– Mój tata był wojskowym, lekarzem, i rzucali go w różne miejsca. Ja urodziłem się, kiedy akurat był w jednostce w Koszalinie. Mieszkałem tam do czwartego roku życia. Potem tatę przeniesiono do Bydgoszczy; tam zacząłem moją przygodę z piłką nożną, w Polonii byłem dwa lata.
Następnie ojciec przeszedł na emeryturę i wylądowałem w Zgierzu, w którym moi rodzice się wychowali. Podjąłem treningi w Borucie, trwało to chyba półtora roku, aż wypatrzył mnie skaut z SMS-u Łódź. Rodzice po długich namysłach uznali, że poślą mnie do szkoły do Łodzi.
– Z przeprowadzką chyba się to nie wiązało?
– Nie, podróż zajmuje 40 minut komunikacją miejską, ale wychodziłem z domu wcześnie rano, a wracałem późnym popołudniem. Byłem zdeterminowany, żeby grać w piłkę. Kiedy skończyłem liceum, stanąłem na rozdrożu dróg.
Dostałem ofertę z Widzewa, do Młodej Ekstraklasy. Ściągnąć chciał mnie trener, który prowadził mnie w juniorach w SMS-ie. Już prawie się zdecydowałem, ale dostałem też inny bodziec – od trenera, który sprowadzał mnie do SMS-u. Twierdził, że potrzeba mi już gry w seniorach. Dlatego zdecydowałem się na II-ligową Chojniczankę.
– Nie dowiemy się już, czy podjął Pan właściwą decyzję.
– Mój kolega, Sebastian Zalepa, w tamtym momencie zdecydował się na Widzew. Zadebiutował w ekstraklasie, czego bardzo mu zazdroszczę, to moje marzenie; teraz jest w Olimpii Grudziądz. Ale moja historia mo- głaby się przecież potoczyć zupełnie inaczej, nie ma co gdybać. Cieszę się z tego, co jest.
– Zimą klub sprowadził zawodnika na Pana pozycję – Kamila Łączka, ale to Pan wygrał rywalizację na lewej obronie. Potwierdzeniem tego, że spełnił Pan oczekiwania była oferta przedłużenia kontraktu, którą Pan przyjął.
– Nie boję się rywalizacji, jest chyba kwintesencją futbolu: jeden wygrywa, drugi przegrywa. Mnie się udało: na początku rundy nie grałem, czekałem na swoją szansę, doczekałem się jej i chyba ją wykorzystałem.
– To był Pana drugi sezon w Puszczy. Pozycję w zespole miał Pan silniejszą, niż w pierwszym.
– Wynika to w dużym stopniu z tego, że trener Gorszkow zaufał mi – i moje morale też wzrosło. Ja nie uważam, że w pierwszej lidze byłem gorszym zawodnikiem niż w drugiej. Na pewno nabieram doświadczenia, ale w drugiej lidze zagrałem już chyba ponad sto meczów; zebrało się tego i w Chojnicach i w Turze Turek.
Nie sądzę, żebym teraz był dużo lepszy niż rok czy dwa lata temu. Po prostu ktoś postawił na mnie, zaufał mi, a tego potrzebuję. Dlatego nie ukrywam, że informacja o tym, że trener nadal będzie prowadził nasz zespół, miała wpływ na moją decyzję o pozostaniu w Puszczy.
– Ułożył Pan sobie życie w Niepołomicach?
– Z kolegami z drużyny – Marcelem Kotwicą i Andrzejem Sobieszczykiem – mieszkamy w wynajętym domu. Ale od
września się to zmieni, będę chciał tutaj sprowadzić moją dziewczynę, która mieszka niedaleko Bydgoszczy, w Sępólnie Krajeńskim. Niedługo będzie broniła pracę magisterską. Kiedy tutaj przyjedzie, prawdopodobnie będziemy wynajmować mieszkanie w Wieliczce.
– W Pana rodzinie są jakieś sportowe tradycje?
– Mój dziadek był hokeistą, i to bardzo dobrym. Grał przez dziesięć lat w Legii, w tym czasie siedem razy zdobył mistrzostwo Polski, był dwukrotnie na igrzyskach olimpijskich. W sumie, mam wrażenie, to dzięki niemu gram w piłkę. Moi rodzice uprawiali sport na poziomie szkolnym, a dziadek był po prostu „kozakiem”...
– Dziadek, czyli...
– Stanisław Olczyk, tata mamy. Był na igrzyskach w 1956 roku w Cortinie d’Ampezzo i osiem lat później w Innsbrucku.
– Miałem zapytać, czyj wizerunek ma Pan wytatuowany na przedramieniu, ale zaczynam się domyślać...
– Tak, tak, dziadka. To było moje marzenie. Mama była przeciwna, nie chce, żebym miał tatuaże, ale kiedy zobaczyła efekt, chyba jej się spodobało.
– Na koniec – kwestia edukacji. Co robił Pan po maturze?
– Skończyłem trzyletni licencjat, który wprowadziła SMS. Następnie podjąłem studia magisterskie w Gdańsku. Akurat tam, ze względu na system nauki: dwutygodniowy zjazd, po którym następują zaliczenia. Jednak udało mi się skończyć tylko pierwszy rok.
Niestety, odległość okazała się zbyt duża, by dało się pogodzić naukę w Gdańsku z grą w Puszczy. Dlatego przeniosłem się na AWF w Krakowie. Nie bez komplikacji, bo ze względu na spore różnice programowe zostałem cofnięty na drugi semestr pierwszego roku. Teraz go kończę i mam nadzieję, że w przyszłym roku się obronię.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?