MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Rewolucja raczej aksamitna

Redakcja
Prowadzi Pan Cracovię od czterech miesięcy. Już po kilku treningach powiedział Pan, że są duże problemy. Jak Pan to widzi teraz, po zakończeniu jesiennych rozgrywek?

ROZMOWA. - 20 punktów Cracovii to wyjście samolotu z turbulencji, ale do celu jest bardzo daleko - mówi trener Orest Lenczyk

- Miałem zawodników, którzy byli w różnym miejscu jeśli chodzi o przygotowanie do sezonu. Pesymiści, po meczach z Legią i Lechem, nic nie mówili, tylko czekali, co będzie dalej. Odezwali się po trzech porażkach. Słyszałem eksperta w Canal+, który podkreślał, że Lenczyk zdobył mniej punktów od poprzedniego trenera. Ja wierzyłem w to, co robimy. Starałem się naprawiać to, co było zepsute, ale równocześnie proponowałem i egzekwowałem nową jakość. Byli tacy, którzy to, co mówiłem, uznawali za racjonalne i uczciwe, ale byli też tacy, którzy pukali się w czoło, dając do zrozumienia, że i tak nic z tego nie będzie.

 Dwadzieścia punktów zdobytych jesienią Pana satysfakcjonuje?

 - Te 20 punktów Cracovii to wcale nie jest sukces. To wyjście samolotu z turbulencji, ale do celu jest bardzo daleko. Załoga czuje się w miarę dobrze, już nie wymiotuje, piloci mają dobry kontakt z wieżą kontrolną. Przepraszam pana profesora Filipiaka za to porównanie. Mamy przelecieć przez biegun północny, czyli przez najbliższe miesiące bez rozgrywania meczów. Nie wiem, jak się leci przez ten biegun, ale trzy miesiące bez gry to najtrudniejszy okres dla trenera. Bardzo bym chciał, aby każdy zawodnik Cracovii, przystępując do przygotowań, wiedział, że to co było kompletnie się nie liczy. 20 punktów to jest fundament na budynek cztero-, a nie dziesięciopiętrowy. Chcemy wzmocnić ten zespół 2-4 zawodnikami, ale nie takimi, którzy nam zaśmiecą kadrę, lecz wkomponowanymi natychmiast do pierwszego składu.

 Po przyjściu do Cracovii Pana opinie o zespole ewoluowały. W pewnym momencie mówił Pan o konieczności przeprowadzenie rewolucji kadrowej...

 - Co to za rewolucja, która nie wybucha natychmiast? Rewolucja bez ofiar to nie rewolucja, a ja coraz częściej zadawałem sobie pytanie, kto ma tą ofiarą być? Wyszło po czesku, czyli aksamitna rewolucja. Podejmując pracę w Cracovii, miałem jeszcze dwa tygodnie do zamknięcia okienka transferowego. Mogłem powiedzieć: "Proszę sprowadzić mi sześciu zawodników do pierwszego składu". Nie powiedziałem tego, przyszło dwóch - Goliński z Matusiakiem i coś wnieśli do tej drużyny. Ale po stracie Ślusarskiego zanosiło się na to, że nasza ofensywa to będzie strzelaniem armatą z okopów. Co by nie mówić, rok poprzedni skończył się degradacją zespołu. Nie jestem od wiwisekcji tamtego okresu, ale zadaję pytanie, kto, po co i dlaczego doprowadził do pewnych transferów? Jak się idzie na Kleparz, to każda baba ma najlepszy ser, a wszyscy sprzedają świeże jajka. Czy ktoś powie, że sprzedaje jaja nieświeże? To jest rynek, więc problem leży po stronie kupującego, który musi zastanowić się - kto do zespołu pasuje, a kto nie. Powiedziałem zawodnikom na koniec rundy: "Dzięki wam Cracovia jest tam, gdzie jest". Jak ktoś grał różnie, to nie jest wina tylko jego.

 Przychodząc do Cracovii powiedział Pan, że nie będzie w tej drużynie strażakiem, że nastawia się na pracę długofalową...

 - Jeżeli ktoś chce mnie zatrudnić na miesiąc, to odpowiem mu "nie". Wyjątek to było Zagłębie Lubin. Miałem tam cel - wejść z drużyną do ekstraklasy. Znałem większość zawodników Zagłębia i wiedziałem, że przede wszystkim nie mogę im zaszkodzić, a to skutecznie robiono wcześniej. I cel został osiągnięty, ale drugi raz takiego zadania nie podjąłbym się. Szczęście dopisało, ale potem jego suma równa się zero. W Cracovii profesor Janusz Filipiak dał mi do zrozumienia, że klub jest w okresie przejściowym i interesuje go praca długofalowa. Na początku byłem sceptyczny, bo już w pierwszych kolejkach kilka drużyn zdobyło więcej punktów niż przypuszczałem. No to pytałem siebie: "Boże kochany, a za kogo ta Cracovia ma grać w ekstraklasie?". Mamy tylko 30 kolejek i w pewnym momencie zorientowałem się, że mimo naszej pracy może nie wystarczyć meczów, by odrobić straty do innych zespołów. Całe szczęście, że dotrwaliśmy do serii czterech zwycięstw, w tym bardzo prestiżowego z Wisłą Kraków.

 Powiedział pan niedawno, że Cracovia może wiosną namieszać. W jakim stopniu?

 - Na wiosnę zaczynamy od pojedynków z Legią i Lechem, a więc wpadamy na dwa zespoły walczące o mistrzostwo Polski. Jestem przekonany, że nie trzeba będzie naszych zawodników mobilizować na te mecze. Mam nadzieje, że wyjdą na boisko, aby powalczyć z tym zespołami o punkty.

 Prezes spółki Janusz Filipiak zapowiada ofensywę transferową, mówi, że ma na to pieniądze. Ilu piłkarzy jest na tej liście?

 - Około dwudziestu, jednak przez cały czas jest sito. Z jednej strony głupieją menedżerowie, którzy chcą wcisnąć co popadnie, z drugiej piłkarze, który myślą, że przejdą do eldorado. Jestem realistą. Będę zadowolony, jeśli pozyskamy zimą jeden lub dwa filary składu, chociaż te filary na początku mogą być tylko podpórkami. Dzwoni do mnie ktoś i mówi, że ma dla mnie dwóch Brazylijczyków. Odpowiadam, że dziękuję, ale nie jestem zainteresowany. Traore strzelił dwa gole, zapewnił Zagłębiu cztery punkty. Brawo, ale jeden zawodnik nie będzie decydował o losach Cracovii. To jest przypadek, albo ja się na tym nie znam.

 Myśli Pan o sprowadzeniu do Cracovii obcokrajowców czy też popiera Pan zdanie Janusza Filipiaka, że klub powinien rozglądać się przede wszystkimi za graczami z krajowego podwórka...

 - Mam podobne zdanie jak prezes Filipiak, co nie znaczy, że szukamy tylko Polaków. Wszystko jest możliwe, ale teraz proszę nie grzebać w transferach i w milionach do wydania. Nazwisk dzisiaj nie ujawnię.

 W tym sezonie nie było Pucharu Ekstraklasy. Dobrze, że go zniesiono?

 - Jak się okazuje, Cracovii wyszło to na dobre. Pierwszy zespół z uwagi na remont stadionu przy ul. Kałuży musiał jeździć do Sosnowca, drugi, z Młodej Ekstraklasy, dobrze prowadzony przez trenera Marcina Sadkę, plątał się po Krakowie i okolicach. Chodziło o to, żeby nie zaorał boiska treningowego pierwszej drużynie. Na zachodzie grają środa - sobota - środa - sobota, bo mają do tego odpowiednie warunki. My gramy sobota - sobota i to jest szansa dla trenerów. Wielkie pole do popisu.

 Jaka będzie wiosna 2010 roku? W poprzednim sezonie walka o mistrzostwo i utrzymanie trwała do samego końca.

 - Myślę, że ten sezon jest przejściowy. Są spore zmiany w składach. Gdy Wisła dwa razy była mistrzem Polski, miała w obronie Głowackiego, Baszczyńskiego i Clebera. Teraz są Marcelo i Jop. Sporo się zmienia w innych zespołach. W Wiśle przegrasz dwa razy i już masz pistolet przy skroni. Ale jak Wisła przegra dwa razy, to patrzy za siebie i kogoś tam widzi. Jak dwa razy przegra Cracovia, to za sobą widzi już tylko otchłań.

 Ostatni występ polskich zespołów w europejskich pucharach był fatalny. Kiedy to się może zmienić na korzyść?

 - O czym my tutaj rozmawiamy? Proszę zobaczyć co się dzieje na Litwie, na Białorusi, czy w Estonii? Kilka lat temu uważaliśmy te drużyny za ogon piłkarskiej Europy i nie chcieliśmy grać z nimi nawet sparingów. Kandydat na wielkiego trenera, pan Boniek, przegrał nawet z Łotwą. Być może to była jego wina, ale my nie bierzemy pod uwagę, że tam przez cały czas robi się coś pozytywnego. Ja już osiem lat temu nie widziałem żadnego samochodu "żiguli" (model łady produkowany w latach 1970-84 - przyp. red.) w Rydze. Zapytam - gdzie Wisła pożegnała się z Europą? W Estonii. Gdzie nam porównywać się do Rosji i Ukrainy, tam oligarchowie zawładnęli piłką i kupują Brazylijczyków za niewyobrażalne pieniądze.

 Będzie Pan miał wkrótce na swoim koncie 500 spotkań w ekstraklasie. Pod tym względem jest Pan w Polsce rekordzistą.

 - Może wytrzymam jeszcze 100 spotkań i razem będzie 600? Co to są trzy lata więcej? Jak mnie nie dopadnie wstrętne choróbsko, jakieś s..., co do tyłu chodzi, to ja jeszcze dam radę. A tak naprawdę, to dziwię się, że ktoś trenerom liczy te mecze. Ja po prawie blisko 500 meczach nie mam w domu ani jednego proporczyka, a jak mam jakiś puchar, to w piwnicy leży. Jak będzie te 500, to napiję się oranżady. Ja mogę tylko żałować, że przez tyle lat o moim losie decydowali ludzie plątający się po polskiej piłce. Oni są jednym z powodów, że polski futbol jest tam, gdzie jest. I zakończę może nieskromnie - jeśli dawno temu usłyszałem, że trenowanie jest sztuką, a skoro w tym wytrwałem, to znaczy, że jest sztuką dla wybranych.

 ROZMAWIAŁ: ANDRZEJ STANOWSKI

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski