Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rolnictwo jest ich żywiołem

KATARZYNA HOŁUJ
Antoni Święchowicz z żoną zaczynali od jednej krowy. Dziś mają ich 16, a do tego przychówek i byki. Fot. Katarzyna Hołuj
Antoni Święchowicz z żoną zaczynali od jednej krowy. Dziś mają ich 16, a do tego przychówek i byki. Fot. Katarzyna Hołuj
Antoni Święchowicz urodził się w Kwapince, w folwarku, który kupił jego pradziadek. Już jako dziecko pomagał w gospodarstwie. Miał 6 lat, kiedy potrafił dosiąść konia. Potem była szkoła, wojsko i praca zawodowa. Gospodarstwo objął po zmarłym ojcu. Zaczynał, razem z żoną, skromnie, od jednej krowy. Teraz mają ich szesnaście.

Antoni Święchowicz z żoną zaczynali od jednej krowy. Dziś mają ich 16, a do tego przychówek i byki. Fot. Katarzyna Hołuj

SYLWETKI. Łączy ich imię i to, że za nic nie zamieniliby wsi na miasto, a swoich gospodarstw na etaty w firmach

Nikt w powiecie w ubiegłym roku (finansowym 2012/13) nie wyprodukował więcej mleka niż w gospodarstwie pana Antoniego. Wynik to ok. 132 tys. litrów. Jego praca została ostatnio doceniona - dostał jedną z nagród podczas dorocznych dożynek. Ufundowało je myślenickie Starostwo Powiatowe.

Podobną nagrodę, tyle że od Lokalnej Grupy Działania "Między Dalinem a Gościbią" odebrał Antoni Sukta z Poręby. Też hoduje krowy mleczne, ale w innym celu. Chodzi o zachowanie ginącej rasy - polska czerwona. Każda z jego krów posiada ustalone pochodzenie do trzeciego pokolenia wstecz. W tym roku, na VII Krajowej Wystawie Czerwonego Bydła Polskiego w swojej kategorii (krowy IV i V laktacji - program ochrony zasobów genetycznych) krowa z jego hodowli zdobyła tytuł wiceczempiona. Wtedy też odebrał nagrodę od powiatu. - Dobrze, że zaczęto dostrzegać tę grupę ludzi, rolników i hodowców - mówi. Jeszcze wcześniej, na wystawie, zdobył też tytuł czempiona.

Wojciech Rasiński z Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka mówi, że zasługą takich hodowców jak pan Antoni, poza promocją rasy, która jest jedyną autochtoniczną polską, jest także to, że promują zdrową żywność i utrzymują specyficzny małopolski krajobraz rolniczy. - To działalność chwalebna, ale też bardzo trudna. Jeśli nie zadbamy o takich rolników, turysta tu nie przyjedzie, bo chce będąc tu skosztować tradycyjnej żywności, a nie fast-foodu.

- Mleko od krów rasy polskiej czerwonej zostało w ubiegłym roku wpisane na listę produktów tradycyjnych - mówi pan Antoni i częstuje serem paserskim własnej produkcji. Mleko to, jak można przeczytać w charakterystyce tej rasy krów na stronie Ministerstwa Rolnictwa, wyróżnia się wysokim poziomem białka, tłuszczu i suchej masy, co czyni go wyjątkowo dobrym właśnie do wyrobu serów.

Antoni Sukta, jak jego imiennik, Antoni Święchowicz pochodzi z gospodarskiej rodziny. I choć także od dziecka miał do czynienia z rolnictwem nie od razu myślał o nim jako o zajęciu dla siebie. Był czas, i to długi, kiedy prowadził własną firmę usługową. Gospodarstwo i hodowla, jak mówi dziś, mają zresztą bardzo wiele wspólnego z prowadzeniem firmy. - Trzeba myśleć o wszystkim, żeby starczyło na to czy na tamto, czegoś dopilnować, coś zrobić - mówi.

- A hodowla to co więcej niż chów - dodaje. Co do samej pracy rolnika, jego zdaniem, bardzo się dziś różni od tej sprzed lat, o której mówi, że była "jak za króla Ćwieczka". Maszyny wyręczyły człowieka w wielu czynnościach. Dla niego największy postęp oznaczało zmechanizowanie zbioru siana, które stanowi podstawę paszy krów.

W gospodarstwie Święcho-wiczów jest kombajn, prasa do słomy i pięć traktorów, ale codziennej pracy nie wyobrażają sobie bez dojarek. Pan Antoni do dziś pamięta ból nadgarstków, kiedy z powodu awarii prądu kilkanaście krów trzeba było wydoić ręcznie.

Dojenie odbywa się dwa razy dziennie. Mleko przechowują w chłodniach. Raz dziennie jest odbierane przez pracownika spółdzielni mleczarskiej z Limanowej, której są członkami. Jednorazowo zabiera on od 300 do nawet 500 litrów.
To gwarantuje im regularny, comiesięczny dochód. Bardzo sobie cenią tę stabilność, ale też nie mają pewności jak długo jeszcze to potrwa, jak długo będą mogli liczyć na zbyt. Dlatego realizację pewnych inwestycji, o których myślą, odkładają.

Obydwaj gospodarze są zgodni, że nie sposób prowadzić gospodarstwa bez rodziny i jej pomocy. Obaj mają już swoich następców, są nimi synowie.

- Dobrze, że synowa jeździ traktorem. To jest duża pomoc - mówi Antoni Święchowicz. Nauczyła się tego dopiero tutaj. Dziś równie dobrze prowadzi traktor co samochód. A w kuchni, jak teściowa, robi masło. Tyle, że już nie w drewnianej maselnicy, ale w thermomixie.

Dla młodych rolnictwo nie było pierwszym i oczywistym wyborem. Odkąd jednak zajęli się nim widzą plusy. - Nikt nade mną nie stoi i nie mówi co i jak mam zrobić. Pracować trzeba wszędzie i w gospodarstwie i w firmie, ale tu jestem panem swojego losu, sam decyduję czy np. wstanę o szóstej czy godzinę później. Poza tym zawsze mogę liczyć na rodzinę - mówi Mariusz Święchowicz, syn państwa Święchowiczów.

A minusy? - Odkąd zacząłem pomagać w gospodarstwie rodziców nie byłem na urlopie - mówi . To już siódmy rok. - Codziennie trzeba wstać o godzinie 6-7, założyć gumiaki i iść do krów. Tak samo wieczorem - opowiada.

Rano trzeba wyrzucić obornik spod krów, przygotować je do dojenia (umyć), potem - z wyjątkiem okresu zimy - wyprowadzić na pastwisko, gdzie zostają do wieczora. Kiedy krowy są na pastwisku trzeba położyć świeżą słomę na posłanie dla nich. Pracy, mimo że częściowo została zmechanizowana, wymaga zbiór siana. Czasem, nadciągające chmury powodują, że trzeba rzucić wszystkie zajęcia i zająć się nim.

Oprócz sianokosów są też normalne żniwa, bo uprawiają też zboże. - Robota jest ciężka to fakt, ale oprócz niej jest też normalne życie, w soboty jest czas na spotkania ze znajomymi, na grillowanie - mówi Janina Święchowicz, żona pana Antoniego.

Są też codzienne zmartwienia. W tym roku nasz powiat szczęśliwie ominęły grad czy powodzie, ale dała się we znaki susza. - W tym roku plony były takie sobie, zboże nie do końca się wykształciło. Żeby mieć na sianie, będę musiał dokupić. Ale żeby kupić metr zboża (100 kg - red.) na sianie, muszę sprzedać pięć metrów własnego - mówi Antoni Święchowicz.

Z kolei Antoni Sukta przypomina o utrapieniu, jakimi są szkody wyrządzane przez dziki. - Na ziemniakach mam stwierdzonych w tym roku 90 procent szkód. Szarpanina jest - mówi o pracy rolnika. - Jakby rolnictwo było łatwym zajęciem, wokoło tyle hektarów nie leżałoby odłogiem - konstatuje.

Nagrodzeni

Nagrody powiatu dla producentów mleka otrzymali:

* Antoni Święchowicz (Kwapinka)

* Mieczysław Stalmach (Poznachowice Dolne)

* Walenty Hanusiak (Tokarnia)

Nagrody OSM w Limanowej:

* Małgorzata Plewa (Gruszów)

* Zygmunt Podmokły (Trzemeśnia)

* Józef Konieczny (Lipnik)

* Piotr Szymoniak (Glichów)

Nagroda LGD "Między Dalinem a Gościbią":

* Antoni Sukta (PORĘBA)

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski