MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Rozbitkowie z "Giganta"

Redakcja
"Gigant" spłonął 28 maja 2003 roku Fot. Anna Kaczmarz
"Gigant" spłonął 28 maja 2003 roku Fot. Anna Kaczmarz
Kupcy, którzy utracili dorobek życia w zagadkowym pożarze domu handlowego "Gigant" w Krakowie, są załamani. Ponad pięć lat po tragedii policji i prokuraturze nie udało się znaleźć sprawców podpalenia. Potencjalnych winowajców wskazał natomiast krowoderski... Sąd Rejonowy, który uniewinnił niedawno jedynego oskarżonego w tej sprawie.

"Gigant" spłonął 28 maja 2003 roku Fot. Anna Kaczmarz

KONTROWERSJE. Zdaniem blisko stu pogorzelców prokuratura skompromitowała się ścigając winowajców pożaru przy ul. Wybickiego w Krakowie

- Ale prokuratura nie robi z tym nic! - oburza się Marian Krupa, który w pożarze stracił dorobek życia.
Wynik postępowania karnego jest dla pogorzelców bardzo ważny. Wyrok skazujący podpalacza, bądź winowajcę (-ów) zaniedbań przy zabezpieczeniu "Giganta" pomógłby pokrzywdzonym dochodzić w sądzie odszkodowań za spalony majątek - a wielu straciło w pożarze dorobek życia i do dziś nie może się podźwignąć. Tymczasem - z powodu rozwlekłości postępowań prokuratorskich, a także dwukrotnego "mielenia" tej sprawy w krakowskich sądach - ewentualne roszczenia pogorzelców już się przedawniły albo właśnie się przedawniają.
Kupcy wskazują liczne zaniedbania, zaniechania, błędy oraz dziwne posunięcia prokuratury i sądów. - Gigantyczna kompromitacja - mówi załamany Marian Krupa.
Otwarty w latach 80. "Gigant" spłonął 28 maja 2003 r. Stoiska miało w nim około stu kupców zatrudniających blisko pół tysiąca osób. Jedynie 8 było ubezpieczonych. - Żaden ubezpieczyciel nie chciał wystawić polis na niewyodrębnione stoiska - tłumaczą Anna i Marta, które straciły w pożarze towar wart ponad 60 tys. zł, w większości wzięty na kredyt.
Pół roku po dramacie prokurator Piotr Kosmaty z Krakowa-Krowodrzy ogłosił, że pożar był efektem umyślnego podpalenia - "na znacznej przestrzeni i w kilku miejscach", po stronie zarządzanej przez spółkę Domar; drugim właścicielem budynku była firma Arpis. Sprawcy (-ów) nie udało się jednak odnaleźć do dziś; śledztwo w tym zakresie zostało po roku umorzone.
Prokurator zainteresował się natomiast innym wątkiem: w jaki sposób podpalacz wtargnął do budynku (i czemu tak łatwo), i kto odpowiada za zaniedbania w zabezpieczeniu antywłamaniowym i przeciwpożarowym. Ostatecznie przed sądem stanął Marek C., zatrudniony przez Domar kierownik administracyjny obiektu. W opinii prokuratury - z jego winy nieprawidłowo zadziałała instalacja przeciwpożarowa. W pierwszym procesie krowoderski sąd uznał racje prokuratury, ale Sąd Okręgowy uchylił wyrok. W powtórzonym procesie nowy skład sędziowski z Krowodrzy uniewinnił Marka C., wskazując dramatyczne błędy i sprzeczności w materiale przygotowanym przez prokuraturę.
- Ten materiał był nie do obrony, więc nie składaliśmy apelacji - przyznaje Bogusława Marcinkowska, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej. Pokrzywdzeni są zaszokowani. Sami zaskarżyli wyrok, zarzucając prokuraturze skrajną nieudolność.
Najciekawsze jest jednak to, że w uzasadnieniu wyroku sąd wymienił osoby, które "ewentualnie" powinny być oskarżone w tej sprawie. Wśród nich - prezeskę Domaru.
"Stwierdzić należy, iż zaniechanie, brak należytej staranności w zabezpieczeniu po stronie Domarowskiej obiektu przed wtargnięciem osób trzecich, za który odpowiedzialność ponosi [prezes Domaru] Danuta B., stanowił podstawową przyczynę sprowadzenia bezpośredniego zagrożenia pożarowego dla obiektu, co mogłoby ewentualnie wypełniać znamiona występku z art. 164 par. 2 kk" -napisał Sąd Rejonowy dla Krakowa-Krowodrzy w uzasadnieniu wyroku z lipca 2008 r.
Na kilkudziesięciu stronach sąd drobiazgowo wyjaśnia, dlaczego musiał uniewinnić Marka C., jedynego oskarżonego w procesie związanym z pożarem "Giganta". Argumentację sądu można sprowadzić do dwóch wniosków, które zaszokowały blisko stu poszkodowanych. Po pierwsze - prokuratura oskarżyła niewłaściwą osobę (kozła ofiarnego), w dodatku z niewłaściwego paragrafu. Po drugie - można łatwo wskazać ludzi naprawdę odpowiedzialnych, ale organa ścigania przez długich pięć lat od pożaru nie wiedzieć czemu nie drążyły tej kwestii.
- Sąd, wprawdzie trzy miesiące po wyroku, ale wręcz na tacy podał prokuraturze winnych, z obszerną argumentacją przeciwko nim, ale prokuratura nie robi nic - dziwią się poszkodowani.
- Wyrok jest nieprawomocny, zostały złożone sprzeczne apelacje pełnomocników oskarżycieli posiłkowych. Trzeba zaczekać na wynik tych działań -tłumaczy Bogusława Marcinkowska, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej.
Nieoficjalnie śledczy dodają, że sytuacja jest od początku bardzo dziwna. W powtórzonym procesie Marka C., kierownika administracyjnego obiektu ze strony Domaru, w roli oskarżycieli posiłkowych wystąpili: pokrzywdzeni kupcy, PZU SA oraz współwłaściciele spalonego obiektu, czyli firmy Arpis i Domar (na marginesie trzeba dodać, że obie były ubezpieczone; sam budynek wyceniono na 2,4 mln zł).
Po przestudiowaniu uzasadnienia sądu kupcy zaskarżyli wyrok uniewinniający Marka C. i wnieśli o ponowne rozpoznanie sprawy. To samo zrobiły PZU i Arpis. Apelację złożył również Domar - nie jest to jednak apelacja od wyroku, z którym spółka całkowicie się zgadza, lecz od... uzasadnienia.
Pełnomocnik Domaru domaga się usunięcia z uzasadnienia wszelkich wywodów mówiących o zaniedbaniach i odpowiedzialności tej spółki oraz jej władz, w tym następującego fragmentu: "wskazać należy, że wyrok uniewinniający oskarżonego nie stoi na przeszkodzie, by osoby pokrzywdzone w tej sprawie nie dochodziły swoich słusznych roszczeń cywilnoprawnych od Domaru, jak również nie stoi na przeszkodzie wszczęcia postępowania karnego przeciwko osobom, które, jak wykazano, rzeczywiście dopuściły się zaniedbań".
Zdaniem sądu (a także większości pokrzywdzonych) w domarowskiej części "Giganta", gdzie podpalacz wzniecił ogień, nie było odpowiednich zabezpieczeń antywłamaniowych ani monitoringu. - Do budynku mógł się niepostrzeżenie dostać każdy, nawet dzieci znały kody wejścia - opowiadają kupcy.
Co więcej, z powodu wielu zaniedbań zdaniem sądu pożar został zauważony dopiero godzinę po wznieceniu, gdy było już za późno na akcję gaśniczą; gdy zawalił się dach, raptowny dopływ powietrza w temperaturze ponad tysiąca stopni doprowadził do błyskawicznego wypalenia całego obiektu. Biegli sądowi stwierdzili, że urządzenia przeciwpożarowe, w tym zraszacze po stronie Domaru, były niesprawne, w pompowni brakowało wody, zawory były pozakręcane. W opinii sądu winy za to nie ponosi Marek C., bowiem feralną pompownią zajmował się inny pracownik Domaru, Krzysztof K. Został on jednak zwolniony z pracy na dwa miesiące przed pożarem. Sąd zwraca uwagę, że C. nie miał na to żadnego wpływu. Decyzję podjęła szefowa Domaru.
Pełnomocnik Domaru, mecenas Marek Sobczak, w apelacji do Sądu Okręgowego stanowczo protestuje przeciwko takiemu stawianiu sprawy. Jego zdaniem "proces w motywach nabrał charakteru inkwizycyjnego, tj. sąd połączył rolę prokuratora i sędziego" próbując wykazać, że "Danuta B. dopuściła się czynu zabronionego (...), pomimo iż przeciwko niej nie toczyło się żadne postępowanie karne". W opinii mecenasa "sąd nie mógł dokonywać jakichkolwiek ustaleń zmierzających do hipotetycznego ustalenia jej rzekomej winy, zwłaszcza w sytuacji, gdy jest w istocie poza sporem, że zbrodniczego podpalenia DH Gigant dokonała nieustalona osoba trzecia".
Zupełnie odmiennego zdania jest mecenas Ryszard Pałosz, pełnomocnik Arpisu. W apelacji pisze, że "sąd trafnie wskazuje na odpowiedzialność Danuty B.", gdyż ona przede wszystkim była władna zabezpieczyć Domarowską część Giganta przed włamaniem i pożarem - przynajmniej tak dobrze, jak uczynił to Arpis.
"System zamontowany i utrzymywany przez spółkę Domar okazał się w pełni skuteczny, co więcej - to ten system, a nie system spółki Arpis, umożliwił nie tylko wykrycie pożaru, ale, co szczególnie istotne, zawiadomienie straży pożarnej" - odpowiada na ten zarzut pełnomocnik Domaru.
Pokrzywdzeni kupcy twierdzą, że prawnicy Domaru od początku dążą do zdjęcia z tej spółki ciężaru odpowiedzialności. - Jako "oskarżyciele posiłkowi" w procesie C. zmierzali de facto do jego uniewinnienia! Ale to oczywiste, bo gdyby udało się prawomocnie udowodnić winę któremukolwiek z pracowników tej spółki, mielibyśmy argument za wysuwaniem roszczeń odszkodowawczych - mówi jeden z pogorzelców.
- Właściciele spalonego budynku mają pieniądze na adwokatów, którzy mogą się tak kłócić i sto lat. A nam nie został już nawet cień nadziei - mówią Anna i Marta.
Marian Krupa liczy jeszcze na Sąd Okręgowy oraz jakiś ruch ze strony prokuratury. - Bo jak dotąd gigantycznie się zawiodłem - mówi.
Zbigniew Bartuś

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski