MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z czeskim bramkarzem hokejowej Unii Oświęcim Michałem Fikrtem

Rozmawiał: Jerzy Zaborski
Michał Fikrt, czeski bramkarz Unii, potrafi wyjść obronną ręką z wydawałoby się beznadziejnych sytuacji
Michał Fikrt, czeski bramkarz Unii, potrafi wyjść obronną ręką z wydawałoby się beznadziejnych sytuacji fot. Jerzy Zaborski
- Ostatnie mecze we własnej hali, czyli wygrany z Tychami 3:2 i przegrany z Jastrzębiem 1:3 pokazały, że jest Pan w wyśmienitej dyspozycji, choć w drugiej rundzie znacznie mniej jest możliwości zademonstrowania swoich możliwości.

- Zawsze jestem w formie. To, że obecnie mniej grywam, nie zwalnia mnie z pełnej gotowości bojowej. Jak dostaję „zielone światło”, to oddaję się w wir walki.

- Jednak ten sezon jest dla Pana z pewnością trudniejszy od poprzedniego. Przed rokiem był Pan zdecydowaną „jedynką”, teraz występami trzeba się dzielić z kolegą po połowie.

- Podobno człowiek cały życie się uczy, więc ten sezon w polskiej ekstraklasie też jest dla mnie nowym doświadczeniem. Grałem już w kilku ligach w Europie. Reprezentacje tych krajów są znacznie wyżej notowane od polskiej, ale po raz pierwszy w kraju nad Wisłą spotkałem się z zasadami narzucania bramkarzom czasu gry. To obowiązuje w drużynach, w których na tej pozycji występuje obcokrajowiec.

Jeszcze nie spotkałem się z tak bezsensownym przepisem. Ten, który go wymyślił, musiał być naprawdę wielkim „fachowcem”, nie znającym specyfiki gry na pozycji bramkarza. Nie będę się w to zagłębiał. To nie ma sensu, skoro i tak ten przepis jest obowiązujący, choć przy jego wprowadzeniu był powszechnie krytykowany przez wielu ludzi, będących w Polsce hokejowymi autorytetami. Więcej ze swojego czasu wykorzystałem przed podziałem ligi, bo dla nas awans do „szóstki” był celem nadrzędnym. W gronie silniejszych częściej łapie Przemek Witek. Mnie pozostają wybrane mecze.

- Trener Josef Dobosz tak jednak ustawił Panu grafik, że w ostatnich trzech meczach będzie miał Pan wprowadzenie do play-off.

- Nie do końca. Tak byłoby, gdyby play-off rozpoczynał się zaraz po części zasadniczej. Jednak po najbliższym weekendzie w lidze będą trzy tygodnie przerwy dla reprezentacji. Tak więc znowu posyłam ukłony dla ludzi, którzy układali terminarz.

- Co jest Panu trudniej obronić - indywidualny pojedynek czy zamieszanie podbramkowe? Przeciwko Jastrzębiu klasycznie skasował Pan akcję Michała Plichty.

- Zadziałało doświadczenie i szybka ocena sytuacji. Wyczułem, że będzie mi strzelał na odbijaczkę. Efektownie wyjąłem krążek, który wielu widziało już w „okienku”. Lubię położyć trochę lodu na gorącą głowę rywala. Jeśli chodzi o zamieszania przed bramką, to z tym bywa już różnie. Wiadomo, że w takiej sytuacji dominuje przypadek. To jest nasz największy mankament sezonu, że jak rywale zaczynają mocno kręcić przed bramką, to w końcu znajdzie się jeden zawodnik pozostawiony bez opieki. Jeśli ktoś ma przyłożyć tylko kij, mając przed sobą spory kawał odsłoniętej bramki, to trudno zdążyć ze skuteczną interwencją.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski