Fot. Ingimage
EDUKACJA. Rodziców nie odstrasza nawet konieczność płacenia czesnego w wysokości kilkuset złotych miesięcznie
Im więcej sześciolatków pomaszeruje do szkoły we wrześniu tego roku, tym problem będzie mniejszy. Miejscy urzędnicy liczą, że uda im się zwerbować ponad 2 tys. maluchów. Problem w tym, że wielu rodziców nie ufa publicznym szkołom. I trudno im się dziwić. Nie wszystkie zdążyły przygotować się na przyjęcie najmłodszych uczniów. Aż 40 proc. z nich w ogóle nie zamierza tworzyć od nowego roku klas złożonych wyłącznie z sześciolatków. Dzieci, które się do nich zgłoszą, będą musiały się uczyć ze starszymi o rok kolegami. Zdaniem psychologów w takich klasach młodsze dzieci czują się zagubione.
- Nie nadążają za starszymi kolegami, stają się nadpobudliwe. Praca w klasach mieszanych wymaga od nauczycieli więcej wysiłku, a nie zawsze jest czas, by indywidualnie podejść do każdego dziecka - ostrzega Elżbieta Piwowarska, dyrektor krakowskiej Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej.
Okazuje się, że coraz więcej rodziców decyduje się na posłanie dziecka do szkoły prywatnej. Niektóre z nich przeżywają oblężenie. Na przyszły rok zgłosiło się do nich więcej sześcioletnich dzieci niż są w stanie przyjąć. Rodziców nie odstrasza nawet konieczność płacenia czesnego w wysokości kilkuset złotych miesięcznie.
Powód? - Jest ich kilka - mówi Dorota Zatorska z Krakowa, która już zapisała na przyszły rok sześcioletnią córkę do szkoły społecznej . - Szkoły publiczne kończą lekcje już ok. 13. Jestem wtedy w pracy, a nie chcę, by moje dziecko spędzało pół dnia w świetlicy. W społecznej szkole dzieci po lekcjach mają mnóstwo zajęć dodatkowych: basen, tenis, języki. Organizacją tych zajęć i dowozem uczniów zajmuje się szkoła.
Dorota Zatorska podkreśla też, że jej osiedlowa szkoła nie jest przygotowana na przyjęcie najmłodszych dzieci. W tym roku uruchomiono tam klasy mieszane. - Moim zdaniem to niewypał - podkreśla pani Dorota, która z zawodu jest nauczycielką. - Gdybym miała pewność, że córka nie będzie skazana na naukę w mieszanej klasie, to być może bym ją tam posłała, ale takiej pewności nie mam.
Sześciolatki szturmują prywatne szkoły
Coraz więcej rodziców decyduje się na posłanie dziecka do szkoły prywatnej. Niektóre z nich przeżywają prawdziwe oblężenie. Na przyszły rok zgłosiło się do nich więcej sześcioletnich dzieci niż są w stanie przyjąć.
- Rodzice martwią się, jak ich sześciolatki poradzą sobie w publicznych molochach - przyznaje Małgorzata Jerzmanowska, dyrektorka Społecznej Szkoły Podstawowej nr 7 w Krakowie.
Dzięki temu prywatne placówki nie odczuwają skutków niżu demograficznego. - Wręcz przeciwnie, mamy teraz więcej chętnych niż wcześniej - mówi Małgorzata Jerzmanowska.
W jej szkole od września powstaną dwie pierwsze klasy. Jedna złożona wyłącznie z sześciolatków, druga dla siedmiolatków. Wszystkie miejsca są już zajęte
Również w Zespole Szkół Społecznych nr 3 w Krakowie nabór na najbliższy rok szkolny już dawno został zamknięty. Wolnych miejsc nie ma też na przyszły rok, a podania o przyjecie do pierwszej klasy złożyli już nawet rodzice obecnych dwulatków.
- W świadomości rodziców zakodowany jest obraz publicznej szkoły molocha, w której dzieci uczą się w przeładowanych klasach, a na korytarzach spotykają się z dużo starszymi uczniami - mówi Krzysztof Kwiatkowski, dyrektor ZSS nr 3. - U nas klasy są niewielkie, szkoła jest kameralna, a przez to bezpieczna, mamy bogatą ofertę zajęć pozalekcyjnych, najmłodsze dzieci uczą się w osobnym budynku, mają własną świetlicę, nie są przytłoczone hałasem czy wielkością szkolnych sal i korytarzy.
- U nas od trzech miesięcy nie ma już wolnych miejsc na najbliższy rok szkolny - podkreśla Iwo Wroński, dyrektor Społecznej Szkoły Podstawowej nr 4 w Krakowie.
Do szkoły zgłosiło się tak dużo sześciolatków, że dyrekcja zdecydowała o uruchomieniu dla nich dwóch klas pierwszych. - Nie otworzymy natomiast pierwszej klasy dla siedmiolatków - mówi Iwo Wroński.
Jego zdaniem popularność szkół niepublicznych wiąże się ze wzrostem świadomości rodziców. - Coraz częściej analizują oni oferty kilku szkół, odwiedzają je, porównują i świadomie wybierają tę, która ich zdaniem będzie dla dziecka najlepsza. Za szkołami niepublicznymi przemawia to, że lepiej uczą języków obcych, mają bogatszą ofertę zajęć pozalekcyjnych i są bezpieczniejsze - mówi Iwo Wroński. Czesne wynosi w nich od 600 do 1000 zł miesięcznie. - Jednak nie przychodzą do nas wyłącznie zamożni uczniowie, są rodziny, które wolą nie brać np. kredytu na mieszkanie, a zamiast tego opłacić dziecku dobrą szkołę - przekonuje dyrektor Wroński.
Anna Kolet-Iciek
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?