Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rolnicy cierpią przez dziki

Paweł Szeliga
Wojciech Tokarz miał z tego pola zebrać 5 ton ziemniaków. Po przejściu dzików zabezpieczył resztki sadzonek w rzędach, ale raczej ziemniaków nie urodzą. - Z tego pola już niczego nie zbiorę - przewiduje.
Wojciech Tokarz miał z tego pola zebrać 5 ton ziemniaków. Po przejściu dzików zabezpieczył resztki sadzonek w rzędach, ale raczej ziemniaków nie urodzą. - Z tego pola już niczego nie zbiorę - przewiduje. Fot. Paweł Szeliga
Żeleźnikowa Wielka. Myśliwi nie mogą polować, by nie płoszyć lisów chorych na wściekliznę. Zakaz trwa drugi miesiąc. Z tymczasowej ulgi korzystają dziki, które bezkarnie rujnują uprawy ziemniaków i zbóż.

Wiosną wykryto wściekliznę u zdechłego lisa, którego znaleziono w rejonie Biegonic. To doprowadziło do lawinowego wzrostu szkód powodowanych przez dziki na obszarze prawie trzech tysięcy hektarów. - Dotąd zabijali je myśliwi, teraz polowań im zakazano i mamy katastrofę - mówi sołtys Żeleźnikowej Wielkiej Tadeusz Majewski.

Między młotem i kowadłem
Padłego lisa znaleziono dwa miesiące temu. Powiatowy lekarz weterynarii Mariusz Stein natychmiast wprowadził zakaz odstrzału zwierzyny na obszarze od Biegonic aż po gminę Nawojowa. Nie chciał, by przepłaszane lisy chore na wściekliznę przechodziły na inne tereny, powiększając zagrożenie.

- Jak tak dalej pójdzie, nie wykonamy planu odstrzału dzika i zapłacimy wysoką karę - martwi się Stanisław Micha- lik, prezes Koła Łowieckiego "Głuszec", odpowiedzialnego za odławianie zwierzyny na tym obszarze. Nadleśnictwo Nawojowa narzuciło myśliwym normę w liczbie 100 odstrzelonych dzików. Nie zrealizują jej, bo nie mogą polować.

- W ubiegłym roku niewykonanie normy kosztowało nas 60 tys. zł - mówi Michalik. Tyle wynosi prawie cały budżet koła. Pieniądze wydano na wypłacenie szkód w uprawach rolnych, bo to właśnie koło jest odpowiedzialne za to, by ich nie było. Stąd planowy odstrzał dzików, zapuszczających się na pola. - Rolnicy mają do nas pretensje, bo tracą uprawy, a my mamy związane ręce - tłumaczy Stanisław Michalik.

Rolnicy w rozpaczy
W Żeleźnikowej Wielkiej dziki spustoszyły już większość pól. 65-letni Wojciech Tokarz mówi, że z katastrofą na taką skalę jeszcze się nie spotkał. Na 25 arach posadził ziemniaki. Jesienią miał ich zebrać pięć ton. Nie wykopie nic. Jednej nocy przyszły dziki i wszystko zżarły. Jak opowiada Wojciech Tokarz, posadził w ziemi ponad 700 kilogramów sadzeniaków.

- Z trzema tonami nawozu kosztowało mnie to półtora tysiąca złotych - opowiada. Po przejściu dzików na kawałku gruntu żona Wojciecha Tokarza posadziła ogórki, ale także je zjadły dziki. Na polu zostały ledwie trzy marne krzaczki. Będzie z nich może garstka warzyw.

- Dziki to prawdziwa plaga - przekonuje Tokarz. Gdy strzelali do nich myśliwi, nie było problemu. Teraz jednak rujnują pola i podchodzą pod domy. - Szkoda cokolwiek sadzić, bo i tak wszystko idzie na karmę dla dzików- żali się.

Stołówka poza lasem
Bezczynność myśliwych to dla żarłocznych dzików raj. Wychodzą z lasu, żeby najeść się do syta na polach i łąkach. Pochłaniają nie tylko tony ziemniaków. Chętnie jedzą też soczyste pędy kukurydzy, sadzonej na paszę, a w czerwcu uwielbiają też zboże. Jest jeszcze zielone, wypełnione pożywnym mleczkiem. Z pól znikają więc pszenica i jęczmień.

- Jeśli zezwolenie na odstrzał nie zostanie przywrócone, to rolnicy stracą zasiewy, a myśliwym grozi bankructwo - przewiduje Michalik.

Budżet jego koła to wpłaty 57 zrzeszonych w nim myśliwych, którzy płacą po około 1000 zł rocznie. Zasilają go też niewielkie wpływy ze sprzedaży tuszy odstrzelonych jeleni i saren oraz dopłaty unijne za łąki należące do koła.

- Jeśli straty powodowane przez dziki będą rosły, to my splajtujemy, a ciężar wypłaty odszkodowań spadnie na Skarb Państwa - ostrzega Michalik.

Muszą odstrzelić lisy
Nie było innego wyjścia
Mariusz Stein, powiatowy lekarz weterynarii w Nowym Sączu:
- Po stwierdzeniu u padłego lisa wścieklizny wprowadzenie zakazu polowań jest koniecznością, wynikającą z przepisów. Zwykle trwa miesiąc, ale w tym czasie niezbędne jest odstrzelenie dwóch sztuk, które można by poddać badaniu. Jeśli nie potwierdzi obecności wirusa, zakaz polowań jest automatycznie cofany. Na obszarze koła "Głuszec" trwa on drugi miesiąc, ponieważ jeden z dostarczonych lisów miał na tyle zniszczoną tkankę mózgową, że nie dało się jej zbadać. Dlatego czekamy na odstrzelenie kolejnego lisa, na co myśliwi mają zgodę. Rozumiem, że o tej porze roku nie jest to łatwe, bo trawy są wysokie i trudno w nich dostrzec drapieżnika. Musimy go jednak mieć, by w przypadku niestwierdzenia wścieklizny cofnąć zakaz.

Nie będą uprawiać ziemi
Tadeusz Majewski, sołtys Żeleźnikowej Wielkiej:
- Z powodu szkód powodowanych przez dziki rolnicy ograniczają uprawę pól. Ja sam obsiewałem grunty zbożem i sadziłem ziemniaki, a od kilku lat tego nie robię. Dziki schodzą coraz niżej do wsi i niszczą wszystko, co spotkają na swojej drodze. Dotąd straty ograniczał odstrzał prowadzony przez myśliwych. Gdy go zabrakło, niczego się już nie boją. (SZEL)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski