Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Robert Lewandowski. Bobek z Leszna. Mama wybrała mu miejsce, z którego ruszył na szczyt

Tomasz Bochenek
Robert Lewandowski w Zniczu (2007 r.)
Robert Lewandowski w Zniczu (2007 r.) Fot. Grzegorz Jakubowski
Śmierć ojca była dla 16-letniego Roberta Lewandowskiego impulsem, by zarabiać na piłce. I choć mógł zwątpić w swój talent, nie poddał się. Trampoliną do kariery okazał się Znicz Pruszków. Gdy po dwóch latach „Lewy” opuszczał ten klub, mógł przebierać w ofertach. Dwie dostał z Krakowa.

Uśmiechnięty. Ale nie był to gość, który rozbawiał towarzystwo. W szatni raczej nie zabierał głosu. Mniej mówił, więcej robił - wspomina Zbigniew Kowalski, były piłkarz Znicza Pruszków. Marek Śliwiński, długoletni prezes podwarszawskiego klubu, dodaje: - Inteligentny, ułożony chłopak. Skromny. Żaden tam lowelasik, jak wielu młodych piłkarzy, którzy coś tam zaczynają osiągać. Zresztą proszę prześledzić jego zdjęcia z całej kariery - zero ekstrawaganckich fryzur. No, facet z prawdziwego zdarzenia.

W Zniczu pojawił się latem 2006 roku, chwilę przed osiemnastymi urodzinami. Przyprowadziła go mama, Iwona Lewandowska, była siatkarka I-ligowego AZS AWF Warszawa, nauczycielka w-f. W trudnym momencie postanowiła pokierować karierą syna, którego właśnie wypluła warszawska Legia.

O tym, że Robert będzie w niej grał, zawsze marzył Krzysztof Lewandowski - były judoka (mistrz Europy juniorów) i generalnie sportowiec pełną gębą, który zadbał o wszechstronny rozwój fizyczny syna. Jako ośmiolatka zapisał go do Varsovii. To wtedy Robert, z angielska Bob, został ochrzczony Bobkiem. Grał ze starszymi o dwa lata chłopcami, był najmniejszy, najdrobniejszy... Ale i diabelnie sprawny, szybki. - Wygrywał zawody lekkoatletyczne w skali powiatu i międzypowiatu. Zdobywał laury w siatkówce, koszykówce, piłce nożnej, tenisie stołowym, a nawet unihokeju - wspominała po latach Iwona Lewandowska. Jej mąż nie zdążył zobaczyć syna w koszulce Legii. Zmarł, gdy Robert miał 16 lat.

- Wiedziałem, że muszę wziąć na siebie odpowiedzialność za rodzinę. Zmieniłem klub, zacząłem zarabiać pieniądze, bo chciałem pomóc mamie - opowiadał piłkarz o przyspieszonym wejściu w dorosłość w telewizyjnym programie „W roli głównej”.

Tym pierwszym klubem, który mu płacił - około tysiąc złotych miesięcznie - była Delta Warszawa. Trzecioligowy (według aktualnej ligowej nomenklatury) zespół był monitorowany przez Legię. I ta, po kilkunastu meczach sięgnęła po „Lewego”. Trafił do drużyny rezerw, grał w II lidze. Do momentu, aż przyplątała się poważna kontuzja - naderwanie mięśnia dwugłowego. Roczny kontrakt był czymś w rodzaju okresu próbnego, a rehabilitacja przeciągała się, Robert utykał. Przy Łazienkowskiej uznano, że już się nie przyda.

Znicz Pruszków polecił Iwonie Lewandowskiej znajomy. Namówiła syna. - Mieszkali w Lesznie, to nasz powiat - wspomina Marek Śliwiński. - Nie powiedziałbym, że zobaczyłem wtedy jakiegoś przybitego, rozgoryczonego chłopaka. Przeciwnie. W jego poczynaniach, pracy była chęć udowodnienia, że ktoś się pomylił, źle ocenił jego możliwości.

Klub z Pruszkowa wydał na transfer ok. 5 tys. zł. Na opłaty rejestracyjne. Lewandowski nie kosztował nic.

Znicz był wtedy w II lidze. Kilku jego piłkarzy wypłynęło na szersze wody, Radosław Majewski dołączył do reprezentacji Polski. - Od Roberta trochę lepszy w tamtym czasie był nasz drugi napastnik Bartek Wiśniewski - wspomina Śliwiński, wiceprezes obecnego zarządu klubu. - Na boisku świetnie się uzupełniali. Porównanie może trochę niezręczne, ale jak teraz oglądam w Bayernie współpracę Lewandowskiego z Muellerem, to przypomina mi się, jak Robert grał z Bartkiem. My mieliśmy wtedy dwa „żądła”.

Wiśniewski odszedł ze Znicza pół roku przed Lewandowskim, do I-ligowej Wisły Płock. Nigdy nie zagrał w ekstraklasie.

- A kariera Roberta to kariera dobrych wyborów. W nowym otoczeniu szedł bardzo szybko w górę, potrafił dostosować się do otoczenia lepszych zawodników, podnieść szybko swój poziom, zaaklimatyzować się - zauważa Zbigniew Kowalski, starszy o pokolenie kolega Lewandowskiego ze Znicza. - No i ma ten instynkt strzelecki, dzięki któremu był w nowych klubach szybko akceptowany. Pamiętam, jak prowadził nasz zespół Janusz Wójcik i na treningu przyszło do noszenia ruchomej bramki. Roberta w to nie angażował. „On nam punkty robi, pieniądze pomaga zarabiać”.

W pierwszym roku w Zniczu, mimo że po kontuzji początkowo nie grał dużo, zdobył 15 bramek. Został najlepszym strzelcem II ligi. W końcu dobił się do juniorskiej reprezentacji Polski zawodników urodzonych w 1988 r.

- Przypominam sobie zgrupowanie w Pruszkowie przed meczami z Turcją. „Lewy” nie załapał się do kadry meczowej - śmieje się Mateusz Broź, dziś piłkarz Puszczy Niepołomice. - W ataku grałem ja z Maćkiem Korzymem.

- Widać było, że to niezły zawodnik, ale na topie w naszym roczniku byli wtedy inni. Kamil Grosicki, Patryk Małecki, Korzym - wylicza Karol Kostrubała, wówczas kadrowicz z Cracovii, obecnie piłkarz Garbarni Kraków. - Po tamtym zgrupowaniu trener Mroczkowski zrezygnował z Roberta. Na pewno duży wpływ miało to, że on grał w II lidze, a wielu chłopaków w ekstraklasie.

Tamten 19-letni Lewandowski sylwetką zupełnie nie przypominał muskularnego gladiatora z Bayernu. - Ale już wtedy był żylasty, silny - ocenia Kostrubała.

- To dzieciak jeszcze był. W takim wieku szybko robi się megapostępy - podkreśla Kowalski. - Sam jestem teraz trenerem kadry Mazowsza, mam zawodników w reprezentacji Polski do lat 15. Powtarzam im, że w tak młodym wieku przez reprezentacje przewinęło się wielu zawodników, którzy potem nie zaistnieli w poważnej piłce seniorskiej. A to jest celem. Niektórzy chłopcy wcześnie dojrzewają, osiągają swój najwyższy pułap. Tak czy inaczej, podstawa to praca, praca, systematyczna praca.

Dodaje: - Robert pracowity był, z innymi młodymi chłopakami zostawał po treningach, dodatkowo ćwiczyli. Poza tym miał to coś, na co ja szczególnie teraz zwracam uwagę. Młodzi piłkarze czasami kapryszą, chcą być mądrzejsi od trenera. On nie. Robił to, co chcieli szkoleniowcy. To ma znaczenie, bo trener takiego piłkarza chętniej wystawia do gry.

- Robert do dorosłej piłki wprowadzał się z głową - analizuje Marek Śliwiński. - Młodzi piłkarze często od razu chcą osiągnąć wszystko, rzucić się na zbyt głęboką wodę. Tu tego nie było . Krzywa jego kariery wzrastała powoli, ale ważne, że nigdy nie opadała.

W I lidze, w sezonie 2007/08, o napastniku Znicza zaczynało się już robić głośno w całej Polsce. To wtedy menedżer piłkarski Cezary Kucharski (wcześniej zawodnik m.in. Legii, później poseł PO) usłyszał od mamy piłkarza: - Mąż patrzy z góry i nam pomaga. Jeśli skrzywdzi pan Roberta, ręka Krzysztofa pana dosięgnie.

Prezes Śliwiński: - Menedżerowie chcą przede wszystkim zarabiać na zawodnikach, a nie lokować ich w klubach, które w danym momencie kariery są odpowiednie. Tutaj było inaczej. Czarek wiedział, jak pokierować Robertem. Bo przecież chęć pozyskania „Lewego” to nie tylko Lech Poznań miał.

Wtedy, wiosną i latem 2008 roku, w kolejce ustawiły się m.in. Cracovia i Wisła.

Śliwiński zdradza: - Cracovia oferowała najwyższą kwotę za Roberta.

- Żadna oficjalna oferta z naszej strony nie padła - zastrzega Jakub Tabisz, wiceprezes Cracovii. - Wiedzieliśmy, że wybiera się do Lecha.

Karol Kostrubała, wówczas piłkarz „Pasów”, znajomy Lewandowskiego z juniorskiej kadry, wyjawia: - Trener Stefan Majewski nawet mnie poprosił, żebym do „Lewego” zadzwonił, czy nie skusiłby się na Cracovię. Wykręciłem numer, zapytałem, jakie ma plany. Nie namawiałem, powiedziałem po prostu, że gdyby miał jakieś dylematy, to w klubie wszystko jest w porządku. Ale się nie skusił.

Znacznie dalej w walce o Lewandowskiego zabrnęła Wisła.

Jacek Bednarz, ówczesny dyrektor sportowy „Białej Gwiazdy”: - Z Czarkiem Kucharskim, moim kolegą z boiska, kilka razy usiadłem do rozmów i wydawało się, że co do warunków finansowych porozumieliśmy się. Poza, powiedzmy, jednym aspektem. Tuż przed metą w negocjacjach wyprzedził nas Lech.

Król strzelców I ligi (21 goli) został sprzedany do poznańskiego klubu za półtora miliona złotych. Wystrzelił błyskawicznie. Gol w debiucie (w europejskich pucharach), gol w pierwszym meczu w ekstraklasie, miesiąc później bramka w debiucie w reprezentacji Polski (strzelona w San Marino).

- W Pruszkowie pozostawił po sobie wspaniałą spuściznę. W akademii piłkarskiej mamy 760 dzieciaków, jest jedną z większych w Polsce - podkreśla Śliwiński.

***

Marek Śliwiński pamięta, jak do Pruszkowa, by oglądać Lewandowskiego w Zniczu,
przyjeżdżał Franciszek Smuda, ówczesny trener Lecha Poznań. - Później mówił, że od początku w Roberta wierzył. Ale ja przypomniałbym mu rozmowę, kiedy stwierdził: Niezły chłopak, ale jeszcze mu dużo brakuje...

Lewandowski po dwóch latach spędzonych w Poznaniu został sprzedany za 4,5 mln euro do Borussii Dortmund. Zdobył z nią dwa tytuły mistrza Niemiec, w drodze do finału Ligi Mistrzów (2013) strzelił w jednym meczu 4 gole Realowi Madryt. Odszedł z Borussii jako król strzelców Bundesligi. Od lipca 2014 r. jest zawodnikiem Bayernu Monachium, aktualnym mistrzem Niemiec. Dwa tygodnie temu zasłynął strzeleniem 5 bramek w ciągu 9 minut w meczu z VfL Wolfsburg

Żoną piłkarza - od czerwca 2013 - jest Anna Lewandowska, z domu Stachurska. Rówieśniczka Roberta (27 lat), również sportsmenka, medalistka mistrzostw świata i Europy w karate. Znana jednak przede wszystkim jako propagatorka zdrowego odżywiania i aktywnego trybu życia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski