Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rywalizacja i przygoda. Podniebne wyścigi w wiklinowych koszach

Anna Agaciak
Anna Agaciak
Mateusz Rękas i Jacek Bogdański
Mateusz Rękas i Jacek Bogdański fot. archiwum
Wydarzenia. Już w czwartek 25-letni Mateusz Rękas stanie na starcie najstarszej i najbardziej prestiżowej imprezy lotniczniczej na świecie - Międzynarodowych Zawodów Balonów o puchar Gordona Benetta. Jest najmłodszym pilotem w stawce 25 ekip.

Mateusz Rękas, pilot Mościckiego Klubu Balonowego, a jeszcze niedawno także pilot balonowej platformy widokowej nad Wisłą w Krakowie, choć młody - już jest w tej imprezie „starym wyjadaczem”. Startuje w wyścigach o puchar Gordona Bennetta już po raz trzeci. Od dwóch lat w teamie z Jackiem Bogdańskim (Warszawa), właścicielem balonu gazowego, na którym będą się ścigać.

Wspólnie zbierają doświadczenie i trenują, opracowują taktykę lotu. - W tym roku mamy nowy balon. Został nazwany „Orłem białym” i wierzę, że przyniesie nam szczęście - opowiada Mateusz. - Po ubiegłorocznym przedwczesnym lądowaniu - po 34 godzinach - spowodowanym awarią aparatury tlenowej, zmieniliśmy sprzęt i jesteśmy lepiej przygotowani.

Mistrzowie w koszu

Obaj piloci są wielokrotnymi reprezentantami Polski w sporcie balonowym. Mateusz Rękas to aktualny brązowy medalista mistrzostw Polski balonów na ogrzane powietrze oraz aktualny mistrz Polski juniorów balonów. Zajmuje pierwsze miejsce w tegorocznym rankingu polskich pilotów balonowych. Jest od trzech lat najmłodszym kapitanem w Pucharze Gordona Bennetta.

Z kolei Jacek Bogdański (Warszawa) jest wieloletnim członkiem kadry balonowej. W środowisku znany jest z podróży balonowych po całym świecie. Przeleciał balonem na ogrzane powietrze Alpy, latał w Tunezji, Tajlandii i Iranie.

Start w Niemczech

Tegoroczne wyścigi rozpoczynają się 15 września w Gladbeck w Niemczech. Będzie to jubileuszowa 60. edycja Pucharu Gordona Bennetta. W tym roku o puchar walczyć będzie rekordowa liczba zawodników: 25 załóg z całego świata. Wśród nich właśnie polska załoga balonowa z numerem POL-2. Pilot Mateusz Rękas oraz co-pilot Jacek Bogdański. Lecą na nowym balonie Cameron GB-1000.

Załoga to nie tylko piloci w koszu. Na ziemi pomagać im będzie cały sztab fachowców, w sumie kilkanaście osób: meteorolodzy, kontrolerzy ruchu lotniczego, a także inni piloci balonów.

- Ich zadaniem będzie podpowiadanie nam jak np. będzie zmieniać się pogoda, na jakich wysokościach, jakie kierunki wiatru znajdziemy, a także czy lotniska komunikacyjne, które będą na naszej trasie lotu, pozwolą nam przelecieć, czy musimy je omijać - wyjaśnia Mateusz.

Z ziemi załogę POL-2 dopingować będzie także cała balonowa rodzina Mateusza, która do Niemiec przyjedzie z repliką balonu na ogrzane powietrze braci Montgolfier.

Wyścig twardzieli
Udział w zawodach to nie lada gratka dla twardzieli. Uczestnicy lecą bowiem dnie i noce balonami wypełnionymi wodorem w niewielkim wiklinowym koszu. Takie balony gazowe osiągają wysokość nawet 5 tys. metrów. Tam jednak piloci muszą założyć maski tlenowe i bardzo ciepło się ubrać ponieważ temperatury są tu minusowe. W nocy śpią na zmianę, o ile warunki pogodowe są stabilne i adrenalina pozwala.

Zadanie zawodników wyścigu jest pozornie proste. To osiągnięcie jak największej odległości od miejsca startu. Czyli: kto doleci najdalej, wygrywa. Piloci jednak muszą pamiętać, że nie wolno im przekroczyć granic kontynentu, ani przelecieć przez granicę Ukrainy czy Rosji.

Rekord w GB to dystans 3400,39 km i należy do Belgów. Rekord czasu natomiast pobili Niemcy, lecąc 92 h i 11 minut.

Lot balonem gazowym wymaga niemal ptasiego instynktu. Piloci nie mają bowiem kierownicy aby skierować swój statek powietrzny na właściwy tor. Muszą na różnych wysokościach znaleźć właściwe prądy powietrza, które pozwolą im na zrobienie jak najdłuższej trasy. A na różnych wysokościach znaleźć można zupełnie przeciwne kierunki wiatru.

- Piloci muszą omijać burze, unikać złej pogody, zbyt silnych wiatrów. Nie można niepotrzebnie ryzykować życia - tłumaczy Mateusz.

Aby wznieść się piloci muszą pozbywać się balastu czyli piasku w workach umocowanych do burty kosza. Im więcej wysypią, tym uniosą się wyżej. Muszą to jednak robić rozważnie, aby balastu starczyło na cały wyścig, a ten może trwać nawet kilka dni w powietrzu non-stop.

Długie godziny w koszu

Podczas pierwszego startu w wyścigu o puchar Gordona Bennetta z Vichy we Francji w 2014 roku, Mateusz spędził w koszu 50 godzin i razem z Krzysztofem Zapartem ze Świdnicy uplasowali się na 5 miejscu.

W kolejnym roku, już z Jackiem Bogdańskim, przez awarię sprzętu musieli lądować już po 34 godzinach. To dało polskiej załodze 10 miejsce.

- Przed czwartkowym startem odbyliśmy dwa loty na nowym balonie. Pierwszy lot był dość krótki - zapoznawczy, uczyliśmy się tego statku. Drugi trwał już 24 godziny - opowiada pilot.

Balonowy ekwipunek

Co piloci muszą mieć w koszu aby funkcjonować przez kilka dni? - Mamy 700 kg balastu - wyjaśnia 25-latek. - W tym ciepła odzież, aparatura tlenowa, oświetlenie, transpondery - umożliwiające kontrolerom lotu określenie pozycji balonu, telefony satelitarne, GPS-y, woda i żywność, a nawet składane łóżko i parawan do toalety.

Jeszcze niedawno załogi brały do kosza butle gazowe, aby podgrzewać sobie posiłki w locie. To wymagało jednak użycia otwartego ognia na pokładzie. A przecież nad głowami mają tysiąc metrów sześciennych wodoru! - Teraz zaopatrzyliśmy się więc w racje żywnościowe z jakich korzysta np. amerykańska armia - mówi Mateusz. - Aby były ciepłe nie trzeba ich podgrzewać na ogniu. Mamy więc ze sobą makarony z sosem, pulpety, batony energetyczne.

Historia wyścigu

Międzynarodowe Zawody Balonów Wolnych po raz pierwszy zostały zorganizowane przez Amerykanina Jamesa Gordona Bennetta w 1906 roku w Paryżu.

Obecnie organizuje je Międzynarodowa Federacja Lotnicza (FAI), której członkiem jest Aeroklub Polski. Impreza odbywa się co roku w kraju, którego załoga dwa lata wcześniej zwyciężyła w zawodach.

Polska pięciokrotnie zdobyła Puchar GB. Trzecie z rzędu zwycięstwo w latach 1933, 1934, 1935 sprawiło, że w 1935 roku Polska otrzymała puchar na własność. Do dzisiaj znajduje się on w Aeroklubie Polskim. Zdobyli go dla naszego kraju piloci: Franciszek Hynek, Zbigniew Burzyński oraz Władysław Pomaski i Władysław Wysocki.

Polacy zapisali się w historii imprezy także w 1983 roku. Puchar wywalczyli wtedy Ireneusz Cieślak ze Stefanem Makné - z Aeroklubu Poznańskiego. Polski duet w balonie SP-BZO Polonez wystartował z Paryża i po 36 godzinach i 26 minutach wylądował w niemieckiej wsi Offenstetten, osiągając dystans 690 km. Było to jedyne polskie powojenne zwycięstwo w tych zawodach.

Ireneusz Cieślak (dziś 84 letni) wspomina, że jego zwycięski lot był upiorny. - Przez burze i ulewy. Spędziliśmy w powietrzu dwie noce. Wessał nas nawet cumulonimbus (chmura burzowa ). Myślałem, że już po nas. Na szczęście wyszliśmy z tego lotu cało. Zupełnie niepotrzebnie lecieliśmy drugą noc. Nie zdawaliśmy sobie sprawy, że reszta ekip dawno wylądowała i tylko my jesteśmy w powietrzu, więc i tak wyścig mieliśmy wygrany - wspominał.

Wszystkie informacje i aktualizacje dotyczące tegorocznego konkursu są publikowane na www.gordonbennett.aero. Za pośrednictwem tej strony internetowej będzie można także na żywo śledzić zmagania zawodników w dzień i w nocy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski