Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozwijam swoje talenty

Rozmawiał Paweł Gzyl
Submotion Orchestra wystąpi 26 listopada w klubie Fabryka
Submotion Orchestra wystąpi 26 listopada w klubie Fabryka Fot. Dan Medhurst
Rozmowa z Ruby Wood, wokalistką zespołu Submotion Orchestra o jego nowej płycie – „Alium”

- Śpiewałaś już w Polsce z zespołami Submotion Orchestra i Bonobo. Jakie masz wspomnienia?

- Wspaniałe! Zawsze przyjeżdżam do Was z wielką chęcią. Przede wszystkim dlatego, że polska publiczność jest szalenie entuzjastyczna. Za każdym razem musimy kilka razy bisować. W innych krajach widzowie są bardziej powściągliwi.

- Podobno Twoje imię pochodzi z klasycznej kompozycji Theleniousa Monka – „Ryby, My Dear”. To prawda?

- O! Skąd wiesz? Zazwyczaj wszyscy myślą, że zostało zaczerpnięte z piosenki Stonesów – „Ruby Tuesday”. Ale faktycznie – chodzi o utwór Monka. A to dlatego, że moi rodzice byli wielkimi fanami jazzu.

- Już w dniu Twojego urodzeni zaplanowali dla Ciebie przyszłość jazzowej wokalistki?

- (śmiech) W pewnym sensie – tak. Ponieważ rodzice kochali jazz, w domu było zawsze pełno tej muzyki. Dlatego od małego byłam doskonale obeznana z klasyką gatunku. W przeciwieństwie do moich rówieśników – którzy raczej słuchali innych nagrań.

- To dlatego zaczęłaś swą przygodę z graniem od występów w big-bandzie North Stars Steel Orchestra?

- Chociaż zaczęłam śpiewać już w wieku sześciu lat, rodzice zapisali mnie do orkiestry. I dobrze zrobili – bo dzięki temu nauczyłam się grać różne gatunki, od klasyki do jazzu. No i zwiedzałam za młodu kawał świata, byliśmy bowiem nawet na Trynidadzie. Wszystkie te doświadczenia dzisiaj procentują.

- Zadbałaś jednak o klasyczne wykształcenie: bo studiowałaś w Leeds College Of Music.

- Są różne opinie na temat kształcenia muzycznego. Jedni uważają, że zabija ona naturalny talent, a inni – że daje solidne fundamenty do dalszej działalności. Ja skłaniam się ku tej drugiej. Bo dzięki studiom potrafię dzisiaj czytać nuty, znam różne gatunki muzyczne, spotkałam wielu wspaniałych artystów. Poza tym – nasi nauczyciele zachęcali nas zawsze do własnej twórczości. Spotykaliśmy się więc w klubach i jamowaliśmy do białego rana.

- To wtedy dołączyłaś do Submotion Orchestry?

- Pewnego wieczoru dostałam sms-a od kolegi, który grał w Orchestrze na perkusji. „Hej Ruby, może miałabyś ochotę wpaść do klubu i zaśpiewać ze świetnym zespołem?” – pisał. „Czemu nie?” – pomyślałam. I okazało się, że to był strzał w dziesiątkę. Potem wpadłam na próbę do chłopaków – i dalej już poszło.

- W zespole jest aż siedmiu muzyków, z których pewnie każdy jest silną indywidualnością. Jak w tym układzie tworzycie swoją muzykę?

- (śmiech) To wszystko ciągle się zmienia. Materiał na pierwszy album „Finest Hour” napisali Tom i Dom, którzy stworzyli Orchestrę. Na kolejną płytę wszyscy przynosili swoje pomysły – i wspólnie wyłanialiśmy z nich poszczególne kompozycje. Z kolei w styczniu tego roku wyjechaliśmy na małą farmę w Walii, gdzieś na totalnym odludziu. Zamknęliśmy się tam na dwa tygodnie i eksperymentowaliśmy, szukając nowych rozwiązań. Bardzo mi odpowiadał ten sposób pracy.

- Nowy album Orchestry przynosi bardzo organiczną muzykę, łączącą jazz, blues, soul, funk, a nawet... dubstep. Łatwo Ci się odnaleźć takim gąszczu dźwięków?

- Wykorzystuję wszystkie swoje doświadczenia. W młodości śpiewałam dużo jazzu, potem udzielałam się w projektach z klubową elektroniką. To sprawiło, że mój wokal się rozwijał, dzięki czemu mogę dostosowywać swój głos do różnych gatunków. Potrafię zaśpiewać zmysłową balladę, ale też wrzasnąć w bardziej energetycznym utworze.

- Wolisz śpiewać podczas koncertów niż w studiu?

- To dwie zupełnie różne rzeczy. Na scenie śpiewa się czerpiąc w naturalny sposób energię od publiczności. W studiu trzeba się skupić bardziej na detalach, robi się kolejne powtórki, żeby wybrać najlepszą wersję, to wymaga sporo cierpliwości.

- Jesteś jedyną kobietą wśród samych facetów w Orchestrze. Jakie masz z nimi relacje?

- To moi starsi bracia. Czuję się bezpieczna mając sześciu mężczyzn u swego boku, ale czasem też się droczymy. Oni są uroczy, choć zdarza im się zapominać, że jestem dziewczyną. (śmiech) Mamy jednak w pełni profesjonalne relacje.

- Podróżujecie często z koncertami. Lubisz taki styl życia?

- Jasne. Poznajemy wiele ciekawych miejsc, wszystko jest nieprzewidywalne, każdy dzień może być inny. Najgorsze jest w tym to, że musisz rozstawać się z bliskimi na długi czas. Ja tęsknię za swoim chłopakiem, a moi koledzy – za swoimi dziewczynami. Ale musimy sobie z tym jakoś radzić.

- Mieliście jakieś ciekawe przygody?

- Wszystko się może zdarzyć. W zeszłym roku mieliśmy wystąpić na festiwalu na Ukrainie. Tuż przed odlotem dowiedzieliśmy, że kolegom z innego zespołu ukradziono tam cały sprzęt. Spodziewaliśmy się więc najgorszego. I faktycznie – kiedy dolecieliśmy na miejsce, okazało się, że nasz bagaż i ekwipunek zaginął po drodze. Kiedy myśleliśmy, że już wszystko stracone, okazało się, że ukraińskie linie lotnicze wszystko odnalazły. Daliśmy świetny koncert – i poznaliśmy wielu wspaniałych ludzi.

- Skąd Wasza popularność w Europie Wschodniej?

- Ludzie w tym regionie bardziej szanują muzykę. Może dlatego, że jest jej tam mniej niż w Anglii? U nas każdy jest muzykiem, menedżerem, wydawcą. Ten przesyt powoduje, że wielu dobrym artystom trudno się przebić.

- Planujesz solową karierę?

- Pracuję nad tym. Nie jest to jednak łatwe, kiedy współpracuje się z zespołem, który regularnie nagrywa i koncertuje. Mam też udział w kilku innych projektach, śpiewając na zasadzie gościa. Rozwijam więc swoje kompozytorskie talenty – i czekam na odpowiedni moment.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski