Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ryszard Jerzy Kukliński

Redakcja
-Dziś kończy się moja ponad 25-letnia podróż do wolnej Polski, dzisiaj ja tę wolność Polski czuję - mówił Ryszard Kukliński. Był 27 kwietnia 1998 r. Gazety opublikowały sondaż, z którego wynikało, że wciąż dzieli Polaków i budzi ogromne emocje. Bohater czy zdrajca? Wyniki sondażu były podobne do tych z 1996 roku, gdy 34 proc. respondentów uznało go za zdrajcę, a dla 29 proc. był bohaterem. Jedna trzecia Polaków nie miała w tej sprawie zdania.

(1930-2004)

   Na lotnisku Okęcie zobaczyli go nieliczni, bo nie wiadomo było dokładnie o której godzinie wyląduje. Gdy wysiadł z samolotu, od razu wokół pojawił się wianuszek agentów Biura Ochrony Rządu i amerykańskich służb specjalnych, uzbrojonych w krótkie karabiny.
   Podjechała limuzyna i zawiozła go prosto do budynków rządowych na tyłach hotelu "Parkowa". Na zewnątrz, w ogrodzie rezydencji premiera, od godziny czekała już ponad setka dziennikarzy i fotoreporterów. - Zaraz wyjdą, ale będziecie mogli mu zadać tylko jedno pytanie - oznajmił jeden z pracowników biura informacyjnego rządu.
   Gdy otworzyły się wreszcie drzwi do rezydencji premiera, zobaczyłem go po raz pierwszy. Niski, z siwiejącą brodą, w szarym garniturze i ciemnym krawacie, wyraźnie speszony tak dużym zainteresowaniem jego osobą. Ryszard Kukliński nie mógł opanować emocji. Łamiącym się głosem tłumaczył, że targające nim wzruszenie może nie pozwolić wyrazić mu tego wszystkiego, co chce.
   Gdy skończył, padło to pytanie: - Co by Pan powiedział ludziom, którzy uważają Pana za zdrajcę?
   - Ludzie, którzy tak o mnie mówią, nie mają pojęcia, co ja zrobiłem, a czego nie. Jest to postawa wynikająca z oceny 50-letniego okresu, kiedy byliśmy pod sowieckimi wpływami - odparł Kukliński, wyraźnie ważący każde słowo.
   Dodał, że w latach 70. w Ludowym Wojsku Polskim byli ludzie myślący tak jak on, że trzeba się wyrwać spod "sowieckiej okupacji".
   - Nie mogliśmy zrobić tego sami, bo narzędzia temu służące były na Zachodzie, przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych - tłumaczył.
   Premiera Jerzego Buzka pytaliśmy o zwrot mienia pułkownika, które zostało zarekwirowane na mocy wyroku Wojskowego Sądu Okręgowego w Warszawie z 1984 roku, który skazał pułkownika na karę śmierci za "dezercję i zdradę"
   - Są załatwione wszystkie formalności i pan pułkownik Kukliński uzyskuje zwrot mienia - ogłosił ówczesny premier. Szybko się jednak okazało, że nie dotyczy to domu pułkownika, przy ul. Rajców 11, na warszawskim Nowym Mieście.
   - Ja już nie chcę stąd wyjeżdżać - rzucił jeszcze pułkownik na pożegnanie i prosił, żeby dziennikarze uszanowali jego wizytę, że chciałby móc choć na chwilę uwolnić się od aparatów fotograficznych i kamer, że to przecież jego prywatna wizyta.
   Kukliński, po rozmowach z premierem i spotkaniem z prasą, pojechał do Rembertowa, na grób matki. To był jeden z niewielu punktów jego "prywatnej wizyty". Złożył też kwiaty przy Grobie Nieznanego Żołnierza. Miał się spotkać z młodzieżą w jednym z warszawskich liceów, ale ktoś zadzwonił z informacją o podłożonej bombie. Alarm okazał się fałszywy, ale do spotkania nie doszło.
   W czasie 11 dni, które spędził wtedy w Polsce, zdążył się spotkać z marszałkami Sejmu - Maciejem Płażyńskim i Senatu - Alicją Grześkowiak, z szefem polskiej dyplomacji Bronisławem Geremkiem, a także z klubem AWS i z Marianem Krzaklewskim.
   Odwiedził Trójmiasto, Katowice, Zakopane i Kraków.
   29 kwietnia w krakowskim magistracie, wzruszony, z rąk ówczesnego prezydenta Józefa Lassoty, odbierał honorowe obywatelstwo miasta, entuzjastycznie witali go też robotnicy w Nowej Hucie, otoczony ochroniarzami, spacerował po Rynku. Ukląkł składając biało-czerwone kwiaty na płycie upamiętniającej przysięgę Tadeusza Kościuszki.
   W prywatnych rozmowach już wtedy rozważał możliwość powrotu do Polski na stałe. Mówił, że jeszcze nie w tej chwili, że za parę lat...
   Rok później powtórzył to w Waszyngtonie. Ścisk, tłok, trudno było znaleźć ciche miejsce, żeby spokojnie porozmawiać. Polska ambasada dawno nie przeżywała takiego oblężenia. Wśród zaproszonych gości - pułkownik Ryszard Kukliński. W tym samym szarym garniturze... Cierpliwie czekał, aż przez tłum uda się do niego przebić polskim dziennikarzom. I wtedy, chyba po raz pierwszy tak wyraźnie, padła z jego ust deklaracja: - Ja muszę wrócić do kraju! Jest tylko kwestia czasu, czy w tym roku czy w przyszłym! Jestem absolutnie zdecydowany - chcę wrócić do kraju i dzielić z nim wszystkie troski i radości.
   Po raz ostatni spotkałem pułkownika Kuklińskiego także w Waszyngtonie, w styczniu 2002 roku, zaraz po jego spotkaniu z premierem Leszkiem Millerem. To Miller zabiegał o to spotkanie. Kukliński dziękował mu za pomoc i za to, że w czasie gdy nie był jeszcze premierem odegrał "kluczową rolę" w jego rehabilitacji.
   Rozmawiali głównie o planach pułkownika na przyszłość i wciąż nierozwiązanych problemach związanych z jego majątkiem.
   - Co z pana domem, czy uda się go Panu odzyskać? - spytałem pułkownika Kuklińskiego.
   - Mój dom, jak państwo wiecie, najpierw przejął premier Messner, a potem siostry zakonne, ta sprawa jest nie do rozwiązania - wyznał Kukliński - ale dostałem uczciwą rekompensatę i stać mnie na to, żeby w Polsce za te pieniądze kupić sobie miejsce do życia.
   - Gdzie by Pan chciał zamieszkać? - dopytywał się inny dziennikarz.
   - Urodziłem się w Warszawie, tam spędziłem większą część mego życia. Jednak także Kraków zajmuje szczególne miejsce w moim sercu, bo to on "wyrąbał" mi drogę do Polski. Tam upominano się o mnie więcej niż gdziekolwiek indziej. Muszę więc dokonać wyboru między Warszawą a Krakowem...
   O to samo pytał go też Leszek Miller, oferował pomoc.
   - Pan premier zapytał mnie, czy chcę wrócić do kraju - pułkownik Kukliński relacjonował przebieg tego spotkania. - Moja odpowiedź była twierdząca.
   - Chcę wrócić, żeby w perspektywie dwóch, trzech lat dokonać żywota, gdzieś pod gruszą w kraju - _mówił.
   Od tego czasu nie przestał już myśleć o przeprowadzce do Polski. Jak mówią jego najbliżsi współpracownicy - zaczął już urządzać swoje mieszkanie, kupił firanki i telewizor.
RAFAŁ RUDNICKI
\\\*
   Prof. ZBIGNIEW BRZEZIŃSKI, były doradca prezydenta USA Jimmy’ego Cartera ds. bezpieczeństwa - powiedział "Dziennikowi": - _Pułkownik Ryszard Kukliński dobrze służył Polsce. Poświęcił dla niej wszystko, co cenił. Dla niepodległości swego kraju zaryzykował nawet utratę własnego życia i pomyślność swej całej rodziny. Znając sowieckie plany wojenne, które narażały Polskę na ogromne niebezpieczeństwo, płk Kukliński zdecydował się pomóc Ameryce lepiej zrozumieć zamiary ZSRR, w ten sposób zwiększając zdolność Stanów Zjednoczonych do odparcia sowieckiej agresji.

   Pułkownik Kukliński dołącza teraz do panteonu polskich bohaterów, z których wielu poświęciło ojczyźnie wszystko, ale pozostało niezrozumianych lub zapomnianych. W ostatnich latach najbardziej raniło pułkownika to, że był oczerniany i poniżany przez tych, którzy często przez lata dążyli do tego samego, co on celu - do niepodległości Polski. Natomiast fakt, że oczerniały go osoby, które gorliwie służyły przez lata sowieckim interesom, nie miał dla niego żadnego znaczenia.(EŁ)
\\\*
   Porozumienie Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych w Krakowie uważa, że właściwą formą uczczenia pamięci zmarłego w środę pułkownika Ryszarda Kuklińskiego byłoby pośmiertne awansowanie go do stopnia generała brygady i odznaczenie Orderem Orła Białego. Występowaliśmy już kilkakrotnie z tą inicjatywą, najpierw do prezydenta Lecha Wałęsy, a później do Aleksandra Kwaśniewskiego, niestety, bezskutecznie. Za to, co zrobił śp. płk Kukliński dla odzyskania przez Polskę niepodległości powinien on zaś zostać uhonorowany w taki właśnie sposób. Nikt nie ośmieliłby się wtedy mówić o nim więcej jako o zdrajcy, wszedłby natomiast do panteonu naszych największych bohaterów narodowych, na co w pełni sobie zasłużył.
   Oczekujemy, że prezydent Kwaśniewski zrealizuje naszą prośbę, wykazując tym samym, że jest mężem stanu i umie docenić odwagę człowieka z przeciwnej strony politycznej barykady, który z narażeniem życia własnego oraz najbliższej rodziny samotnie rzucił wyzwanie komunistycznej potędze militarnej.
W imieniu Rady POKiN
dr Jerzy Bukowski hm.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski