Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ryzyko się nie opłaciło

Redakcja
SNOWBOARD. Rodzina Ligockich zakończyła występ w Vancouver w fatalnym stylu. To jak dotychczas największe rozczarowanie na igrzyskach dla polskich kibiców.

Ogromny zawód sprawiła Paulina, która po upadkach odpadła już w eliminacjach halfpipe. W efekcie zajęła 28. lokatę, znacznie gorszą niż przed czterema laty w Turynie (17.).

- Paulina podjęła duże ryzyko w obu przejazdach, wykonując frontside 900 w pierwszym skoku. Należy tu dodać, że jest to największa rotacja, jaką wykonywały w eliminacjach kobiety. Wydaje się, że gdyby nie ryzykowała tak bardzo i skupiła się na wykonaniu prostszych, lepiej opanowanych ewolucji, mogłoby jej to zapewnić udział w półfinale. Udany przejazd z ustanym frontside 900 w pierwszym skoku i dalszej sekwencji zaplanowanych przez Paulinę tricków mógłby jej dać wysokie miejsce nawet w ścisłym finale - skomentował dla PAP Jacek Milas, sędzia snowboardowy FIS.

Złoty medal zdobyła, zgodnie z przewidywaniami, Torah Bright, mimo że w pierwszym przejeździe finału upadła i zajmowała ostatnią lokatę. Drugi przejazd 23-letniej Australijki wzbudził jednak zachwyt sędziów, którzy przyznali 45 punktów. Oczekując na występy pozostałych zawodniczek, Bright nie kryła łez radości. - Po upadkach pomyślałam sobie - "no cóż, stało się". Takie podejście mam zawsze, niezależnie od rangi zawodów. Najważniejsze jest, by się dobrze bawić - powiedziała. Kilka minut po ostatnim przejeździe dnia z gratulacjami zadzwonił do niej australijski premier Kevin Rudd.

Choć pochodzi z antypodów, Bright większą część roku spędza w swoim domu w Salt Lake City. Jest gorliwą mormonką i jak podkreśla: - Nie piję, nie palę, nie uznaję seksu przed małżeństwem. Chciałabym mieć chłopaka, ale przy moim trybie życie nie jest o to łatwo.

(PAP, KRZYK)

Krzysztof Kawa: NASZ KOMENTARZ

Tak licznie nie jest reprezentowana na igrzyskach w Kanadzie chyba żadna rodzina. Poza Mateuszem, Michałem i Pauliną, którzy stawali na starcie olimpijskiej rywalizacji, w Vancouver pojawili się Władysław Ligocki jako trener, Łukasz w charakterze członka misji olimpijskiej oraz Szymon komentujący zawody dla TVP. Nasi snowboardziści mogli się więc czuć niezwykle komfortowo, choć Michał i tak narzekał na nieobecność w Vancouver swego trenera Michała Starzyńskiego.

Dziś można mieć wątpliwości, czy wysłanie dodatkowej osoby na igrzyska cokolwiek by dało. Ligoccy już po raz drugi kompletnie zawiedli w zawodach olimpijskich. Przed wyjazdem do Turynu zapowiadali walkę, nawet o medale. Przed igrzyskami w Vancouver byli ostrożniejsi, pytania o wynik zbywając wyuczoną formułką "poziom w snowboardzie niesamowicie poszedł do góry". Okazuje się, że świat uciekł im bardziej niż sądzili lub chcieli publicznie przyznać. Co z tego, że przez ostatnie cztery lata nauczyli się kilku nowych tricków, skoro zawiedli mentalnie i osiągnęli wyniki gorsze niż w Turynie. Dziś nie mogą tłumaczyć się debiutanckim stresem. Stracili u kibiców wiarygodność i bardzo trudno będzie im ją odzyskać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski