Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rzecz o „Wasylu”

Krzysztof Kawa
Cafeteria. Mam nadzieję, że przynajmniej niektórzy juniorzy i młodzicy Hutnika Nowa Huta obejrzeli sobie sobotnią ceremonię dekoracji Leicester City w Premier League. Była bowiem wyjątkowa okazja, by na własne oczy przekonać się, jak popłaca ciężka praca i wiara w siebie.

Marcin Wasilewski, wychowanek nowohuckiego klubu, nie należał do głównych autorów tytułu dla Leicester, ale chwała mu, że znalazł się w odpowiednim miejscu i czasie. Trochę dzięki żonie, bo to ona w 2013 roku przez kilka dni suszyła mu głowę, przekonując, że nie warto unosić się dumą, gdy propozycja z Anglii obejmowała zaledwie kilka testowych dni na King Power Stadium.

Dla reprezentanta Polski to nie była oferta marzeń, zżymał się, że po tylu latach na zawodowym rynku komuś jeszcze przyszło do głowy weryfikować jego umiejętności. Miał w CV sześćdziesiąt meczów w koszulce biało-czerwonych, tytuły mistrza Belgii z Anderlechtem, grę w Lidze Mistrzów… To wszystko dla Wyspiarzy nie miało większego znaczenia, liczyło się tu i teraz. A pamiętajmy, że nie chodziło o Premier League, lecz ledwie o jej zaplecze.

„Wasyl” najpierw więc pomógł wygrzebać się Leicester z czeluści Championship, a potem wdrapać na sam szczyt brytyjskiego futbolu. W minionym sezonie nie zdołał uzbierać pięciu meczów, ale w szatni drużyny znaczył dużo więcej, niż wynikałoby to z ligowych statystyk.

Niemniej, podczas sobotniej dekoracji, zgodnie z regulaminem, wraz z czterema innymi piłkarzami, wszedł na podium bez pamiątkowego medalu. Koledzy z żelaznego składu Claudio Ranieriego zrobili ukłon w stronę piątki rezerwowych i każdy z nich mógł podnieść nad głowę 25-kilogramowy puchar w blasku fleszy fotoreporterów z całego świata.

Takich chwil chwały w zawodowej karierze nie ma wiele, większości piłkarzy nigdy nie są dane. W Leicester czekali na to 132 lata. Czy Wasilewski, sportowiec ciężko doświadczony przez los, mógł wierzyć, że wybierając przed piłkarską emeryturą 450-tysięczne miasto leżące z dala od Londynu, Manchesteru i Liverpoolu, będzie jeszcze pisał historię futbolu? Z pewnością nie, przecież dokonał rzeczy, która przekracza jakiekolwiek wyobrażenia.

Chłopcy, którzy od lat 90. trenowali w zespołach juniorskich Waldemara Koconia w Hutniku byli skazani na ciągłe wysłuchiwanie pouczających historii o „Wasylu”. Większość z nich znają na pamięć, a najlepiej chyba tę: „Jak się dobrali z Makuchem, to w halowej gierce dwóch na dwóch wszystkich rozjeżdżali”. To nic, że Wasilewski ćwiczył na Suchych Stawach w spartańskich warunkach i wcale nie miał największego talentu spośród wychowanków Koconia. Najważniejsze, że miał charakter. Aha, no i nie zaszkodziło mu, że znalazł sobie rozsądną żonę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski