Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Remis jest sprawiedliwy - tak twierdzą w Andrychowie

JERZY ZABORSKI
Beskidowi Andrychów zabrakło minuty, by przejść do historii jako pierwszy pogromca wicelidera, ale ostatecznie skończyło się jego remisem na własnym boisku z Łysicą Bodzentyn 1:1.

Tomasz Dymanowski, bramkarz Łysicy, wzrokiem odprowadza piłkę do siatki po strzale Knapika Fot. Jerzy Zaborski

III LIGA PIŁKARSKA. Bramka dla Łysicy Bodzentyn wisiała w powietrzu

Trudno nie mówić o niedosycie, skoro bramka padła w ostatniej minucie. - Z perspektywy czasu uważam jednak, że remis jest wynikiem sprawiedliwym, co dla wielu naszych kibiców jest opinią trochę niepopularną - uważa Krzysztof Wądrzyk, trener Beskidu. - W drugiej połowie bramka dla rywali wisiała w powietrzu i w końcu padła. Może ból byłby mniejszy, gdyby rywale trafili wcześniej. Jednak wtedy nie ma też gwarancji, że utrzymalibyśmy punkt. Bodzentynia-nie mają w swoich szeregach argumenty, przed którymi ugięłyby się mocniejsze od nas ekipy. Przecież nie przypadkiem dotąd nie przegrali. Niewiele brakło, byśmy byli pierwszymi ich pogromcami. Jednak tego dnia wszystko było przeciwko nam. Nie tylko nie mogliśmy skorzystać z Tomasza Moskały, ale także kilku zawodników wystąpiło z kontuzjami. Chwała im za to, że zacisnęli zęby, potrafiąc walczyć do końca. Gdybyśmy wygrali, spektakularne zwycięstwo osłodziłoby im trochę ból.

Trener docenia klasę rywala, co jednak wcale nie znaczy, że godzi się z remisem. - Przecież nie zawsze musi wygrać lepsza drużyna - uważa Wądrzyk. - Gdyby sędzia zaliczył nam bramkę na 2:0, byłoby to dla nas meczowe trafienie. Zadaliśmy je na dziesięć minut przed końcem regulaminowego czasu. Dla mnie jest to niezrozumiałe, że rozjemca najpierw pokazał na środek boiska, a potem zmienił decyzję. Nie wiem, czym się kierował, bo przecież o żadnym faulu na bramkarzu nie było mowy. Tomasz Dymanowski wypuścił piłkę z rąk na murawę, więc nasz zawodnik wepchnął ją do siatki. Na końcowy wynik składają się detale, a ten był jednym z nich - uważa andrychowski szkoleniowiec.

Bodzentynianie od początku starali się narzucić swój styl gry. - Na pewno szyki pomieszała nam kontuzja Daniela Gardynika, który już po 20 minutach opuścił boisko - żałuje Bogdan Dąbrowski, trener Łysicy. - Jest młodzieżowcem, a przecież to on wypracował na początku spotkania sytuację Michcie. Gdyby ją skończył, mecz zacząłby się dla nas doskonale. Ile znaczy dla nas ten zawodnik, mogę wspomnieć, że podczas potyczki na własnym boisku z Janiną jedną bramkę wypracował, a drugą zdobył. Za dużego pola manewru wśród młodzieżowców nie miałem, bo Kalista, zastępując młodszego z Gardyników, też musiał wyjść z drobną kontuzją. Z przebiegu gry mieliśmy klarowniejsze pozycje od gospodarzy, więc nie zasłużyliśmy na porażkę.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski