Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozbiórka na gorąco

Redakcja
Co roku w powiecie proszowickim spaleniu ulega kilkadziesiąt drewnianych stodół. Odsetek pożarów, które wybuchają z przyczyn naturalnych lub zwykłej ludzkiej niefrasobliwości, jest stosunkowo niewielki. Pozostałe to najprawdopodobniej podpalenia. Ilu dokonują sami właściciele budynków w celu uzyskania odszkodowania? Tego nie wie nikt - ale też nikt nie ma wątpliwości, że zjawisko istnieje.

W powiecie proszowickim są tereny, na których pożary są rzadkością, ale są też obszary wyjątkowo "łatwopalne"

   Co roku w powiecie proszowickim spaleniu ulega kilkadziesiąt drewnianych stodół. Odsetek pożarów, które wybuchają z przyczyn naturalnych lub zwykłej ludzkiej niefrasobliwości, jest stosunkowo niewielki. Pozostałe to najprawdopodobniej podpalenia. Ilu dokonują sami właściciele budynków w celu uzyskania odszkodowania? Tego nie wie nikt - ale też nikt nie ma wątpliwości, że zjawisko istnieje.

Patrz pan,

   Przez naturalne przyczyny wybuchu pożarów należy rozumieć samozapłon (który jest efektem działania bakterii: zdarza się najczęściej w przypadku składowania większej ilości źle wysuszonego siana lub zboża) ewentualnie uderzenie pioruna. Bywa, że pożar jest wynikiem rzucenia niedopałka papierosa czy awarii instalacji elektrycznej. Co jednak myśleć o sytuacji, gdy niebo jest bezchmurne, o burzy mowy nie ma, siana w stodole niewiele, a budynek staje w ogniu w środku nocy, gdy trudno kogoś podejrzewać o wykonywanie jakiejkolwiek pracy? Najbardziej prawdopodobną przyczyną takiego pożaru jest celowe podpalenie.
   Oczywiście nie oznacza to, że podpalaczem był właściciel. Równie dobrze mógł to zrobić ktoś inny. Strażacy i policjanci mówią jednak, że czasem po zachowaniu właściciela można się zorientować, że coś tu nie gra.
   - Prawdziwy, nie wywołany umyślnie pożar jest zawsze ogromnym zaskoczeniem i nieszczęściem. Ludzie nim dotknięci starają się ratować co się da, wzywają pomocy, zachowują się bardzo nerwowo. Z własnego doświadczenia wiem, że nie zawsze tak się dzieje - mówi zastępca komendanta powiatowego policji w Proszowicach nadkom. Andrzej Sumlet.
   Proszący o anonimowość oficer Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej przypomina sobie następującą historię: - Do pożaru wezwał nas sąsiad właściciela palącej się stodoły. Zajechaliśmy na miejsce, a tam okazuje się, że właściciel, który mieszka w domu 10 metrów od stodoły, twierdzi, że... o niczym nie wie, nic nie widział, nic nie słyszał. Mówi tak, choć stodoła stała niemal cała w ogniu. Zresztą, gdy się dowiedział, też nie wyglądał na przejętego.
   Zdarza się, że "podejrzane" pożary wybuchają w czasie burzy z piorunami. - Proszę sobie wyobrazić taką sytuację. Zaczęła się burza i dostaliśmy zawiadomienie o pożarze. Zajeżdżamy na miejsce i co widzimy? Na podwórku stoi duży, piętrowy dom kryty blachą. Obok niego płonie o wiele niższa stodółka. Właściciele zapewniają, że zapaliła się od uderzenia pioruna. Wszyscy stoją z założonymi rękami, mówią "patrz pan, jakie nas nieszczęście spotkało", ale nikt nawet nie próbuje czegokolwiek ratować - opowiada nadkom. Sumlet.

Prawo i praktyka

   Umyślne podpalenie jest przestępstwem z art. 298 par. 1 kodeksu karnego. Mówi on, że osobie, która "w celu uzyskania odszkodowania z tytułu umowy ubezpieczenia powoduje zdarzenie będące podstawą do wypłaty takiego odszkodowania" grozi kara pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat. Ten przepis dotyczy zarówno podpaleń, jak i tzw. dobić. Te drugie to celowe spowodowanie dodatkowych szkód w samochodzie, który uległ kolizji, a jego właściciel uznał, że uszkodzenia są zbyt małe. Dlatego, aby odszkodowanie było większe, "poprawia" mu młotkiem.
   W praktyce zastosowanie tego paragrafu w stosunku do podpalaczy własnego mienia zdarza się bardzo rzadko, a jeszcze rzadziej udaje się doprowadzić do ich ukarania. Wykrycie sprawcy takiego przestępstwa i udowodnienie mu winy jest sprawą szalenie trudną.
   - W czasie pożaru pierwsi na miejscu są strażacy. Po polaniu wodą tląca się słoma czy siano są kilkakrotnie przewracane, przekopywane i polewane ponownie. Tak naprawdę jednak stodoła pali się trzy dni. Dopiero po takim czasie możemy wejść w celu dokonania oględzin. Jeżeli przyczyną wybuchu pożaru był samozapłon, na miejscu można znaleźć ślady żużla. Jeżeli było to podpalenie, znalezienie jakichkolwiek śladów jest praktycznie niemożliwe. Dlatego zdecydowana większość takich spraw jest umarzana z powodu niewykrycia sprawcy - mówi kom. Sumlet.
   Dyrektor proszowickiego inspektoratu PZU, który wypłaca większość odszkodowań z tytułu spalonych stodół, dodaje: - Jeżeli w stodole są tylko zupełnie nieużyteczne urządzenia, a wszystkie cenne maszyny czy ciągniki stoją w bezpiecznej odległości, to jest oczywiste, że sprawa wygląda podejrzanie. Jednak nawet jeżeli uda się stwierdzić, że przyczyną wybuchu pożaru było podpalenie, to jak udowodnić, że zrobił to właściciel a nie ktoś inny? W jednej z miejscowości powiatu proszowickiego mieszkają bracia, którym spaliło się już sześć stodół. Jestem przekonany, że były to umyślne podpalenia, ale za każdym razem mieli mocne alibi i za każdym razem odszkodowania trzeba było wypłacić. Zwykle o sprawie wiedzą niemal wszyscy we wsi, ale znalezienie świadków, którzy zgodziliby się zeznawać przeciwko sąsiadom jest praktycznie niemożliwe. Ludzie albo nie chcą tego robić albo się boją.

Metodą "na świeczkę"

   Jeżeli ktoś wykaże minimum sprytu, o alibi wcale nie jest trudno. Znający się na rzeczy mówią o metodzie "na świeczkę" albo "na linijkę". Na czym polegają, nie będziemy wyjaśniać, by nie instruować ewentualnych naśladowców. W każdym razie efekt jest taki, że pożar wybucha, a podpalacz w tym czasie może udawać, że twardo śpi albo być zupełnie gdzie indziej.
   W ubiegłym roku w powiecie spłonęło ponad 30 stodół. Oczywiście wiele z tych pożarów oznaczało prawdziwe ludzkie nieszczęścia. Tak było w jednej z miejscowości w gminie Nowe Brzesko, gdzie właściciel zaprószył ogień w stodole, a następnie popełnił w niej samobójstwo. Ciało dopiero po kilku dniach przeszukiwania pogorzeliska odnalazł pies. W wielu przypadkach przyczyny pożarów nie zostały do końca wyjaśnione. W dwóch - co i tak jest niezłym wynikiem - policja prowadziła postępowania przeciwko właścicielom dotyczące umyślnych podpaleń.
   - Wystąpiliśmy do prokuratury z wnioskiem o sporządzenie aktu oskarżenia. W jednym przypadku prokuratura uznała, że zgromadzony materiał dowodowy jest zbyt słaby i umorzyła postępowanie, w drugim sprawa trwa - mówi kom. Sumlet.
   Dyrektor Leja jednak nawet w tym drugim przypadku jest pesymistą. - Wygląda na to, że i ta sprawa rozejdzie się po kościach. Z tego, co wiem, świadkowie już zaczynają zeznawać co innego niż na początku. Obawiam, że i to skończy się umorzeniem. Dla zobrazowania, jak trudne są to sprawy, powiem tylko, że w powiecie miechowskim w roku ubiegłym został skazany człowiek, który podjudzał sąsiada do umyślnego podpalenia w celu uzyskania odszkodowania. Był to pierwszy taki przypadek od ponad 30 lat.

Miejscowości łatwopalne

   W powiecie proszowickim jest sześć gmin. Ich charakter, typ zabudowy jest bardzo podobny, a zagrożenie pożarami praktycznie identyczne. Tymczasem z policyjnych i strażackich statystyk wynika, że są obszary wyjątkowo "łatwopalne". Do tych ostatnich zaliczyć trzeba gminę Pałecznica oraz część gmin Radziemice i Proszowice. Józef Leja uważa, że "podejrzane" pożary wyjątkowo często wybuchają zwłaszcza w miejscowościach leżących na pograniczu z gminą Racławice. Z kolei w gminach Koszyce, Nowe Brzesko czy Koniusza zjawiska tego typu praktycznie nie występują. Tak naprawdę nikt nie potrafi wyjaśnić, dlaczego tak się dzieje.
   - To chyba kwestia ludzkiej mentalności. W górach na przykład nie do pomyślenia jest, by ktoś podpalił swoje własne zabudowania czy namawiał do tego sąsiadów. U nas są rejony, które można nazwać prawdziwymi "zagłębiami" podejrzanych pożarów - uważa Józef Leja.
   - Problem tzw. "czyszczenia" to delikatna sprawa. Nie można mówić, że ktoś podpala własne zabudowania, aby dostać odszkodowanie, dopóki się tego nie udowodni. Mogę powiedzieć, że w gminie Nowe Brzesko taki problem nie występował ani nie występuje. Pomijam celowe podpalania, jakich 5 lat temu dokonywano w Śmiłowicach, ale sprawca tych zdarzeń został złapany na gorącym uczynku i problem zniknął - mówi Jan Melczewski z Nowego Brzeska, strażak z 55-letnim stażem.
   Rozpiętość kwot odszkodowań jest bardzo duża i zależy przede wszystkim od wieku budynku, ale z reguły poszkodowany lub "poszkodowany" otrzymuje kilkadziesiąt tysięcy złotych. Zwykle jest to kwota znacznie przewyższająca faktyczną wartość spalonej stodoły.
   - Nasz cennik jest bardzo szczodry. Jeżeli ktoś chce zbudować stodołę o wymiarach 7 na 12 m, a materiały kupi na jarmarku, bez VAT-u, zatrudni do tego ludzi "na czarno" - powinien zmieścić się w 12 tys. zł. Tymczasem nasze cenniki określają, że wybudowanie takiego obiektu kosztuje około trzech razy więcej - wyjaśnia dyrektor Leja. Dodaje przy tym, że stodoły przestają być rolnikom potrzebne. Nie składuje się w nich snopków, siano i słoma są rolowane jeszcze w polu. Ludzie hodują coraz mniej zwierząt, więc niepotrzebne im są duże ilości siana czy słomy. Rolnikom coraz bardziej przydają się natomiast mniejsze, murowane magazyny. Często są stawiane właśnie za odszkodowania za spaloną stodołę.
   Jeden ze strażaków opowiada nawet, że zdarza się, iż na podwórku, na którym właśnie spaliła się stodoła, już stoi nowy budynek. - Stara została rozebrana na gorąco - żartuje, przytaczając określenie ukute na okoliczność takich właśnie podejrzanych pożarów. W ubiegłym roku PZU wypłaciło w powiecie 16 odszkodowań za spalone stodoły, a przecież nie jest to jedyny ubezpieczyciel.

Maleje przyzwolenie?

   Pocieszające w całej sytuacji są dwa fakty. Pierwszy - że w ostatnich latach liczba pożarów stodół, w tym również pożarów "podejrzanych", wyraźnie zmalała. Wydaje się również, że maleje tzw. społeczne przyzwolenie na tego typu zjawiska. Świadczy o tym choćby list, który kilka dni temu dotarł od naszej redakcji. Mieszkaniec jednej ze wsi w gminie Proszowice napisał, że pożary w jego miejscowości powtarzają się "w jednych i tych samych rodzinach" oraz, że są "najlepszym sposobem do pozyskania łatwych pieniędzy". Przytacza przykład takiego zdarzenia twierdząc, że pieniądze z odszkodowania mają być potrzebne sąsiadowi na wykończenie domu. "Widzi się efekty bogacenia się, wiedzą o tym wszyscy mieszkańcy (...), ale boją się powiedzieć" - napisał.
   Ani Józef Leja ani komendant Andrzej Sumlet nie są zdziwieni listem. Obaj potwierdzają, że mają podobne odczucia, co jednak nie znaczy, że sprawa zakończy się przed sądem. PZU i policja dostają podobne informacje częściej niż redakcje. - Mamy sporo takich listów, nawet bardziej konkretnych. Tylko na podstawie takich informacji mogliśmy wszcząć postępowania przeciwko osobom, które usiłują wyłudzić odszkodowanie - mówi policjant
   Dyrektor Leja twierdzi, że otrzymuje nawet informacje uprzedzające: że u tego a tego gospodarza należy się spodziewać pożaru. - Mimo to niewiele możemy zrobić. Oczywiście sprawdzamy każdą informację. Jeżeli mamy sygnał, że ktoś może nosić się z zamiarem wyłudzenia odszkodowania, dokonujemy przeszacowania wartości obiektu, obniżamy wartość umowy. Czasem chętnie byśmy ją wypowiedzieli, ale nie możemy tego zrobić. Ubezpieczenie budynków jest obowiązkowe. Tylko rolnik może zrezygnować z ubezpieczenia w naszej firmie i wybrać inną. My odmówić nie możemy.
ALEKSANDER GĄCIARZ

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski