Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rutkiewicz: Tour de Pologne będę oglądał w telewizji

Jacek Żakowski
Marek Rutkiewicz zaczął sezon w bardzo dobrej formie. Został wicemistrzem kraju
Marek Rutkiewicz zaczął sezon w bardzo dobrej formie. Został wicemistrzem kraju Fot. sylwia dabrawa
Rozmowa. Marek Rutkiewicz, kolarz mieszkający z Głogoczowie, opowiada o przerwanym przez kontuzję wyścigu.

- Miał Pan ogromnego pecha, który spowodował, że musiał się Pan wycofać z Tour de Pologne. Co się właściwie stało?

- Niestety tak. Początek tej historii miał miejsce podczas pierwszego etapu wyścigu w Warszawie. W pewnym momencie, jadąc w peletonie, wjechałem na studzienkę ściekową. Nie zdążyłem podnieść się z siodełka i dobiłem nim o kość łonową. W pierwszej chwili nawet mnie nie bolało, wszystko było OK, nie zwracałem na to uwagi, bo nic nie było napuchnięte. Wieczorem też nic się nie działo, ani na drugi dzień rano.

Dopiero godzinę przed startem do II etapu, gdy założyłem ubranie kolarskie, poczułem lekki dyskomfort, a jak podjechałem podpisać listę startową, to chyba pękło mi jakieś naczynko i zrobił się krwiak. Nie mogłem usiedzieć na siodełku. Byłem w karetce jeszcze 10 minut przed startem. Próbowano mi pomóc, stosowałem maści przeciwobrzękowe, leki przeciwzapalne i wystartowałem. Po 40 kilometrach, które przejechałem praktycznie na stojąco, bo na siodełku nie mogłem usiąść, musiałem się wycofać.

- Gdyby Pan jeszcze upadł, brał udział w jakiejś kraksie, to przyczyna byłaby oczywista, a tak, to przez głupi zbieg okoliczności nie może Pan kontynuować ścigania.

- Może gdyby bezpośrednio po etapie coś mnie bolało, to udałbym się do szpitala, może dałoby się inaczej zadziałać, a tak, to niestety zrobiła się później cysta. Cóż, to wielki pech.

- To dla Pana najważniejszy wyścig w sezonie, kluczowy, wręcz kultowy, w którym Pan wielokrotnie zajmował miejsce w pierwszej dziesiątce. Trudno więc Panu zapewne zaakceptować fakt, że musiał się Pan wycofać.

- Z pewnością tak, zwłaszcza że forma była dobra. Na mistrzostwach Polski bardzo dobrze mi się jechało (Rutkiewicz został wicemistrzem kraju - przyp. red.) podobnie w wyścigu dookoła Austrii, z którego się wycofałem, by mieć więcej czasu na regenerację przed Tour de Pologne. Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Niektórzy mówią, że właśnie wtedy zdarzają się nieprzewidziane wypadki.

- Gdzie Pan jest obecnie?

- Pojechałem od razu do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego, skierowano mnie do urologa. Teraz jestem w szpitalu w Chorzowie na obserwacji. Pomógł mi dr Krzysztof Ficek, do którego mam duże zaufanie. Być może będzie potrzebna operacja.

- Jak długa przerwa w startach teraz Pana czeka?

- Jak zmniejszy się obrzęk to pięć dni do tygodnia, jeśli potrzebny będzie zabieg, to nawet do miesiąca. W związku z tym nie wiadomo, jak będą wyglądały moje plany startowe. Najważniejsza moja impreza, docelowa w sezonie, już się dla mnie zakończyła, więc teraz nie muszę się spieszyć do wyścigów.

- Będzie Pan oglądał Tour w telewizji, czy jednak rozczarowanym tym, że Pan w nim nie uczestniczy, nie będzie Pan śledził jego wyników?

- W szpitalu mam telewizor, a jak mnie wypuszczą, to może podjadę na jakiś etap.

- W czwartek mógł Pan przemykać wraz z wyścigową kolumną przez Myślenice, w których Pan długo mieszkał.

- Teraz mieszkam z żoną w Głogoczowie, ale trasa tego etapu przebiegała blisko mojego domu. Szkoda, że nie mogłem pojechać przez moje tereny.

- Kogo Pan typuje na zwycięzcę wyścigu?

- Ciężko powiedzieć, ale widać, że Michał Kwiatkowski jest bardzo zmobilizowany. Jak nie przydarzy mu się żaden pech, to chyba powalczy o miejsce na podium. Ma siłę. Groźni będą Hiszpanie. Wiele zależy od tego, kto szykuje się na igrzyska do Rio de Janeiro.

- Wyścig rozstrzygnie się dopiero na „czasówce” w Krakowie, czy na podhalańskich etapach?

- Pewnie dopiero na „czasówce”, ale etap wokół Bukowiny Tatrzańskiej, na którym jest podjazd pod Gliczarów będzie kluczowy. Dołożono jeszcze jeden podjazd pod Wierch Rusiński. To przerzedzi peleton. Dotychczas na tym etapie przyjeżdżały na metę grupki, np. 10-osobowe, a w tym roku myślę, że będą przyjeżdżać nawet pojedynczy kolarze. Ale Kraków wszystko wyjaśni. Jednak gdy się jedzie razem, to zawodnicy starają się utrzymywać kontakt wzrokowy między grupami, a na czas to jest etap prawdy - każdy jedzie tyle, ile ma sił w nogach.

Rozmawiał Jacek Żukowski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski