Corey Perry (z lewej) świętuje zdobycie drugiego gola dla Kanady w finałowym meczu z USA Fot. PAP/EPA/Larry W. Smith
HOKEJ. Tytuł mistrzów olimpijskich dla Kanady
Na takim poziomie rozgrywek nie można mówić o wielkiej przewadze któregoś zespołu. Dlatego też o tym kto wygra często przesądza umiejętność wykorzystywania błędów popełnionych przez przeciwników. Tak padły pierwsze dwa gole dla gospodarzy. Najpierw krążek stracił Rafalski, co wykorzystał Toews, dla którego było to pierwsze trafienie na tych igrzyskach. Podwyższył Perry, który natychmiast strzelił po tym jak idealnie krążek wyłożył mu amerykański obrońca Whitley.
Te wydarzenia wymusiły na Amerykanach trochę odważniejsze granie. Pierwsze ich próby były dosyć chaotyczne i najczęściej kończyły się na ogromnym zamieszaniu pod bramką Roberto Luongo, ale bez konkretnego efektu. W końcu jednak z tego chaosu coś się wyłoniło. Kesler sprytnie zmienił lot krążka po zagraniu Kane'a, czym kompletnie zaskoczył golkipera Kanadyjczyków.
Przed trzecią tercją więc Amerykanie tracili do Kanadyjczyków tylko jedną bramkę, a w Vancouver nie takie straty w ciągu ostatnich 20 minut odrabiano. Długo Amerykanie nie mieli pomysłu jak przełamać obronę przeciwnika. W samej końcówce zdecydowali się na wycofanie bramkarza i zastąpienie go zawodnikiem z pola. Ten plan wypalił. Na 24,4 sekundy przed końcem Parise w końcu zmusił Luongo do kapitulacji uderzeniem z najbliższej odległości. O tym kto wygra igrzyska miała zadecydować dogrywka! W niej więcej sił zachowali gospodarze, a złotego gola po podaniu Jarome'a Iginli w 68 minucie zdobyła wielka gwiazda kanadyjskiego hokeja Sidney Crosby.
Waleczność i zaangażowanie zawodników obu drużyn były godne finału olimpijskiego turnieju hokejowego. Żaden z zawodników ani myślał odpuszczać i kiedy była okazja do ostrzejszego potraktowania rywala w zgodzie z przepisami nie marnował jej. Prowadziło to do częstych przepychanek, które jednak były gaszone w zarodku przez sędziów.
Michał Lipka
Finowie podnieśli się po klęsce
Finowie nie potrzebowali wiele czasu, by podnieść się po półfinałowej klęsce z USA i w meczu o 3. miejsce pokonali Słowację 5-3. Raz dominowała jedna, raz druga drużyna, ostatecznie skuteczniejsi byli Finowie. Zespoły długo badały swoje siły i dopiero w 19 minucie Finowie objęli prowadzenie. Kolejna tercja to już popis gry naszych południowych sąsiadów. W 10 minut najpierw odrobili stratę, a później jeszcze dorzucili dwa trafienia. Szczególnie ostatnia bramka była imponująca, gdyż Słowacy zdobyli ją, grając w osłabieniu. Ostatnie słowo należało jednak do Skandynawów. W trzeciej tercji bezwzględnie wykorzystywali każdą karę dla Słowaków. Ci próbowali ratować sytuację, wycofując w końcówce bramkarza, ale przyniosło to tylko podwyższenie wyniku przez Filppulę. Dla Słowaków turniej olimpijski w Vancouver był najlepszym w historii. Finom szło w przeszłości lepiej, ale kanadyjska teraźniejszość każe spojrzeć na brązowy medal jako maksimum ich możliwości. (ML)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?