Partia Republikańska przejęła kontrolę nad Senatem, zdobywając 52 mandaty: Demokraci będą mieli ich 45. Także w Izbie Reprezentantów Republikanie zwiększyli swój stan posiadania do stanu nienotowanego od czasów II wojny światowej: będą mieć co najmniej 243 na 435 mandatów (dotychczas 233).
Do Senatu wybrani zostali m.in. najmłodsza senator w historii 30-letnia Elise Stefanik ze Stanu Nowy Jork, w stanie Utah pierwsza czarnoskóra Amerykanka Mia Love, a w Karolinie Południowej 49-letni Tim Scott, pierwszy czarnoskóry Amerykanin z tego stanu od 1897 r.
Republikanie wygrali wyścigi o fotele senatorskie m.in. w Arkansas, Wirginii Zachodniej, Dakocie Południowej, Montanie, Kolorado, Karolinie Północnej i Iowa, a więc w siedmiu stanach, gdzie mandatów bronili Demokraci. Ich przewaga może się powiększyć także o senatora z Luizjany, gdzie konieczna będzie druga tura wyborów, która odbędzie się 6 grudnia.
Republikański senator Mitch McConnell, cytowany przez BBC, powiedział, że było to głosowanie przeciwko poczynaniom amerykańskiej administracji "do której Amerykanie nie mają zaufania". McConnell stanie się najprawdopodobniej liderem republikańskiej większości w Senacie i - jak twierdzą komentatorzy - prawdopodobnie będzie "silną osobowością" Republikanów. Zdaniem ekspertów wyniki wyborów oznaczają osłabienie pozycji prezydenta Baracka Obamy.
Sondaże, przeprowadzane wśród Amerykanów wskazują, że 59 proc. z nich jest niezadowolonych z poczynań amerykańskiej administracji. To najgorszy wynik Obamy w jego sześcioletnich rządach.
Republikanie w Senacie mogą utrudnić, jeżeli nie storpedować plany Baracka Obamy na najbliższe dwa lata, kiedy pozostanie w Białym Domu. Uzyskają też wpływ na nominacje sędziów federalnych i wyższych urzędników administracji, a także będą mogli przeprowadzić niemal każdy projekt ustawy.
W trakcie wyborów głosowano także nad stanowymi inicjatywami ustawodawczymi. Wyborcy zdecydowali o legalizacji niewielkich ilości konopi do użytku prywatnego w Oregonie i stanie Waszyngton, sprzeciwili się natomiast legalizacji marihuany do użytku prywatnego w Luizjanie.
W trakcie kampanii przedwyborczej Republikanie wskazywali na niezadowolenie społeczeństwa z działań administracji Baracka Obamy, a Demokraci traktowali wybory częściowe jako plebiscyt dotyczący poczynań prezydenta.
Na niekorzyść Demokratów wpłynęła też niska frekwencja, tradycyjnie niższa w wyborach wypadających w połowie kadencji prezydenta USA. Sondaże wskazywały, że Amerykanie wyjątkowo mało interesowali się tymi wyborami, ale znacznie bardziej zmotywowani do pójścia do urn byli Republikanie.
- Frekwencja jest kluczowa. Niska preferuje Republikanów, bo w wyborach połówkowych rzadziej chodzą do urn wyborcy mniejszości i biedniejsi, a więc wyborcy Demokratów - powiedział politolog, prof. Allan Lichtman.
Według niego kampania była wyjątkowo nudna; "najmniej inspirująca od dekad", mimo wydanych na nią rekordowych jak na wybory połówkowe 4 mld dolarów. Obie partie skoncentrowały się bowiem na atakowaniu przeciwników.
W wyborach częściowych Amerykanie wybierali 1/3 składu 100-osobowego Senatu, całą 435-osobową Izbę Reprezentantów i 36 z 50 gubernatorów stanowych. (PAP)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?