Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Są przy babci i przy dziadku, gdy przychodzi szara godzina [WIDEO]

Majka Lisińska-Kozioł
Jan, Maciej i Marysia z babcią Lidką
Jan, Maciej i Marysia z babcią Lidką Fot. barbara kańska-bielak
Reportaż. Wnuczęta którymi opiekowali się dziadkowie, potrafią odwzajemnić się równie serdecznie. Bo dobro zwykle powraca.

- Tamtej nocy znowu zostałam u babci, żeby zastąpić w czuwaniu mamę - mówi Natalka, studentka. - Babcia oddychała równo, a ja patrzyłam na nią - taką chorą i taką moją. Nie wiem, czemu akurat wtedy przypomniałam sobie dzieciństwo. Może dlatego, że dziadkowie opiekowali się mną, odkąd pamiętam. Babcia zaplatała mi idealnie równe warkoczyki, upinała koczki, wiązała kokardy. Opowiadała o ciotkach i pradziadkach; dzięki niej tyle wiem o rodzinie. Ale szczególnie zapamiętałam wyjazdy do Szczawy.

Autor: Joanna Urbaniec

To był dla mnie fajny czas: spacery, wycieczki do lasu, kąpiele w rzece. A rano największą atrakcją było mleko prosto od krowy. To babcia opatrywała moje rozbite kolana, pocieszała, przytulała. Gdy byłam starsza i już nie wymagałam opieki, wiedziałam, że zawsze mogę wpaść. Że będzie mieć dla mnie dobre słowo i coś słodkiego w kredensie. Bardzo ją kochałam, ale tamtego wieczoru zrozumiałam, że teraz ja jestem silna, a ona potrzebuje opieki. Że mam masować jej ręce, wcierać krem w stopy, karmić. I być przy niej. Więc byłam.

***
Kamila od kilku lat jest mężatką, skończyła studia, robi doktorat. Często myśli o babci i o dziadku, którzy - gdy była dziewczynką - podarowali jej solidną porcję miłości, pękaty pakunek wiedzy i pokazali otwarte serce.

- Dziadek Stasiu odprowadzał mnie do przedszkola. Bardzo tęsknił, gdy mnie przy nim nie było, więc odbierał mnie stamtąd najwcześniej, jak było można. Szliśmy sobie potem spacerem przez osiedle. Mówił do mnie: moja ty księżniczko. Ależ cię ta mama stroi... A potem siadaliśmy w kuchni przy stole i babcia podawała nam zupę. Nie musiałam się spieszyć z jedzeniem ani martwić, że obrus się trochę zachlapał, bo kropla czerwonego barszczu popłynęła po brodzie.

Mieliśmy też z dziadkiem swoje tajemnice. Zdarzało się, że niby to przypadkiem przechodził obok ogrodu, w którym bawiła się moja przedszkolna grupa. Wołał mnie wtedy do ogradzającej plac zabaw kratki, żeby zapytać, jak leci. „Tylko nie mów mamie…” - szeptał na odchodnym i wciskał mi w rękę czekoladkę albo batonik. Gdy już nie mógł chodzić, to ja wpadałam do niego na pogaduchy. Dziadek siedział w fotelu i oczy mu się śmiały, gdy mówił, że Cracovia znowu wygrała. Był kibicem, miłośnikiem sportu. Lubił oglądać album pełen prasowych wycinków sprzed lat, bo to on - mistrz Krakowa w ping-pongu - był ich bohaterem. A ja przynosiłam mu kawałek sernika w tajemnicy przed babcią, bo dziadek lubił od czasu do czasu zjeść coś słodkiego, choć lekarz mu tego kategorycznie zabraniał i choć był pewien, że sprawa i tak się wyda, bo babcia ma jakiś siódmy zmysł tropiący.

Kiedyś dostałam od niej w prezencie ręcznie robioną komódkę oklejoną pięknym papierem w kwiaty, z małymi szufladkami z pudełek po zapałkach i gałkami z kolorowych koralików. Uwielbiałam ją! Trzymałam tam swoje skarby: szklane kuleczki, kolorowe szkiełka.

***
Mijały lata, babcia i dziadek byli słabsi, ale wciąż pogodni, samodzielni. Mieszkali niedaleko, więc wnuki wpadały w tygodniu i w niedzielę.

- Pierwszy odszedł dziadek, tuż przed Bożym Narodzeniem. A potem pochorowała się babcia - opowiada Natalia. - A to ciśnienie, a to serce, a to operacja. Zbierała się do zdrowia długimi tygodniami, nigdy się nie poddawała. Gdy lekarz kazał jej ćwiczyć, ćwiczyła, spacerować - to spacerowała. Gdy nie mogła wychodzić z domu, spacerowała po mieszkaniu. Krok za krokiem, krok za krokiem. I chwaliła się nam, ile to kilometrów zaliczyła na trasie okno - drzwi. Potem już tylko leżała.

Wnuki o niej pamiętały. Ania przynosiła kwiaty, poprawiała pościel, odkurzała dywan. Michał zaglądał ze swoimi dziećmi, bo babcia lubiła swoje prawnuki. Kamila była pod telefonem; jakby co...

- Czesałam babcię myłam, żeby ładnie wyglądała i pięknie pachniała - opowiada Natalia. - Podawałam jej lekarstwa, żeby nie cierpiała, trzymałam za rękę, opowiadałam historyjki, robiłam zakupy. Uczyłam się przy jej łóżku do matury, a ona uśmiechała się do mnie. Gdy budziła się w nocy - po prostu byłam. Aż którejś soboty babcia odeszła. Jest gdzieś tam w niebie, ale ja wiem i my wszyscy wiemy; jej wnuczki i wnukowie, że patrzy, pilnuje i wspiera nas. Czasami bierze dziadka za rękę i mówi: patrz jak te nasze wnuki wyrosły. Jak nam się wszystkie udały.

***
Do Marysi wspomnienia wracają ze zdwojoną siłą, bo ma już kogoś, kogo otacza taką opieką, jaką babcia darzyła ją w dzieciństwie. Marysia jest mamą Lenki.

- To z moją babcią Lidką pierwszy raz piekłam ciasto, lepiłam pierogi, suszyłam wstążki makaronu. Gdy dopadło mnie jakieś choróbsko, babcia robiła mi inhalacje nad wanną; stała z parasolką nad naszymi głowami, bo wtedy para nie uciekała i lepiej mi się oddychało. Babcia pocieszała w sercowych sprawach, robiła kanapki „żołnierzyki”, czyli kwadraciki, które maszerowały do buzi jeden za drugim.

Marysia mówi, że babcia darzyła swoje wnuki czymś więcej niż zwykłą miłością. - To była miłość nad życie, czysta, dobra, anielska. Babcia była naszym aniołem stróżem; broniła, trzymała za rękę w trudnych chwilach, nie odstępowała nas. Dziś często mi się śni. Wracają w tych snach te wszystkie przyjemne wspomnienia, a ona jest w nich radosna i uśmiechnięta. Ale i dzisiaj, chociaż słaba leży w łóżku, nadal wygląda jak anioł; pełna ciepła i czułości. Jej oczy może są częściej przymknięte, ale wiem, że nas słyszy, czuje naszą miłość, troskę. I wiem też, że jest jej przykro, bo nie godzi się z taką starością. Zawsze mówiła, że ma szczęście w życiu, bo ją wszyscy kochamy i tak dobrze ją traktujemy. A jak mogłoby być inaczej?! Na tym przecież polega życie. W Dzień Babci odwiedzę ją pomimo dzielących nas kilometrów. Będzie to piękne i jak zwykle wzruszające spotkanie. Doceniam to, że takie spotkania mogą się ciągle jeszcze odbywać.

***
Ania, od dawna na swoim, ciepło mówi o babci Stasi. - Razem piekłyśmy szarlotkę, wyciągałyśmy ciasto na strudel, razem jadłyśmy sobie serowe kopytka z cukrem. Babcia pozwalała mi bawić się prawdziwymi garnkami, robić bałagan w kuchni. „Porządek nie jest najważniejszy” - mówiła. „Najważniejsze jest życie”. Jeździłam z nią na wakacje, zostawała ze mną wieczorami, żeby rodzice mogli wyjść do kina. Dawała przykład dzielności także w czasie choroby; nie skarżyła się, stosowała do zaleceń lekarzy. Wpadałam do niej na herbatę, dzwoniłam; lubiła wiedzieć, co u mnie słychać. Babcia Stasia mnie kochała. I ja ją też. Tamtego lata razem z nią odszedł kawałek mojego dzieciństwa.

***
Maciek, babciny najstarszy wnuk, i sam już tata, opowiada, że babcia Lidka otoczyła go czułością jak ciepłym pledem; nacierała plecy i stopy spirytusem, gdy przyplątało się przeziębienie, osłaniała oczy przed szamponem, żeby nie wciskał się pod powieki i żeby nie szczypał. Zawsze cierpliwa i wyrozumiała.Gdy Maciej się ożenił, babcia - choć była dobrze po osiemdziesiątce - upiekła mu tort nad tortami; prostokątny, przepyszny, niezapomniany. Od razu pokochała jego dzieci. Dla nich jest babcia prababcią. - Uwielbiam patrzeć, jak Ewa i Jasiu tulą się do babci Lidki, i jak ciepło do niej mówią. Babcia jest dla mnie kimś wyjątkowym, wzruszam się, gdy widzę, że dla moich dzieci też taka jest, choć dzieli ich 90 lat!

***
Jan to dziś dorosły facet, samodzielny i silny, ale gdy zaczyna opowiadać o babci Lidce, jego głos łagodnieje. - Babcia ma wielki wpływ na moje życie, choć przecież nigdy nie była nachalna. Działała delikatnie, czasami zostawiała sprawy swojemu biegowi, a czasami brała je we własne ręce. Miała luz, bo miała też swoją życiową mądrość. Nieraz powtarzała: nie irytuj się, nie zawracaj sobie głowy bzdurami, spuszczaj na to wodę. I czasem jak złość ją brała, dosłownie tę wodę spuszczała. Idę jej śladem i to pomaga. Jako dzieci wiele czasu spędzaliśmy z babcią na wsi. Nigdy nie narzekała. Była cierpliwa i dogadzała nam; z chleba odkrawała skórkę, mięciutkie kromki smarowała masłem i miodem. Ściągała kożuch z mleka, siekała warzywa, piekła najlepsze ciasta na świecie. Zawsze wiedziała, co kto lubi i czego mu potrzeba. Nie oceniała, nie krytykowała, miała do nas olbrzymie pokłady zaufania. Dała nam wiele dobrego, po cichu, mimochodem. Często powtarzała: nie przejmuj się bzdurami. Nie planowała przyszłości, bo jak mówiła - los lubi czasami pomieszać szyki. I kochała nas bezgranicznie. Dziś moja babcia ma 95 lat. I chyba częściej gości w swoim własnym świecie niż w tym, który pędzi obok niej. Ale wiem, że gdy siadam obok jej łóżka, gdy ją przytulam i szepczę: Kocham cię, babciu - ona to czuje, bo uśmiecha się, spokojnieje. I tego dziś dla niej chcę. Żeby była spokojna, żeby się już o nas nie bała. Wszyscy troje: Maciek, Marysia i ja jesteśmy przy niej. Choćby nie wiem co.

***
Wnuki dorastają, zakładają rodziny, zmieniają świat. Ale o dziadkach pamiętają. Ania wspomina opowieści o rodzinnych tradycjach; że są ważne, że trzeba je przekazać dalej. Kamila pamięta rozmowy o szkole, o chłopakach i sercowych sprawach. Natalka uśmiecha się na myśl o pokoju dziadków za kotarą, gdzie zamieszkali, żeby ona z siostrą miały własne królestwo. Michał pewnie przypomni sobie czasem, jak się z dziadkiem przekomarzał, bo on za Wisłą był, a dziadek za Cracovię dałby się pokrajać. Maciek, Jan i Marysia dobroci, jaką dostali od babci Lidki, ani zważyć, ani zmierzyć nie potrafią.

Jednak wszyscy swoich sędziwych dziadków umieją zrozumieć i pocieszyć, gdy do ich życia zakradnie się niepostrzeżenie, szara smutna godzina. Bo wnuki mają serca po właściwej stronie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski