Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rosyjska ruletka na Ukrainie

Zbigniew Bartuś
Mimo świetnych gleb i bogactw naturalnych Ukraina należy do najbiedniejszych państw byłego bloku sowieckiego
Mimo świetnych gleb i bogactw naturalnych Ukraina należy do najbiedniejszych państw byłego bloku sowieckiego
Gospodarka. Bieda milionów szarych ludzi i ogromne bogactwo wybrańców władzy – wstrząsy na Ukrainie mają podłoże ekonomiczne.

Czy można wyżyć za minimalną pensję w wysokości 400 złotych? A za średnią płacę nie przekraczającą 1200 zł? Albo emeryturę wynoszącą 530 zł? Jak przeżyć, skoro ceny większości towarów w sklepach są dziś wyższe niż w Polsce? Takie pytania zadają sobie od wielu miesięcy miliony Ukraińców, zwłaszcza tych, którzy mieli okazję pojechać na Zachód, choćby nad Wisłę, i zobaczyć, że może być lepiej. I to o niejedno niebo.

Ukraińskich emerytów (którzy stanowią już jedną czwartą dorosłej populacji) i większość szarych pracowników przed totalną nędzą chronią jeszcze stosunkowo niskie koszty utrzymania mieszkań, w tym ceny prądu i gazu – z Rosji. Ma to swoje polityczne konsekwencje: przeciętnym ludziom bardzo trudno sobie wyobrazić dobrodziejstwa ewentualnego zbratania z Unią Europejską, zwłaszcza że tak pożądana (ale przecież niepewna) poprawa dochodów i jakości życia nastąpi za kilka(naście) lat, a przy tym musi być okupiona krwią, potem i łzami. Natomiast podwyżka cen gazu o 100 procent zaboli tu i teraz.

Rosja nie raz dowiodła, że jest gotowa na taki – i każdy inny – krok w celu ochrony swej strefy wpływów. A na Ukrainie gra o wszystko.

Z drugiej strony – zachowanie gospodarczego status quo grozi Ukrainie katastrofą – w piątek agencja Standard&Poor’s obniżyła rating kraju do poziomu absolutnie śmieciowego (CCC), informując, że „spodziewa się niewypłacalności”. Posiadacze ukraińskich obligacji zareagowali nerwowo: oprocentowanie lawinowo rosło. Po rejteradzie Janukowycza spadło, ale i tak Ukraina musi płacić słone odsetki od zaciągniętego długu; w przypadku obligacji 10-letnich było to wczoraj 10 proc. (a bywało 20); dla porównania – obsługa polskiego długu kosztuje 3–4 proc., niemieckiego poniżej 2.

Szwajcarski bank UBS widzi w Ukrainie bankruta, bo jej rezerwy walutowe (16 mld dol.) są prawie dwa razy niższe od krótko- i średnioterminowych zobowiązań. Kraj nie jest w stanie spłacić długu bez cudzej pomocy. Wczoraj poprosił USA, a także Polskę o 35 mld dolarów.

Wprawdzie weekendowe wydarzenia oddaliły widmo wojny domowej, ale każda nowa władza będzie musiała się zmierzyć z tymi samymi problemami gospodarczymi. Ich rozwiązanie jest kluczem… właściwie do wszystkiego.

W roku 1990 Ukraina była o niebo bogatsza od zrujnowanej wieloletnim kryzysem Polski. W całym Związku Sowieckim wytwarzała jedną czwartą zbóż i ponad połowę buraków cukrowych. Dostarczała prawie czwartą część sowieckiego węgla, blisko połowę rudy żelaza, jedną trzecią stali i jedną piątą cementu. Polska po terapii szokowej weszła jednak na ścieżkę szybkiego wzrostu, a Ukraina, mimo najlepszych w Europie gleb i olbrzymich zasobów bogactw naturalnych o najwyższej światowej jakości, należy do siódemki najbiedniejszych krajów byłego bloku sowieckiego.

Jest znacznie większa od Polski – zajmuje ponad 600 tys. km kw., liczy 45 mln ludności, czyli prawie tyle, co Hiszpania, ale jej PKB jest trzy razy mniejszy od naszego (i mniejszy niż PKB dwumilionowego Kataru). W przeliczeniu na mieszkańca ukraińska gospodarka wytwarza rocznie dobra i usługi warte ok. 3,8 tys. dol., a po uwzględnieniu siły nabywczej – 7 tys. dol. (105. miejsce w świecie). To – mimo dużego postępu w minionej dekadzie – poziom Mikronezji czy zniszczonego wojnami Kosowa. W Polsce, Litwie i Estonii wytwarzamy prawie 22 tys. dol. na głowę, w Czechach jest to 27 tys., na Słowacji – 24 tys., na Łotwie – 18 tys., w Rosji – 17,7 tys., na Białorusi – 15,6 tys., w Bułgarii – 14 tys. Bogatsi od Ukraińców są też Azerowie, Bośniacy i Albańczycy, a biedniejsi w dawnym bloku wschodnim tylko obywatele Gruzji, Armenii, Uzbekistanu, Mołdawii, Kirgistanu i Tadżykistanu.

Powodem ukraińskich kłopotów jest przestarzała, oparta na surowcach oraz przemyśle ciężkim i chemicznym, struktura gospodarki, przypominająca polską sprzed 20 lat. Nie została dogłębnie zreformowana. W dotowanych przez państwo wielkich hutach i kopalniach, których produkcja bywa nawet o połowę niższa niż w czasach sowieckich, panuje wysokie nadzatrudnienie. Między innymi dzięki temu Ukraina chwali się niskim (8 proc.) oficjalnym bezrobociem. Drugi powód jest taki, że w urzędzie pracy trudno się zarejestrować (biurokratyczna mitręga trwa miesiącami), więc wielu bezrobotnych rezygnuje; część obywateli – np. posiadających ziemię rolną – w ogóle nie ma prawa do rejestracji. Realne bezrobocie wynosi, zdaniem fachowców, ok. 15 proc., czyli więcej niż u nas.

Jeszcze większym problemem jest bieda milionów pracujących oraz emerytów. Zarobki i świadczenia są trzy–cztery razy niższe od naszych, a ceny w sklepach – nawet dwa razy wyższe; to dlatego Ukraińcy, wydający gros pensji na jedzenie (Polacy – 20 proc.) masowo pielgrzymują do dyskontów i marketów w naszym kraju. Równie gremialnie szukają u nas pracy – stanowią ponad 90 proc. zatrudnionych legalnie obcokrajowców.

Tymczasem wartość ukraińskiej waluty spada na łeb, na szyję. W połowie minionej dekady za jedną hrywnę można było kupić ponad 70 groszy, wczoraj 33; tylko w ciągu minionego tygodnia spadek wyniósł ponad 10 procent. – Szacuje się, że w ciągu tygodnia Ukraińcy wycofali około miliarda dolarów z banków. Ukraiński bank centralny nałożył bardzo ostre ograniczenia na operacje walutowe. Żeby kupić dolary i euro, przedsiębiorstwo ukraińskie musi złożyć wniosek i zaczekać siedem dni. To bardzo niekorzystnie wpływa na gospodarkę, która jest mocno zależna od wymiany z zagranicą – powiedział portalowi Money.pl Jewgen Worobiow, ekspert Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

W razie dalszych niepokojów ukraińska waluta może w ogóle przestać być wymienialna, co jeszcze silniej uderzy w gospodarkę, zwłaszcza wymianę handlową, m.in. z Polską. Choć ponad jedna trzecia ukraińskiego eksportu trafia do byłych republik sowieckich, głównie Rosji, to w sumie obroty z Moskwą są niższe od wymiany handlowej z państwami Unii Europejskiej (14 mld euro wobec 15,3 mld od stycznia do listopada 2013).

Rosja dostarcza jednak aż 60 proc. potrzebnego Ukrainie gazu, a zarazem kupuje prawie całą produkcję stali i znaczną część wyrobów wielkiej chemii.

Uzależnienie od Rosji to jeden problem. Drugim jest – podobny do putinowskiego – system oligarchiczny, w którym krewni i inni pupile władzy stają się błyskawicznie jednymi z najbogatszych ludzi globu, kupują na Zachodzie wille, odrzutowce i kluby piłkarskie – a reszta społeczeństwa klepie biedę. Ukraińscy oligarchowie są niezależni od Moskwy (konkurują z ludźmi Putina), ale będą chcieli zachować wpływy i majątki – a więc system, w którym robienie biznesu (zwłaszcza z państwem) bez namaszczenia władzy jest prawie niemożliwe.

Nieodłącznym elementem tego systemu jest gigantyczna korupcja, potężna szara strefa (ludzie muszą z czegoś żyć, a z oficjalnych zarobków i świadczeń się nie da). Dochodzi do tego niesprawny, powolny władzy, wymiar sprawiedliwości.

Napisz do autora:
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski