Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Renata Knapik-Miazga: Chcę ugruntować swą pozycję wśród silnych

Rozmawiał Jacek Żukowski
Renata Knapik-Miazga od sierpnia 2016 roku reprezentuje barwy krakowskiej Wisły
Renata Knapik-Miazga od sierpnia 2016 roku reprezentuje barwy krakowskiej Wisły Fot. Andrzej Banaś
Rozmowa z RENATĄ KNAPIK-MIAZGĄ, szpadzistką Wisły Kraków, o celach na najbliższy rok i o wspomnieniach z rywalizacji w minionym, w którym były i radości, i smutki.

- Zaczął się nowy rok, jakie ma Pani zamierzenia z nim związane? Ten poprzedni był i dobry, i zły. Wywalczyła Pani brązowy medal mistrzostw Europy, ale z drugiej strony nie udało się awansować na wymarzoną imprezę, jaką były igrzyska olimpijskie. Teraz są nowe cele.

- Oczywiście, że tak. Chciałabym zajmować wysokie miejsca w Pucharach Świata, ugruntować swą pozycję wśród najlepszych, a więc plasować się wśród 32, może 16 czołowych zawodniczek danego turnieju. Myślę też o dobrym starcie w mistrzostwach Europy i świata.

- Gdy będzie Pani wspominać po latach ten miniony rok, to z czym on się będzie kojarzył, z sukcesem, czy porażką?

- Brak kwalifikacji olimpijskiej to było dla mnie olbrzymie rozczarowanie, tego nie ukrywam. Z drugiej strony cieszę się, że dane mi było wywalczyć medal mistrzostw Europy. I to już drugi raz w karierze, a to nie jest taka prosta sprawa. Gdyby ten 2016 rok skończył się kompletną klapą, gdybym nie miała żadnych sukcesów, to z pewnością zrobiłabym sobie przerwę od szermierki i to raczej taką dłuższą. A tak to podejmuję wyzwania, tak jak mówię, kolejnym będzie dla mnie utrzymanie dobrego poziomu. Tak blisko byłam tego olimpijskiego startu… Ale przede mną będzie kolejna kwalifikacja za trzy lata. Myślę, że nic nie jest jeszcze stracone, podejmę to wyzwanie. A kładąc na szali sukcesy i porażki z 2016 roku, to jednak te pierwsze przeważają. Zdobycie medalu to jest coś, zwłaszcza, że o jego wywalczeniu decyduje wiele czynników, zaplanować sobie tego absolutnie nie można.

- Do Tokio daleka droga. Na razie musi się Pani skupić na bieżących celach. Jest Pani numerem jeden w kraju, jeśli chodzi o żeńską szpadę, ale konkurentki naciskają bardzo mocno. Widać, że tworzycie zgraną grupę pod wodzą trenera Bartłomieja Języka. Coś ewidentnie drgnęło w tej reprezentacji. Są sukcesy, medale, ale nie tylko jednej zawodniczki.

- I to jest bardzo dobre, bo przy braku rywalizacji bardzo trudno się zmobilizować. Musimy być więc cały czas w najwyższej formie. A kilka dziewcząt chce dołączyć do naszej reprezentacji, też wystąpić w imprezach wysokiej rangi. Mamy bardzo solidną grupę zawodniczek, co pokazują choćby ostatnie wyniki z Pucharów Świata - dwa miejsca w pierwszej czwórce, 5. lokata drużynowo. Trener Język, który pracuje z nami od niedawna, radzi sobie doskonale. Mimo, że nie miał doświadczenia z prowadzeniem reprezentacji, sprostał zadaniu. A było to wyzwanie zarówno dla nas, jak i dla niego.

- W Tallinie była Pani 3., z kolei w ostatnim PŚ w Chinach kompletnie nie udał się Pani start, z czego wynikają takie wahania formy?

- Trudno utrzymać formę przez dłuższy czas. Odpadłam w 1/32 finału po pierwszej walce. Spotkałam się ze Szwajcarką, z którą wcześniej walczyłam tylko cztery razy w PŚ. Rozpracowała mnie bardzo dobrze. Zastanawiam się, jak mogłam przegrać w tak kiepskim stylu. Analizuję dokładnie wszystkie walki, zaczynam od szukania błędów u siebie, a nie wokoło. Trener był bardzo zły na mnie. Czeka nas jeszcze rozmowa podsumowująca tamte wydarzenia.

- Wracając do trenera Języka, to zna go Pani od wielu lat. Pracowaliście w Krakowskim Klubie Szermierzy. Sądziła Pani, że poradzi sobie z prowadzeniem reprezentacji?

- Tak, ponieważ znam go bardzo dobrze. Szybko znaleźliśmy wspólny język. Dziewczyny widzą, że jego metody treningowe przynoszą efekty, dlatego mu zaufały. Szkoleniowiec doskonale zna nasze możliwości, wie więc, czego może wymagać. To jest bardzo dobry układ. Wierzę, że Bartłomiej Język zostanie z nami na dłużej i będzie nas przygotowywał do walk w wielu imprezach w tym sezonie. Niby jego umowy są tymczasowe, przedłużane co kilka miesięcy, ale chyba nikt z nas nie wyobraża sobie, by współpraca mogła zostać nagle przerwana.

- Podczas ostatniego Pucharu Polski musiała Pani uznać wyższość koleżanki klubowej - Aleksandry Zamachowskiej. To nie pierwsza porażka z nią, ale do tej pory to częściej Pani wygrywała, więc można ten wynik uznać za małą niespodziankę.

- Rywalizujemy ze sobą cały czas, na zawodach, treningach. Do tej pory największy ciężar gatunkowy miały pojedynki podczas turnieju Pucharu Świata, też zdarzyło mi się jej ulec. W rywalizacji międzynarodowej dałam z siebie ostatnio bardzo dużo, musiałam trochę odpocząć od szermierki. A zawody krajowe nie są dla mnie docelowymi. Ola była w tej walce lepsza, zasłużenie ze mną wygrała. Nie jesteśmy w stanie zaskoczyć siebie nawzajem, bo spotykamy się na co dzień na zajęciach, znamy się więc doskonale. Decyduje więc dyspozycja dnia, mobilizacja.

- Młodsza koleżanka robi przy Pani postępy?

- Ola na pewno jest większym fighterem ode mnie, ma instynkt walki we krwi. Ja skupiam się bardziej na technice, taktyce i niekoniecznie wynika to z doświadczenia, raczej z osobowości. Z pewnością jestem mniej spontaniczna od koleżanki. Od Oli mogę się uczyć waleczności. Rywalizujemy ze sobą, ale też sobie pomagamy. Choć często się ze sobą mierzymy, to każda walka między nami jest inna. Ale regularnie trenujących dziewcząt jest więcej, a był taki czas, że tylko we dwie byłyśmy na treningach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski