Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rynek matrymonialny w Chinach jest wyjątkowo brutalny i bezwzględny. Fragment książki „Miłość made in China”

Dorian Malovic
Tak naprawdę chińskie społeczeństwo jest matriarchalne
Tak naprawdę chińskie społeczeństwo jest matriarchalne 123RF
Kobieta od samego początku musi być piękna, w przeciwnym razie nie ma żadnych szans. W Chinach jeśli nie jesteś urodziwa, twoje życie jest skończone - pisze Dorian Malovic, autorka książki o rynku matrymonialnym w Chinach.

"W Chinach można sprzedawać swoje ciało jak pierożki” - rzuca prostodusznie młoda, zaledwie dwudziestodwuletnia Mei, która siedzi na tarasie kawiarni przy placu de la Bastille małymi łyczkami popija burgunda. Według niej Chińczycy latami cierpieli z powodu niedoboru wszystkiego. Skrępowani pętami politycznymi, wszyscy pokornie się uginali, zaciskali zęby, tłumili myśli i pragnienia. „Rodzice nigdy nie opowiadali mi w szczegółach o swoich cierpieniach w przeszłości, ale kiedy obserwuję surrealistyczne zachowanie dzisiejszych Chińczyków, przypuszczam, że pragną odzyskać stracony czas”. Jeśli nie chcą myśleć, to po to, by zarabiać pieniądze, które ubóstwiają, a które zniszczyły wszystkie idee i znosiły wszelkie zakazy seksualne. „Pieniądz jest w sercu nowej chińskiej dynamiki, w której seks i handel nim odgrywają kluczową rolę” - stwierdza z przekonaniem Mei. „Mężczyźni mają czerwone banknoty, a kobiety chcą wypełnić nimi swoje kieszenie” - kontynuuje w myśl żelaznej logiki ta prawdziwa mieszkanka Szanghaju, w głębi duszy biznesmenka ze sprzedajnością wpisaną w kod genetyczny.

„Mężczyźni są głodni prestiżu i seksu, który musi mu towarzyszyć” - precyzuje Mei, urodzona aktorka uważająca się za specjalistkę w kwestii męskiej i kobiecej psychiki. „Kobiety prowokują i się wdzięczą, podkreślając swoje atuty: ciało i seksualność. Wiedzą, że mężczyźni są wygłodniali jak wilki i pragną usidlić tego, któremu udało się zbić fortunę. Kobiety nie obchodzą uczucia, jest żądna pieniędzy. Mężczyznę nie interesuje, czy dobrze się kochasz, czy nie, masz być piękna i stanowić jego ozdobę. Każdy dokładnie wie, czego chce: jedna strona seksu, druga pieniędzy”. Sposób rozumowania jest prosty. Równanie bez żadnych niewiadomych.

„Inteligentna kobieta w głębi duszy chce znaleźć w życiu »bank i miłość« w jednym mężczyźnie, ale taki scenariusz to utopia” - dodaje dziewczyna ze smutnym wzrokiem. Ale jej oczy płoną, gdy przytacza jedno z tysięcy chińskich powiedzeń wyjaśniających i usprawiedliwiających wszystkie zachowania społeczne: „Nie ma pieniędzy, nie ma życia”. Dalej snuje swoją opowieść o nieco demonicznym rozumowaniu chińskiej kobiety. „By zarobić szybko dużo pieniędzy, kobieta może się prostytuować. Jej życie nie jest usłane różami. Szuka klientów i ich grubych portfeli, nic poza tym. Będzie mieć poczucie winy, ponieważ społeczeństwo nie darzy jej żadnym szacunkiem. Musi pozostać w ukryciu, na marginesie, nikomu nic nie mówić”.

Zdaniem Mei istnieje jeszcze inna droga. „Kobieta może również poszukać bogatego mężczyzny, by zostać jego utrzymanką. Trochę przypomina prostytutkę, lecz chce mieć po prostu dobrego stałego klienta, bez wstydu czy poczucia winy. Ten mężczyzna kupi jej mieszkanie, samochód i co miesiąc będzie jej przelewał na konto pewną sumę pieniędzy. Ona w zamian bę- dzie do jego dyspozycji zawsze wtedy, gdy on tego zechce”.

„Kobieta od samego początku musi być piękna, w przeciwnym razie nie ma żadnych szans. W Chinach jeśli nie jesteś urodziwa, twoje życie jest skończone. Nawet nie ma o czym marzyć! Brzydkiej i głupiej pozostaje tylko się zabić. Podobny problem ma biedny mężczyzna. Ale brzydki i bogaty ma duże szanse na sukces, ponieważ liczy się piękno jego konta w banku. A mężczyźni kochają śliczne kobiety. Mogą sobie na nie pozwolić. Najważniejsze jest, żeby umiejętnie ukrywały swoją inteligencję i perfekcyjnie grały idiotkę: xiong da, wu nao, mówi chińskie przysłowie, »duże piersi, brak mózgu«. Mężczyźni są głupi. Mają ptasie móżdżki. Seks i uroda wystarczą. Nie potrzebują anioła i wolą Ewę, która już ugryzła jabłko. Ewa, która jabłka nie skosztowała, zachowuje swój status nietykalnej bogini i z nią się nie kochają. Myślą tylko o pracy. Chińskie społeczeństwo jest matriarchalne. Mężczyźni pragną zostać królami, lecz Chinki są inteligentniejsze, ponieważ dają im iluzję władzy”. Jej starannie umalowana twarz znów się rozpromienia. Dziewczyna drży. Wyczuwa się, że wierzy w to, o czym opowiada, zainspirowana makiawelizmem, postępowaniem dawnych konkubin i kurtyzan z dworów cesarskich.
Mei uważa kobiety za anioły, które dla mężczyzn zstępują na ziemię. Gdy tylko się na niej znajdą, obcinają sobie skrzydła, stają się istotami ludzkimi, tracą urodę, wolność i się starzeją. To w tym momencie mężczyźni odwracają się od nich i szukają sobie innych. Mei wie, że życie tak wygląda, i jest na to przygotowana. Dlatego wokół nas pełno kłamstw, zdrad i rozwodów. W umyśle dziewczyny dojrzewa myśl o zdobyciu „bogatego mężczyzny, który zasypie ją różami i da jej wszystko, o czym zamarzy”. Jej osobliwa teoria sprowadza Sztukę wojenną autorstwa Sun Tzu, rozprawę o strategii wojennej z V wieku p.n.e., do poziomu prostego podręcznika do sztuki wojennej dla początkujących. Wojowniczka Mei wyrusza na polowanie. Opracowuje taktykę, potrafi być dyplomatyczna i wie sporo o ludzkiej psychice. Tu nie ma miejsca na improwizację, „chodzi o walkę między dziewczynami z tego samego środowiska. O zazdrość… O wojnę, w której wszystkie chwyty są dozwolone”. Według niej wszystko rozgrywa się na polu urody, uroku, wyglądu i wizerunku. W telewizji, kinie czy w czasopismach dziewczyny widzą perfekcyjne w każdym calu gwiazdy. Przyglądają się sukniom, butom, torebkom i biżuterii aktorek, piosenkarek i top modelek. Fantazjują, oglądając ten hipnotyzujący spektakl. „Świat iluzji”, w którym Mei czuje się jak ryba w wodzie.

Mei jest doskonale przygotowana do prowadzenia uczuciowo-pieniężnej wojny partyzanckiej. Ta wywodząca się z szanghajskiej klasy średniej jedynaczka została wychowana w cieplarnianych warunkach. Jako wyróżniająca się uczennica zdolna była zapamiętać dziesiątki chińskich znaków, nawet jeśli widziała je tylko raz. W gimnazjum w trakcie dyktanda potrafiła w rekordowym czasie napisać kilkaset ideogramów, podczas gdy jej kolegom z trudem udawało się kilkadziesiąt. Dostrzeżona przez Partię, została wcielona do Ligii Młodzieży Komunistycznej. „Byłam pilna, pracowita, uczciwa i prawa, podobnie jak mój ojciec, który w dzieciństwie obiecał Partii oraz ojczyźnie lojalność i wierność…”. Bierze głęboki wdech i rzuca brutalnie: „Nic nie jest szczere ani prawdziwe w tym systemie politycznym. Wszyscy kłamią i odgrywają swoją rolę. Chińska rzeczywistość jest inna od tej, którą widzimy, każdy o tym wie”.

Kilka lat później Mei, wzorowa uczennica jednej z najbardziej prestiżowych szkół teatralnych w Chinach, odrzuca propozycję przystąpienia do Partii. Mogłaby doskonale odgrywać komedię. Otrzymuje zresztą nagrodę za najlepszy makijaż. Zdolna umalować samą siebie na dwa różne sposoby tak, że jest nie do rozpoznania, woli jednak wykorzystać swoje liczne talenty w innej sprawie, swojej własnej. Jest niezwykle uzdolniona i uczęszcza na prywatne lekcje śpiewu, muzyki, tańca, kaligrafii oraz malarstwa tradycyjnego. „Rodzice niczego mi nie odmawiali. Udawało im się znaleźć pieniądze. Matka urzędniczka otrzymywała szereg benefitów w naturze, które spieniężała. Te dodatkowe kursy były bardzo drogie pod koniec lat 90., zwłaszcza w Szanghaju, lecz już wtedy chciałam dysponować wszelkimi środkami niezbędnymi, by znaleźć i uwieść bogatego mężczyznę!”. Kierując się tą logiką, odkrywa nawet pierwsze szkolenia z „dobrych manier”, gdzie uczy się poruszać jak modelka i odpowiednio zachowywać przy stole. „Za wspaniałymi parawanami z drewna i nefrytu kryją się przerażające sekrety i ponure rysunki” - mówi ta młoda kurtyzana XXI wieku, jak gdyby cytowała wiersz z czasów dynastii Song. Nie wiem, czy te słowa odnosiła do samej siebie. Studio fotograficzne, które otwiera w Szanghaju, nie daje jej satysfakcji. Nie odnajduje w tym szczęścia, którego szuka…

Wyjeżdża do Paryża. By otrzymać wizę studencką, zapisuje się do szkoły językowej. Musi znaleźć jakąś dorywczą pracę, aby zarobić na codzienne wydatki. Zasadniczo opuszcza Chiny z dwóch powodów: po pierwsze „by uniknąć małżeństwa, które chcieli narzucić rodzice”, po drugie, żeby się uczyć i samodzielnie odkrywać świat. Rano przed pracą w salonie Mei pilnie uczęszcza na lekcje francuskiego i po zaledwie roku nauki opanowuje język. Czuje się gotowa, by rozpocząć nowy etap swojego paryskiego życia. Wszystko jest tak, jak sobie zaplanowała. „Wiesz, dlaczego chciałam pracować w salonie masażu?”. Moje milczenie wywołane konsternacją prowokuje odpowiedź. „Żeby szukać seksu i nowych doświadczeń, ale moim głównym celem jest znalezienie męża”. Przyznaje, że jej mężem mógłby zostać mężczyzna chodzący do salonu masażu. Od blisko sześciu miesięcy widuje dziesiątki panów odwiedzających mały gabinet masażu w piwnicy. Wrażliwa i dobra obserwatorka analizuje klientów, obnaża ich psychicznie. „Od razu wyczuwam, z kim mam do czynienia” - wyjaśnia. „Wącham wodę toaletową, patrzę na jakość ubrań, czy to są znane marki, czy nie. Po butach moż na ocenić, czy mężczyzna jest bogaty. Potem zaczynam z nim rozmawiać, pytam go o znak zodiaku, zawód, rodzinę, dzieci… Jestem jak w teatrze. Nie mam żadnego problemu z uwodzeniem, ponieważ zachodni mężczyźni, którzy nic nie wiedzą o naszym kraju, mają bardzo egzotyczne wyobrażenia na temat Chinek, naszej seksualności, naszego erotyzmu… łatwo nimi manipulować. Można opowiedzieć im cokolwiek, a oni w to uwierzą”. Mei szczegółowo opisuje swoją strategię, której jedynym celem jest zarobienie dużych pieniędzy. „Dziś prawie pocałowałam klienta. Nie zapomnij, że jestem aktorką. Nie zrobiłam tego. Zresztą nigdy tego nie robię, nie całuję. Wszystko negocjuję. Jestem biznesmenką: liczę, oszacowuję, po prostu się sprzedaję. Jeśli klient chce, żebym pieściła jego ramię, musi dodać 20 euro do początkowej stawki, czyli 40 euro, ale te 20 euro trafi bezpośrednio do mojej kieszeni, a nie do pazernej szefowej. I znów 20 euro za dotknięcie włosów i jeszcze 20 za mały buziak w policzek!”.

***

Dorian Malovic „Miłość made in China”, tłumaczenie: Ewa Kucharska, wyd. Znak, Kraków 2018, cena 39,90 zł

POLECAMY:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Rynek matrymonialny w Chinach jest wyjątkowo brutalny i bezwzględny. Fragment książki „Miłość made in China” - Portal i.pl

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski