Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozmowa. Jędrzej Dobrowolski przez całą karierę pędził na nartach z ogromną prędkością. Przeżył niesamowitą przygodę

Artur Bogacki
Artur Bogacki
Andrzej Banaś / Gazeta Krakowska/ Dziennik Polski/ Polska Press
Reprezentant Polski w narciarstwie szybkim, zakopiańczyk JĘDRZEJ DOBROWOLSKI, zakończył sportową karierę.

Ogłosił Pan, że odstawia narty na bok i w tym sezonie nie będzie uczestniczył w zawodach w narciarstwie szybkim. Jakie są powody tej decyzji?
Można powiedzieć, że „życie” - tak najlepiej to ująć. Chodzi o to, że nie jestem w stanie kontynuować kariery na takim poziomie, na jakim bym sobie życzył. Nie mogę sobie już pozwolić na poświęcanie połowy roku na treningi i starty. Po prostu - chciałabym to robić na maksa, żeby móc atakować pierwszą trójkę na świecie. Skoro nie ma na to szans, to rywalizowanie na niższym poziomie nie ma sensu.

Długo się Pan nad tym zastanawiał?
Długo, mamy już przecież styczeń. Myślałem o tym wcześniej. Nie było jednak łatwo, aby takie słowa przeszły mi przez gardło (śmiech). Przecież mógłbym jeździć jeszcze szybciej, lepiej. Generalnie jestem zadowolony z tego, co udało mi się osiągnąć. Nie podejrzewałam, że dotrę tam, gdzie jestem teraz.

To definitywny koniec kariery? Może jest jeszcze jakaś szansa, że Pan wróci do uprawiania tego sportu?
Na dziś przerywam karierę, ale nigdy nie można mówić „nigdy”. Nie wiadomo, co będzie jutro. Na dziś jednak nie widzę możliwości kontynuowania tego w ten sposób.

To co będzie Pan robił? Coś związanego ze sportem?
Będę pracował jak do tej pory, ale będę miał dużo więcej czasu dla rodziny. Ze sportem na pewno nie skończę, bo nie wyobrażam sobie życia bez niego. W formie jestem cały czas, choć nie typowo narciarskiej.

Podsumujmy Pana karierę. Swój pierwszy start w zawodach speed skiingu Pan pamięta? Marzec 2008 roku, Zinal.
Doskonale to pamiętam. To było niesamowite przeżycie, przecież nie wiedziałem dokładnie co, gdzie i jak. Pierwszy raz na nogach miałem wtedy te długie narty. Sprzęt odebrałem dzień wcześniej na parkingu, łącznie z kaskiem, który jeszcze śmierdział klejem. Nie dość, że pierwszy raz jechałem na takich nartach, to od razu na zawodach. To było przeżycie.

Do mety dotarł Pan w jednym kawałku. Wówczas uzyskał Pan prędkość 127,208 km/h. Patrząc na późniejsze wyniki, to... mało.
Udało się ukończyć zawody, a nawet byłem zniesmaczony tym, że tak naprawdę nie ma żadnych emocji. Dopiero przy prędkości 170 km/h zaczęło mnie to cieszyć.

Na pewno mógłbym pojechać szybciej. Gdybym się poprawiał, to za każdym razem bym mówił to samo (śmiech)

Progres nastąpił szybko, rok później było to już ponad 208 km/h. Następnie był pewien zastój w rozwoju. Głośniej się zrobiło o Panu dopiero w 2013 roku gdy przekroczył Pan, i to nie raz, 230 km/h (najlepszy wynik to 234,933), stając się popularną osobą nie tylko wśród fanów narciarstwa.
Faktycznie, trochę to na jakiś czas zastygło. Sam się zastanawiałem, czy to nie będzie koniec. Jednak udało się stanąć na podium Pucharu Świata, w 2012 roku w Verbier, to też była motywacja do dalszej pracy. Podobnie jak kolejny rekord Polski.

Ten najlepszy wynik poprawiał Pan jeszcze kilka razy, zatrzymując się na 244,233 km/h - taką prędkość uzyskał Pan w 2016 roku na zawodach Speed Masters w Vars. Mówił Pan, że to jeszcze nie jest granica możliwości.
Na pewno mógłbym pojechać szybciej. Gdybym się poprawiał, to za każdym razem bym mówił to samo (śmiech). Tak ze mną było. Na przykład na zawodach Speed Masters bardziej się cieszyłem z tego, że dostałem się do finału. To była ogromna radość, że się przebiłem do piątki i będę miał szansę dalej walczyć o lepszy wynik. A w finale pojechałem jeszcze szybciej, właśnie 244 km/h.

Zdaje Pan sobie sprawę, że tymi osiągnięciami rozbudził Pan w Polsce, nie tylko u kibiców, świadomość, jak szybko można jeździć na nartach?
Nawet ja sobie nie wyobrażałem takich prędkości. Patrząc na suche liczby, wyniki innych, to był dla mnie jakiś „kosmos”. Później znalazłem się między tymi ludźmi, dla mnie było to coś niesamowitego. Wspomnienia na pewno będą piękne. Mimo że głód rósł w miarę jedzenia, to można powiedzieć, że sportowo się „najadłem”.

Na nartach jeszcze Pan będzie jeździł?
Oczywiście, że tak. Rodzina się będzie cieszyć, że jeżdżę z nimi.

Ale już chyba nie po zeskoku Wielkiej Krokwi, gdzie zdarzało się Panu trenować..
Myślę, że nie, może znajdziemy coś bardziej dla nas (śmiech).

Może Pan wziąć udział w zawodach w szybkiej jeździe, na przykład na Kasprowym Wierchu odbywały się zawody „Zjazd Na Krechę”.
To zupełnie coś innego. Nie mam potrzeby pokazywania się, udowadnia czegokolwiek. Wszystko to robiłem dla siebie.

Rozmawiał Artur Bogacki

Sportowy24.pl w Małopolsce

MAGAZYN SPORTOWY24 - Boniek o biletach na mundial, grupie Polaków i bazie w Soczi

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski