Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ryszard Schnepf: Polska nie wstała z kolan. Zamiast zarządzać wspólnym dobrem, bronimy partykularnych interesów, które nie służą Polakom

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
U.S. Department of Agriculture/CC BY 2.0
- Poza wąską grupa ludzi w Polsce świat nie uważa, że polska polityka zagraniczna była wcześniej „na kolanach”. Zajmowaliśmy bardzo solidną pozycję jednego z sześciu krajów UE, które decydowały o tym, w jakim kierunku Unia się rozwija. Byliśmy członkiem niezwykle ważnej grupy ds. ochrony granic, członkiem Schengen, a zarazem krajem, który dawał innym przykład. Polska miała – mówię to, niestety, w czasie przeszłym – wielki sztandar „Solidarności”, który mogła rozwijać także przed krajami, przed którymi zadanie transformacji dopiero stoi. Dziś zmieniamy historię. Można odnieść wrażenie, że pokazując światu sukces polskiej „Solidarności”, Lecha Wałęsy i wszystkich 10 mln członków tego wielkiego ruchu społecznego, byliśmy w błędzie. Nie uczestniczymy w tworzeniu koncepcji, jak dalej zmieniać i rozwijać Unię. Zamiast zarządzać wspólnym dobrem, bronimy jakichś partykularnych interesów – i to interesów, które nie służą Polakom. Nie chcę nawet mówić, kto się z tego cieszy - mówi dr Ryszard Schnepf, dyplomata, historyk, iberysta i urzędnik państwowy, były ambasador Polski w USA, Hiszpanii i krajach Ameryki Środkowej.

Kto decyduje o tym, na jakich zasadach działają polskie firmy? Co najmniej połowa obowiązujących w Unii Europejskiej, a więc i w Polsce, przepisów gospodarczych ma swoje źródło w unijnych dyrektywach lub rozporządzeniach. Wbrew powszechnej dziś narracji, nie są to paragrafy wymyślone i przeforsowane w ciemnych gabinetach unijnych komisarzy, lecz mozolnie tworzone i negocjowane, a następnie głosowane na forum Europarlamentu oraz w Radzie Unii Europejskiej, czyli przez ministrów wszystkich państw członkowskich odpowiedzialnych za procedowane kwestie, np. gospodarki, finansów, edukacji, pracy, transportu i konkurencyjności.

W praktyce, z punktu widzenia interesów danego kraju, kluczowa jest umiejętność budowania ponadnarodowych koalicji wokół spraw ważnych dla swojego państwa i obywateli, w tym przedsiębiorców. Trzeba umieć tworzyć takie koalicje w Parlamencie Europejskim, a jednocześnie skutecznie przekonywać do swych racji ministrów reprezentujących poszczególne kraje. Jak bardzo jest to ważne, przekonaliśmy się w zeszłym tygodniu, gdy Rada UE zatwierdziła przegłosowane wcześniej przez Europarlament zmiany w dyrektywie o delegowaniu pracowników do innych krajów Unii.

Zmiany te są niekorzystne dla ponad 80 tys. polskich zarabiających za granicą na świadczeniu usług np. budowlanych i uderzają w ponad 400 tys. pracowników legalnie wykonujących te usługi. W tym arcyważnym dla naszej gospodarki głosowaniu Polskę poparły tylko Węgry. Reszta grupy Wyszehradzkiej była przeciwko nam, podobnie jak Hiszpania, której interes, jako państwa peryferyjnego, jest w kwestii delegowania zbieżny z naszym. Urzędnicy z Madrytu tłumaczyli, że popieranie Polski jest dziś „nieestetyczne”, politycznie ryzykowne, grozi izolacją i brakiem wpływu na inne ważne decyzje.

Jaki jest dziś realny wpływ Polski na własny los? – zapytaliśmy podczas XI Konferencji Krakowskiej dr Ryszarda Schnepfa, wytrawnego dyplomatę, byłego ambasadora RP w USA, Hiszpanii i Ameryce Środkowej.

- Polska wstała z kolan i może wreszcie decydować o swoim losie czy wręcz przeciwnie?

- Poza wąską grupa ludzi w Polsce świat nie uważa, że polska polityka zagraniczna była wcześniej „na kolanach”. Zajmowaliśmy bardzo solidną pozycję jednego z sześciu krajów UE, które decydowały o tym, w jakim kierunku Unia się rozwija. Byliśmy członkiem niezwykle ważnej grupy ds. ochrony granic, członkiem Schengen, a zarazem krajem, który dawał innym przykład. Polska miała – mówię to, niestety, w czasie przeszłym – wielki sztandar „Solidarności”, który mogła rozwijać także przed krajami, przed którymi zadanie transformacji dopiero stoi.

- Myśmy ten sztandar sami zwinęli?

- Zmieniamy historię. Można odnieść wrażenie, że pokazując światu sukces polskiej „Solidarności”, Lecha Wałęsy i wszystkich 10 mln członków tego wielkiego ruchu społecznego, byliśmy w błędzie.

- To osłabia naszą pozycję międzynarodową?

- Nie ma chyba bardziej nośnego hasła niż hasło „Solidarności”. Stało się ono symbolem polskiej polityki. Solidaryzowanie się z innymi, ze słabszymi… Dziś próbujemy realizować jakąś egzotyczną politykę własnej, rzekomo, suwerenności. Tymczasem myśmy od 1989 r. faktycznie decydowali o tym, jaki ma być los Polski. Gdzie chcemy przynależeć, a gdzie nie chcemy. Zerwaliśmy z Układem Warszawskim i RWPG, jesteśmy w Unii, w NATO. Zyskaliśmy przyjaciół na całym świecie. Nagle postanowiliśmy to zakwestionować.

- Mamy przyjaciół?

- Nawet tak ważny sojusznik jak Stany Zjednoczone, nie mówiąc już o europejskich partnerach, zaczyna powątpiewać, czy ścieżka obrana przez obecne władze w Warszawie służy globalnemu porozumieniu. Chodzi przecież o jakiś ład, o to, by było bezpieczniej generalnie. A my nie chcemy w tym uczestniczyć, odwracamy się plecami. Mówimy wyłącznie o naszych narodowych bolączkach. To, oczywiście, ważne, by pamiętać o naszych sprawach. Ale one nie są przeciwstawne wobec interesu UE czy USA.

- Opowieść o Unii stała się dziś niemal taka, jak niegdyś opowieść o Moskwie: że to jest zewnętrzny twór, który nam coś narzuca.
- Narracja oficjalnej propagandy jest wręcz taka, że dokonaliśmy czynu bohaterskiego przeciwstawiając się Unii w jakimś tam obszarze. Nie jest to zatem narracja pozytywna, że współpracujemy z innymi członkami wspólnoty, tylko że dobrze robimy, jeśli podważamy. A podważamy bez wątpienia jedność UE. Zaś propozycjami takimi, jak 2 mld dolarów za obecność wojsk USA w Polsce, podważamy jedność NATO. Przecież NATO jest zbiorem krajów, które wspólnie dbają o bezpieczeństwo dostrzegając zagrożenia dla wszystkich. Tymczasem my chcemy budować naszą pozycję obronną z wyłączeniem innych krajów, na własna rękę. To bardzo błędne pojmowanie własnego interesu narodowego.

- Mamy dziś wpływ na przyszłość Europy?
- W Unii wciąż dominuje myślenie wspólnotowe: że interes poszczególnych państw nie jest rozbieżny lecz właśnie wspólny. Promowanie postawy skrajnej jest wysyłaniem sygnału, że nasz, polski interes lokuje się poza wspólnotą. My nie uczestniczymy w tworzeniu koncepcji, jak dalej zmieniać i rozwijać Unię. My się skupiamy na tym, jak obronić decyzje rządu, np. w kwestii reformy sądownictwa czy mediów publicznych. Nasza rola jest teraz negatywna. Zamiast zarządzać wspólnym dobrem, bronimy jakichś partykularnych interesów – i to interesów, które nie służą Polakom. Nie chcę nawet mówić, kto się z tego cieszy.

- Ta strategia jest na dłuższą metę skuteczna?

- Ona jest realizowana w sposób niemądry i nieprofesjonalny. Niestety, dryfujemy na obrzeża, jesteśmy mniej brani pod uwagę jako kraj, który coś wnosi do wspólnej polityki, m.in. obronnej czy wspólnotowej. Jesteśmy postrzegani jako kraj egzotyczny, który się coraz mniej rozumie. I to nie tylko w Europie, ale i USA. Nie sposób tu nie wymienić ustawy o IPN, która przyniosła ogromne szkody nie dając w zamian nic. Bronić własnej godności można w różny sposób – i my to robiliśmy. Natomiast wywoływanie wojny o pamięć historyczną w taki sposób, bardzo jednostronny, jest czymś w cywilizowanej Europie, ale też w Stanach, nie do pomyślenia. Dotarło to, niestety, do bardzo szerokich kręgów społecznych.

- Do szarych Amerykanów?

- Tak. Odwiedzając uczniów w prowincjonalnej szkole w Memphis w stanie Tennessee otrzymałem na dzień dobry pytanie: dlaczego władze Polski robią wszystko, by utrudnić badania nad historią II wojny światowej i Holokaustem. W Stanach Zjednoczonych jest to element pamięci zbiorowej i takie rzeczy nie mieszczą się w głowie.

ZOBACZ KONIECZNIE:

Polub nas na Facebooku i bądź zawsze na bieżąco!

WIDEO: Poważny program - playlista 3 odcinków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski