Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rodzina Clark z gminy Horyniec-Zdrój. Wychowują 11 dzieci, a ich dom to oaza spokoju, miłości i radości [WIDEO]

Urszula Sobol
Urszula Sobol
Wideo
od 16 lat
Odwiedziliśmy państwa Clarków, rodzinę słynnych pięcioraczków z gminy Horyniec Zdrój. – Łamiemy stereotypy – uśmiecha się pani Dominika, mama jedenaściorga dzieci

Już w progu przywitali nas szerokim uśmiechem i z dumą opowiedzieli o swojej 13-osobowej rodzinie. Po rodzicach nie widać zmęczenia, a wręcz emanują spokojem, radością i pozytywną energią. Ich dom to swoista oaza spokoju i aż nie chce się wierzyć, że mieszka w nim dziesięcioro dzieci (bo jedenaste jest jeszcze w szpitalu), od niemowlaczków do 12 lat.

O rodzinie Clarke z miejscowości Puchacze (gmina Horyniec-Zdrój) pisaliśmy już wcześniej. 37-letnia Dominika 12 lutego 2023 roku urodziła pięcioraczki - trzy córki i dwóch synów. Dzieci przyszły na świat w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie, w 28. Tygodniu ciąży, przez cesarskie cięcie. Ich narodzinami żyła cała Polska, bo taka ciąża trafia się raz na 52 miliony przypadków.
Wcześniej, przed narodzinami pięcioraczków, pani Dominika i jej mąż Vincent, który pochodzi z Anglii, wychowywali już siedmioro dzieci w wieku: 12 i 10 lat, dwie pary bliźniaków: 7-letnie i 4-letnie oraz roczną dziewczynkę.

Rodzina Clark z gminy Horyniec-Zdrój. Wychowują 11 dzieci, a ich dom to oaza spokoju, miłości i radości [WIDEO]
Paweł Dubiel

Historia Dominiki, która urodziła się w Warszawie, wychowała w Zielonej Górze, od 15. roku życia mieszkała i uczyła się w Krakowie, a każde wakacje spędzała u dziadków na Podkarpaciu, w gminie Horyniec-Zdrój, oraz jej męża Vincenta, jest jak z filmu. Para poznała się w 2007 roku w Anglii i po kilku latach bycia razem przeniosła się do małej miejscowości na Podkarpaciu. Do miejsca, które skradło ich serca na zawsze.

– Rzeczywiście, nasze dotychczasowe życie nadaje się na scenariusz filmu lub książkę - śmieje się Dominika Clarke. – A wszystko tak naprawdę zaczęło się od mojej wielkiej miłości do języka angielskiego i tablicy marzeń, na której jeszcze w szkole średniej przypięłam sobie wycinek z gazety „Jak poślubić Anglika”. Tak na marginesie, bardzo spodobał mi się ten tekst. Wiedziałam też, że jeśli naprawdę chcę poślubić Anglika, to koniecznie muszę wyjechać do Anglii.

Oczywiście, swój plan Dominika szybko wprowadziła w życie. Wyjechała do Anglii.

– Jednak na początku bardzo ciężko pracowałam, w różnych miejscach, zaczynając od sprzątania, zmywania garów, gotowania – wylicza. – Pracowałam też w szkołach, szpitalach, straży pożarnej, ale wtedy jeszcze nie był mi w głowie mąż Anglik. Miałam mnóstwo zajęć i nie miałam na to czasu, aż do momentu, gdy trafiłam do szkoły, z którą współpracował mój mąż Vincent. W tej szkole dostałam szansę pracy. Zostałam nauczycielką. Uczyłam języka angielskiego Polaków, Portugalczyków i Hiszpanów, którzy przyjeżdżali do Anglii do pracy i nie znali w ogóle języka.

Dodaje, że Vincent Clarke nie był miłością od pierwszego wejrzenia.

– Najpierw bardzo długo przyjaźniliśmy się, a dopiero później zrodziła się miłość, bo w głowie nie były mi romanse, tylko kariera – uśmiecha się Dominika. – Jednak gdy zdałam sobie sprawę, że zakochałam się w tym mężczyźnie, postanowiliśmy razem zamieszkać, a potem pobrać się.

Tak też się stało. Dominika i Vincent zamieszkali razem w Peterborough niedaleko Londynu. Potem odbył się ich ślub i na świecie w 2010 roku pojawił się pierwszy syn, Philip.

– W Anglii urodziła się czwórka naszych dzieci: Philip, Elliot oraz bliźniaki Antoinette i Zygmunt – wylicza Dominika. – Chociaż po pierwszej dwójce trudno mi było zajść w ciążę - zdiagnozowano u mnie endometriozę. Długo leczyłam się i wiedziałam, że kolejna ciąża może trochę wyciszyć chorobę. Zresztą moim kolejnym marzeniem, obok męża Anglika, była piątka dzieci i Vincent od początku o tym wiedział. To był mój warunek ślubu, bo zawsze chciałam mieć dużą rodzinę.

Wszystkie dzieci państwa Clarków mają królewskie imiona.

- Tę tradycję postanowiliśmy kontynuować w Polsce – podkreśla Vincent.

- Chociaż imię naszego syna - Zygmunt - jest po moim 90-letnim dziadku, który jest dla nas wielkim autorytetem i wzorem do naśladowania – zaznacza Dominika. - Pokazał mi wartości, które są ważne w rodzinie, w wychowywaniu dzieci. Sam miał ich ośmioro. Całą rodziną bardzo ubolewamy, że już jest coraz gorzej ze zdrowiem naszego dziadzia, ale jesteśmy mu wdzięczni za wszystko, co nam przekazał.

Zdarzył się cud. Nosiłam pod sercem pięcioraczki

Clarkowie sześć lat temu przeprowadzili się do Polski.

- Przyjechaliśmy tu, ponieważ nasz angielski dom był już dla nas za mały. Nie do końca dobrze czuliśmy się w nim. Szukaliśmy miejsca z dużym podwórkiem, trawą i położonego blisko lasu. I chociaż wszyscy nam odradzali, to znaleźliśmy w Polsce swoje miejsce na ziemi, w którym jesteśmy naprawdę szczęśliwi. Wybudowaliśmy się i to jest nasze ukochane miejsce, choć dla niektórych położone na końcu świata. Pracujemy z niego zdalnie i wychowujemy nasze dzieci – opowiada Dominika. W Polsce urodziły się kolejne dzieci. Trójka: bliźniacy Charlotte i Alexander oraz Grace. Dzieci było więc już siedmioro.

Clarkowie, idąc trochę w ślady dziadka, planowali ósme.

– Chcieliśmy, aby nasza najmłodsza córeczka Grace miała kompana do zabawy. I wtedy zdarzył się cud. Zaszłam w ciążę. Okazało się, że nie będziemy mieć tylko jednego dziecka, ale będzie ich piątka, a nawet szóstka - opowiada mama. - Na początku powiedzieliśmy dzieciom o trójce rodzeństwa, nie chcieliśmy ich przerażać. Zresztą sami baliśmy się, czy wszystko będzie dobrze. Nie wiedzieliśmy do końca, jak to wszystko się rozwiąże, czy ja w ogóle przeżyję. Ale cieszyliśmy się z mężem, że noszę pod sercem pięcioro dzieci.

Vincent wiadomość o pięcioraczkach przyjął z wielkim spokojem.

– Wiem, że rodzicielstwo to ogromne i odpowiedzialne wyzwanie, ale wiedziałem, że damy radę – podkreśla.

Cały świat im kibicował

Dominika przez 12 tygodni przebywała w szpitalu w Krakowie. Charles Patrick, Henry James, Elizabeth May, Evangeline Rose oraz Arianna Daisy przyszli na świat 12 lutego 2023 roku. Każde maleństwo rodziło się co minutę. W dniu narodzin ważyli od 710 do 1400 gramów i mierzyli około 40 centymetrów.

Niestety, Henry James przeżył tylko trzy dni. Po jego śmierci rodzice przekazali oświadczenie.

„Jesteśmy zdruzgotani, że nasz najmłodszy syn Henry James zmarł w wieku trzech dni. To było nagłe wydarzenie, mały Henry sobie nie poradził (...) Po okresie smutku będziemy nadal pozytywnie nastawieni. Oczywiście będziemy nadal wspierać naszych jedenaścioro pozostałych wspaniałych dzieci i pomagać starszym w zrozumieniu sytuacji co się stało z Henrym Jamesem - pisali. - Zapamiętamy małego Henryka w naszych sercach. W zaledwie dwa dni był gwiazdą na tym świecie. Bycie wybranym na rodziców małego Henry’ego było absolutnym zaszczytem i przywilejem. Cieszyliśmy się każdą sekundą, którą mogliśmy z nim spędzić”.

Wiadomość o śmierci jednego z pięcioraczków wstrząsnęła nie tylko rodzicami i rodzeństwem noworodków, ale także poruszyła Czytelników Nowin, którzy cały czas śledzili historię rodziny z Podkarpacia.

Z niecierpliwością czekają, aby w końcu być razem

Dzieciaczki przez kilkanaście tygodni musiały zostać w szpitalu w Krakowie, aby osiągnąć parametry pożądane przez lekarzy. Państwo Clarkowie wiedzieli, że muszą trochę poczekać, zanim będą mogli zabrać je do domu.

Pani Dominika regularnie relacjonowała w mediach społecznościowych, co słychać u czworaczków i całej rodziny.

„Maluszki rosną i nabierają sił - pisała. - Już możemy je przytulać, choć chwilę, choć troszeczkę. Wtedy wracamy tacy szczęśliwi do domu”.

Co drugi dzień jeździła do Krakowa, 300 kilometrów w jedną stronę, aby odwiedzić sdzieci i dostarczyć im swoje mleko.
14 kwietnia rodzice przywieźli do domu Elizabeth May. 26 kwietnia dołączyła do nich Arianna Daisy, a 5 maja Evangeline Rose.

- Wszyscy jesteśmy bardzo szczęśliwi, a starsze rodzeństwo nie może napatrzeć się na dziewczynki, które są bardzo spokojne i dużo śpią - opowiada pani Dominika.

Dodaje, że starsze dzieci chętnie pomagają w opiece nad maluszkami. Wyznaje też, że jej mąż Vincent co drugi dzień jeździ do Krakowa, do Charliego, który niedawno przeszedł operację zamknięcia przewodu tętniczego, i dostarcza maluszkowi mleko. - Ja zostaję w domu z dziećmi i z niecierpliwością czekam, kiedy wszyscy będziemy już razem.

Dominika: Mam czas na wszystko

Dziesięcioro dzieci w domu, bo Charlie jest jeszcze w szpitalu, to zapewne dużo radości, wiele miłości, ale też ogrom wydatków i obowiązków. Wydawać by się mogło, że Dominika i Vincent nie mają w ogóle czasu dla siebie. Dodatkowo w domu jest cicho. Jak to robią?

– Po prostu jesteśmy spokojni, uśmiechnięci i staramy się zapewniać wszystko, czego dzieci potrzebują, czyli żeby były najedzone oraz miały zapewniony nasz czas i miłość - wyznaje Dominika. – Dzieci są naprawdę spokojne, szczęśliwe i zadowolone. Oczywiście zdarzają się też kłótnie i nieporozumienia, ale spokojnie, niezależnie co się dzieje, staramy się rozwiązywać wszystkie konflikty, które spotykamy na drodze.

Vincent zdradza nam, że ostatni raz zdenerwował się dwa lata temu.

– Wtedy podniosłem nawet głos na dzieci – wspomina. – Kupiliśmy do salonu nową sofę. Na chwilę wyszliśmy z Dominiką z pokoju, wracamy, a nasza sofa jest cała w kremie. Zacząłem krzyczeć na dzieci, ale tylko przez chwilę. Dziś to wspomnienie powoduje uśmiech na naszych twarzach.

Dominika i Vincent zapewniają, że w swoim rodzicielstwie odnajdują radość i satysfakcję. Oprócz tego dają radę pogodzić wszystkie obowiązki domowe i każdego dnia starają się znaleźć chwilę dla siebie.

– Młodsze dzieci zazwyczaj o godz. 19 idą spać, starsze troszeczkę później, a my staramy się być chwilę razem – wyznaje Dominika. – Chociaż czasami mąż pada już o godz. 19, razem z dziećmi. Wtedy ja mam dyżur nocny przy naszych malutkich dziewczynkach. Od niedawna, na pół etatu mamy też do pomocy dziewczynę, która pomaga nam w codziennych obowiązkach.

Co jest trudne w tym rodzicielstwie?

– To, kiedy dzieci są chore – zapewniają jednogłośnie. – Na szczęście, na razie nie zdarzyło się, abyśmy musieli być z dziećmi w szpitalu, bo wtedy z opieki nad dziećmi wypada jeden rodzić.

Mają świadomość, że ich rodzina łamie stereotypy.

– Trudno jest zrozumieć, jak można wszystko godzić i być szczęśliwym, pracować i wychowywać dzieci, a co jest trudne do zrozumienia łatwiej krytykować niż chwalić – mówi Dominika.

26 maja obchodzimy Dzień Matki. Czego życzy innym kobietom tak doświadczona mama?

– Przede wszystkim zdrowia, radości i miłości – uśmiecha się Dominika. – I aby były w życiu odważne, otwarte na innych i dążyły do spełnienia marzeń. Aby porywały się na cele i zmiany, które tylko czasami z pozoru wydają się trudne.

I właśnie tego co najpiękniejsze życzymy wszystkim mamom, a państwu Clarkom – spełnienia wszystkich wspólnych planów i marzeń. Świadoma i piękna z Was rodzina, która zaraża innych dobrą energią.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Rodzina Clark z gminy Horyniec-Zdrój. Wychowują 11 dzieci, a ich dom to oaza spokoju, miłości i radości [WIDEO] - Nowiny

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski