Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozmyślania medialne

Redakcja
Władysław A. Serczyk: Znad granicy

   Gdyby któryś z rodaków chciał oceniać Polskę wyłącznie na podstawie tego, co o niej wyczytać może w polskich gazetach, obejrzeć w polskiej telewizji lub usłyszeć w polskim radiu, powinien albo natychmiast rozpocząć starania o zmianę obywatelstwa, albo urżnąć się do nieprzytomności lub też - w skrajnym przypadku - popełnić samobójstwo. Kraj między Odrą a Bugiem jawi się bowiem w mediach jako wyjątkowe i jedyne na świecie zgromadzenie alkoholików, złodziei większych i mniejszych, bandytów, zręcznych cwaniaczków i jeszcze zręczniejszych aferzystów oraz skorumpowanych polityków, stróżów prawa itd., itd. Jednym słowem - piekło. Jeśli dodać do tego jeszcze powszechnie spotykaną dwulicowość, bigoterię oraz tromtadrackie przechwałki, podjęcie którejś z wymienionych na wstępie decyzji zdawać się będzie w pełni uzasadnione.
   Zacznę od własnego podwórka. Polską prasę obiegła wieść o wysokości minimalnej płacy w różnych krajach europejskich. Dzięki temu mogliśmy się dowiedzieć, że w Luksemburgu - państewku o powierzchni dziesięciokrotnie mniejszej od województwa lubelskiego z liczbą ludności równą połowie mieszkańców Krakowa - minimalna płaca jest o 50 proc. wyższa od maksymalnej (!) płacy jednoetatowego polskiego uniwersyteckiego profesora zwyczajnego. Już teraz wiadomo, dlaczego część polskich uczonych woli pracować za granicą, a wielu z pozostałych nabrało po kilka posad w rozlicznych uczelniach państwowych tudzież prywatnych i odwala tam chałturę, aż się kurzy. Kolejni zaś ministrowie edukacji cieszą się jak socjalistyczne dzieci, że krzywa rośnie, zwłaszcza jeśli mówić o liczbie "beznakładowych" studentów.
   Obok tego w prasie codziennej pojawiły się wyczerpujące relacje z kolejnych publicznych przesłuchań, jakie zarządziła komisja sejmowa powołana do rozpatrzenia tzw. afery Rywina. Dowiedzieliśmy się dzięki temu, że w rządzie oraz kancelariach różnych bardzo wysoko usytuowanych osobistości zasiedli, przeważnie w randze ministrów z odpowiednimi, a jakże, przywilejami i uposażeniem, ludzie z ograniczoną pamięcią, którzy powinni chyba codziennie łykać po kilkanaście pastylek bilobilu, by nie zawodziły ich szare komórki. A może należałoby przenieść ich na stanowiska, gdzie praca sprowadza się do czynności prostych, nie wymagających wysiłku umysłowego i szperania po zakamarkach zawodnej - jak się okazuje - pamięci? Nie doczekamy się tego, niestety.
   Jednak nie tylko w centrali dzieją się dziwne rzeczy i nie tylko tam trwa oczekiwanie na cud. Oto bowiem okazało się ostatnio, że po wielu naradach, spotkaniach i konferencjach polsko-ukraińskie uroczystości w sześćdziesiątą rocznicę rzezi Polaków na Wołyniu (ale nie tylko tam) mają zostać sprowadzone do odczytania przez parlamentarzystów z Polski i Ukrainy dwóch tekstów wyrażających odmienne stanowisko w sprawie tamtych krwawych wydarzeń. Być może zapowiedziane odwołanie się do autorytetu Jana Pawła II uchroni całą imprezę przed niesmaczną klapą i bolesną dla obydwu stron kompromitacją, ale na spodziewany cud nie ma co liczyć. Trzeba trochę w dokonaniu cudu pomóc, a tu dobrej woli jakoś zupełnie nie widać.
   A tymczasem historia się powtarza. Jak za Piotra I, siedzą sobie w stolicy panowie, których jedynym zajęciem jest wymyślanie nowych podatków i nazywanie ich tak, by na podatki nie wyglądały. Warto przy okazji zwrócić uwagę, że wielu z nich powołuje się na istniejące standardy unijne, co w sposób oczywisty prowadzi do zwiększenia się liczby przeciwników wejścia Polski do Unii Europejskiej. Trudno się dziwić, że w tej sytuacji wielu zastanawia się, czego właściwie chce polski rząd: zachęcić współobywateli do przystąpienia do Unii czy też ich do tego zniechęcić? No i, zgodnie z oczekiwaniami, notowania premiera lecą w dół na łeb, na szyję.
   Podobne przykłady można mnożyć. Mimo to jednak w większości ludziska spokojnie pracują, od czasu do czasu rzucając brzydkie słowa w stronę telewizora, skąd dowiadują się o nowych aferach i złodziejstwach. Mają Amerykanie swoje "Don’t worry!" ("Nie przejmuj się!"), my z kolei mamy refren przedwojennej jeszcze piosenki: "Nie smuć się, jutro będzie lepiej!". Przyznaję, że podoba mi się taka filozofia życiowa. Z wieloma ludźmi myślącymi tak właśnie spotkałem się w minionych kilkunastu latach, gdy odwiedzali mnie w mej drewnianej gajówce zagubionej na polanie, gdzieś w środku Puszczy Knyszyńskiej.
   Narzekali na pustoszejące wsie ściany wschodniej i nękającą ich biedę, ale przecież harowali ciężko, aby zapewnić byt swoim najbliższym i, co najważniejsze, wysłać dzieci na naukę do miasta. Gdy dzisiaj zajechałem w znajome okolice, nie zastałem już nikogo z młodzieży. Przeszło połowa wywędrowała do innych krajów, kilkoro studiuje i tylko jeden jest w mieście "na posadzie". Chwała Bogu, młode pokolenie swoje potomstwo wychowywać będzie już w innych warunkach, ja zaś pojadę do Luksemburga. Może za najniższą płacę zostanę tam odźwiernym?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski