Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rodzic to trudny zawód

Katarzyna Hołuj
Grażyna Wojtycza (z lewej) jest jedną z wyróżnionych osób
Grażyna Wojtycza (z lewej) jest jedną z wyróżnionych osób fot. Katarzyna Hołuj
Powiat. Dziś rodziny zastępcze obchodzą swoje święto. Problemem jest to, że z roku na rok jest ich coraz mniej.

Tym bardziej tym, które podejmują trud wychowania nie swoich dzieci, dają im swój dom i siebie jako rodziców, należą się słowa podziękowań. Ktoś może powiedzieć, że nic prostszego, jak wychowywać dzieci otrzymując w zamian pensję. To 2000 zł brutto (dla rodzin zawodowych) plus 1000 zł na każde dziecko (w zawodowych i niezawodowych, a w spokrewnionych - tylko 660 zł).

Dlaczego więc rodziny rezygnują, a Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie nie może znaleźć kandydatów na nowe?

- Ci, którzy są, wypalają się, a kandydaci, nawet jeśli się pojawiają, to kończą na etapie wstępnych rozmów - mówi Grażyna Murzyn, zastępca dyrektora PCPR w Myślenicach.

Dziś w całym powiecie (nie licząc rodzin spokrewnionych, czyli babć, dziadków czy cioć, którzy przejęli opiekę nad dziećmi) działają tylko trzy zawodowe rodziny zastępcze; ale jedna właśnie kończy działalność. Jest też jeden Rodzinny Dom Dziecka i 18 rodzin niezawodowych. Ta liczba oraz placówka opiekuńczo-wychowawcza w Lubniu, to ciągle zbyt mało, aby zaspokoić potrzeby w zakresie pieczy zastępczej. Dlatego powiat zmierza do uruchomienia Rodzinnego Domu Dziecka w Nowej Wsi, choć i on nie zapewni miejsca dla wszystkich potrzebujących.

Wczoraj w Myślenicach zorganizowano seminarium szkoleniowe dla rodzin zastępczych. Przy tej okazji wyróżniono kilka z nich za ich pracę: Jolantę i Jana Piwowarczyków, prowadzący Rodzinny Dom Dziecka oraz rodziny niezawodowe: Irenę i Marka Magierów, Renatę i Edwarda Iwanów, Ewę Muchę oraz Grażynę i Leszka Wojtyczów.

Ci ostatni są rodziną zastępczą spokrewnioną. Od pięciu lat wychowują dwie dziewczynki, które straciły oboje rodziców. Na początku, jak wspomina pani Grażyna, było trudno, bo trzeba było poradzić sobie z traumą, jaką przeżyły dziewczynki. Musiała też zrezygnować z pracy, ale teraz życie toczy się już normalnym rytmem.

Z kolei w Rodzinnym Domu Dziecka, który prowadzi Jolanta Piwowarczyk razem z mężem, wychowuje się dziś, włączając ich własnego synka, siedmioro dzieci. Pani Jolanta podkreśla, że dużo zależy od tego, z jakimi problemami trafiają dzieci. A mogą to być problemy zdrowotne, emocjonalne, szkolne itp. Od tego, ile ich jest i jak są poważne zależy, czy rodzina znajduje siłę, aby je pokonać, czy się wypala. - Praca jest na pewno trudna, ale nie niewdzięczna. Ja czerpię z niej siłę i satysfakcję - mówi pani Jola.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski