzont; żółte zboża, pośród nich maki i chabry. Byłaby prawdziwa sielanka, gdyby nie kryzys w rolnictwie.

Ale tym, którzy narzekają, Walter Dorman mówi tak: - Jak się nie sprzeda, macie przynajmniej co do garnka włożyć.

Dorobić można, owszem - nawet nie ma innego wyjścia. Przede wszystkim w budowlance.- To praca dorywcza, sezonowa: wiosna, lato, jesień. Więc jeśli przychodzi sezon, ludzi stąd ubywa, bo praca na budowach przecież zawsze jest. Nikt z tego nie pożyje, ale parę złotych dodatkowo w gospodarstwie się przyda - mówi Grzegorz Wądek, przewodniczący Rady Gminy Pałecznica.

Tylko chyba on, geodeta gminny Zbigniew Kotlarz, i kilkoro urzędników ostało się w Urzędzie Gminy. Wójt, pani sekretarz, skarbniczka - na urlopach. Tu też cisza, wszechobecny spokój.

Tych, którzy nie poszli głosować, trudno znaleźć. Każdy zapewnia, że on akurat spełnił obowiązek. Zresztą, tu - w Winiarach - w ogóle trudno znaleźć kogokolwiek. Taka pora, że ludzie siedzą w polu. Przez kilka godzin główną drogą przejeżdżają może trzy samochody; tylko traktorów więcej - jeden za drugim. Same stare, unijnych jakoś nie widać.

***

Gdyby którykolwiek z kandydatów - teraz czy przed tamtą turą - zechciał przyjechać do Winiar, ani chybi pogubiłby się w plątaninie dróg. Drogowskazy są, ale wszystkie poprzewracane. Albo urwałby zawieszenie; drogi dziurawe jak ser szwajcarski.
Gdyby jednak pokonał te wszystkie trudności, nie miałby się nawet gdzie spotkać z ludźmi. W Winiarach nie ma ani domu kultury, ani świetlicy wiejskiej, ani remizy OSP, ani nic podobnego. Tylko szkoła. Musiałby więc agitować na "rondzie", tak zwie się miejsce, gdzie schodzą się lokalne drogi do Pałecznicy, Baranowa, Łaszowa, Skalbmierza.

Gdyby tam stanął przed ludźmi, nie zasypaliby go pytaniami. Mieliby jedno, może dwa konkretne; dociekaliby, co z tym rolnictwem. - Bo żywność idzie w górę, nawozy w górę, paliwo w górę, a rolnik dostaje tyle, co dostawał parę lat temu - mówi zrezygnowany Zdzisław Deka. Stanisław Kowalski, od pół wieku działacz ludowy, przewodniczący koła gminnego PSL, mówi z kolei tak - również nie bez żalu: - A tu żaden z kandydatów za nami twardo nie obstawał. Matko Boska, nikt nie mówił, że rolnika trzeba wspierać!

Może też i dlatego w Winiarach ludzie zignorowali wybory.

Zanim zaczęło się głosowanie, w szkole komisyjnie ściągnięto z żałobnej gazetki portret Lecha Kaczyńskiego; niby to jego brat startował w wyborach, ale ze względu na podobieństwo można by było to uznać za złamanie ciszy wyborczej... Był to jedyny po wsiach akcent kampanii. Bo w Winiarach, Łaszowie, Bolowie nie widziano ani ciuka plakatu, ani ciuka ulotki. A w Pałecznicy, kilka kilometrów stąd, wisiał tylko Waldemar Pawlak. Wisiał m.in. pod kościołem. Sam Stanisław Kowalski go tam kleił. Nic to nie dało, w obwodzie w Winiarach Pawlak dostał głosów... czternaście, choć koło ludowców liczy prawie 300 członków; tylko w Winiarach, Łaszowie i Bolowie łącznie ma ich ok. 60.

- Tylko co to za członkowie: na zebrania nie przychodzą, składek nie płacą. Podobnie z zebraniami wiejskimi - przyjdzie trzech, czterech gospodarzy, inni nie interesują się niczym - utyskuje sołtys Łaszowa Mieczysław Baran.

Łaszów to dwadzieścia numerów, może setka ludzi; większość starszych, młodych nie ma. Porozjeżdżali się. Zaangażowania społecznego brak. Frekwencji - podobnie.

Gminnego geodetę Zbigniewa Kotlarza to też zastanawia; stawia nawet diagnozę: - To małe wsie, wystarczy, żeby kilka osób rozmawiało na ten temat, podjęło wspólne stanowisko - i potem to ma ogromy wpływ na procenty.

Walter Dorman: - Ludzie podobnie myślą, podobnie robią. Nastrój udziela się wszystkim.

***

Stanowisko, by nie głosować, podjęte zostało, jeśli w ogóle, pewnie na jarmarkach: w środę w Proszowicach lub w czwartek w Skalbmierzu, albo pod kościołem w Pałecznicy. Tu najczęściej wymienia się myśli - po mszy. W Winiarach kościoła nie ma; nie ma też sklepu, by po zakupach - albo przy piwie - stanąć i pogadać. Sklep przyjeżdża pod bramę domu dwa razy na dzień - ale tam zejdą się co najwyżej sąsiedzi. Więc jeśli pod świątynią rzeczywiście padły argumenty, by nie iść do urn, natychmiast rozeszły się po okolicy: tu każdy dla każdego to rodzina.

I tak odbywa się chyba od lat. Kiedy bowiem wybierano prezydenta w 2005 r., frekwencja w Winiarach wyniosła 30,86 proc.; w wyborach parlamentarnych również nie przekroczyła wtedy 25 proc. Ale na przykład w wyborach samorządowych w 2006 r. w Winiarach głosowało 44,8 proc. uprawnionych!
Stanisław Kowalski obawia się, że zainteresowanie drugą turą wyborów prezydenckich będzie mniejsze. Widzi, że o ile ludzie przedtem gadali o polityce, teraz nie gadają. Ani pod kościołem, ani na jarmarkach, ani nigdzie indziej. Mówi tak: - O wyborach ucichło, nie wiem, co to ma znaczyć, ale ucichło. Całkowicie. I ciekawym, jak to będzie. Mnie się zdaje, że znowu słabo...

- Przecież nikt nikogo do tego nie przymusi! Gdyby cokolwiek było robione, gdyby było widać efekty - każden by poszedł. A tak - wszyscy tylko obiecują, a potem nic - macha ręką sołtys Winiar Wiesław Forma.

Grzegorz Gądek: - Ci, co chodzą, zwykle pójdą i tym razem, zatwardziali przeciwnicy głosowania zostaną w domach. Mają pretensje do całego świata, nic ich na siłę nie wyciągnie.

Mieszkańców nie rozumie Zdzisław Deka: - Źle robią, po mojemu źle robią. Bo jednostka prezydenta nie wybierze, ale w większości siła.

W Winiarach słychać, że deszcz to nie wymówka; że było jak było z frekwencją, bo ludzie na wsi zarobieni, harują jak "krase woły". Bez względu więc na okoliczności wolą przy niedzieli odpoczywać...

PIOTR SUBIK

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski