słowa dusza.
Z Natalią Slipińską los zetknął mnie ponad rok temu, w okolicznościach niezbyt dla mnie przyjemnych. Powiem tylko tyle: moja dusza wyraźnie wówczas "wołała" o pomoc. Ten okres kontaktów w relacji pacjent - terapeuta zaowocował bliższą znajomością, którą dziś można by nazwać przyjaźnią. Wiele wspólnie spędzonych, przegadanych godzin zainspirowało mnie w którymś momencie, aby zaproponować Natalii podzielenie się z innymi choć cząstką jej bogatego doświadczenia. Pamiętam, że już podczas pisania pierwszego tekstu natkęłyśmy się na fundamentalny, leksykalny problem, wynikający z używania przez Natalię co i rusz
Terminu tego w kontekście naszych rozważań nijak nie dało się zastąpić żadnym innym słowem. Bo dusza to nie psychika, nie osobowość, nie świadomość, nie umysł, a właśnie po prostu dusza, czyli rdzeń naszego jestestwa. W tym rozumieniu wszyscy jesteśmy duszami, które chwilowo pomieszkują w ciałach fizycznych, aby zebrać swoją porcję doświadczeń i nauk i żyć nadal w innej postaci po śmierci cielesnej powłoki. Tymczasem w naszej kulturze słowo dusza brzmi jak archaizm, relikt językowy. Jego użycie organiczone zostało w zasadzie do obszaru teologii, historii filozofii, ezoteryki i... poezji.
W latach siedemdziesiątych, kiedy studiowałam psychologię, na szacownej krakowskiej Alma Mater panował niepodzielnie duch materializmu. Naszą biblią było boleśnie opasłe tomisko radzieckiego psychologa Siergieja L. Rubinsztejna pt. "Podstawy psychologii ogólnej", w którym dla rzeczonej duszy nie było miejsca. Obowiązująca wówczas definicja tego, zgoła nienaukowego, podejrzanego bytu brzmiała: "Dusza: termin dawnej psychologii filozoficznej, współcześnie nie używany przez psychologię naukową, przy pomocy którego określano ogół właściwości i procesów psychicznych. "Jak widać dusza funkcjonowała w owych czasach w psychologii raczej jako ciekawostka wygrzebana z lamusa historii niż coś, co mogłoby być przedmiotem poważnej nauki.
Wróć do siebie samego
Od czasu, kiedy zbierałam w indeksie zaliczenia i oceny za "prawidłowe" odpowiedzi na niełatwe pytania, minęło wiele lat. Dziś większość z tych odpowiedzi na pewno brzmiałaby inaczej. Czy zaliczyłabym egzaminy, pozostanie pytaniem retorycznym. Na podstawie lektur, które od jakiegoś czasu wpadają mi w ręce, wiem, że w psychologii dokonała się prawdziwa rewolucja. Czy jednak przywróciła ona duszy status pojęcia naukowego - tego nie jestem pewna. W każdym razie mnie obecną, od tamtej młodej osoby, która udzielała "poprawnych" odpowiedzi, dzielą lata świetlne doświadczeń i przemyśleń. Wiele z nich stanowi plon zastosowania w życiu pięknej nauki św. Augustyna: "Nie wychodź na świat, wróć do siebie samego: we wnętrzu człowieka mieszka prawda".
Przyszło nam żyć w niezwykłych czasach. Z jednej strony, jako spadkobiercy (albo - jak to ktoś nazwał - bękarty) Kartezjusza korzystamy z efektów ustanowionego przezeń prymatu rozumu jako jedynej drogi wszelakiego poznania, w postaci niezwykłego rozwoju nauki i wynikających stąd technologicznych osiągnięć. Z drugiej strony brzemię zapoczątkowanego przezeń dualizmu w relacji ciało - umysł wciąż utrudnia nam holistyczne spojrzenie na samych siebie. Na szczęście to dziedzictwo Kartezjusza nie dotyczy innych kultur i jesteśmy dziś świadkami "potoku" wiedzy napływającego do nas z najróżniejszych źródeł. Jest to często wiedza, do której nie mieliśmy dostępu, a to z własnego wyboru, a to z powodu chronienia jej przed niewtajemniczonymi przez jej posiadaczy i kultywatorów. Dziś rezerwuary tych bogactw stoją przed nami otworem. Możemy sięgnąć zarówno do starożytnych mądrości filozofii i medycyny Dalekiego Wschodu w różnych jej odłamach, jak i zadziwiających tajemnic starożytnych Majów, polinezyjskich Kahunów czy świadectw szamańskich praktyk Indian obu Ameryk, ludów Syberii i Afryki - żeby wymienić tylko niektóre z nich. Wniosek jest jednoznaczny:
poznanie bezpośrednie
poprzez wgląd, intuicję, medytację, kontemplację, stany transowe, modlitwę - to alternatywa dla poznania przez rozum, do którego tak bardzo jesteśmy przywiązani. Nie czas tu i miejsce na pogłębianie tych rozważań, choć w tym kontekście aż by się prosiło wspomnieć o chrześcijańskim mistycyzmie, o podróżach Junga poprzez mroki zbiorowej nieświadomości i wielu innych równie fascynujących dowodach na to, że bez duszy ani rusz - również na naszym europejskim poletku.
Ze swojego doświadczenia powiem tylko, że eksploracja własnej duszy jest zajęciem fascynującym. Gorąco polecam tę najłatwiejszą, a zarazem najtrudniejszą podróż - w głąb siebie. I proszę się nie zrażać, jeśli początki tych peregrynacji po terra incognita będą trudne, bo, jak pisze w swoim wierszu nasza noblistka:
"Duszę się miewa.
Nikt nie ma jej bez przerwy
i na zawsze.
Dzień za dniem,
rok za rokiem
może bez niej minąć.
(...)
Nie mówi skąd przybywa
i kiedy znowu nam zniknie,
ale wyraźnie czeka na takie pytania"
(fragment wiersza ze zbioru "Chwila" Wisławy Szymborskiej)
Wiersz polecam w całości, bo to bardzo piękny utwór, choć zawiera sugestię, że dusza posiada niepokojącą właściwość znikania. Pocieszające jest to, że cechę ową można dość wyraźnie zredukować poświęcając jej (duszy) więcej uwagi i troski, co jest aktywnością tyleż pouczającą, co miłą, gdy raz wejdzie w nawyk.
MaŁgorzata Laskowska
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?