Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sacrum Profanum - czyli olbrzymie stężenie klasyki w nowej elektronice

Paweł Gzyl
Laurie Anderson podczas koncertu "Landfall"
Laurie Anderson podczas koncertu "Landfall" Artur Rakowski
Muzyka. Całonocną imprezą z soboty na niedzielę zakończyła się tegoroczna edycja festiwalu. Okazało się, że w jego formule doskonale mieszczą się zarówno koncerty pełne skupienia i wymagającej muzyki, jak i klubowe szaleństwa w przestrzeniach dawnego hotelu Forum

Kiedy na scenę krakowskiego Muzeum Inżynierii Miejskiej wszedł Lee Ranaldo, gitarzysta słynnej grupy Sonic Youth, spod jego palców popłynęły kakofoniczne dźwięki psychodelicznego hałasu. Część widzów, która przyszła na koncert orkiestry Bang On A Can All-Stars, mogła wtedy w ramach protestu wstać i wyjść. Tak się jednak nie stało. Przeciwnie - wspólny występ artystów spotkał się z wielkim entuzjazmem publiczności.

Wniosek? Widzowie Sacrum Profanum, którego koncert był częścią, wiedzą już, że jego istotą jest przełamywanie granic między muzyką poważną a popularną (w jej eksperymentalnej odmianie), które często owocuje niecodziennymi, wręcz porywającymi efektami.

W tym roku dyrektor artystyczny, Filip Berkowicz, położył w programie imprezy wyjątkowy nacisk na pokazanie paraleli między tymi dwoma pozornie wydawałoby się niezwykle daleko oddalonymi od siebie obszarami muzycznymi. Zaznaczył to już mocno inauguracyjny koncert w Teatrze Łaźnia Nowa, gdzie doszło do wspólnego występu Sinfonietty Cracovii z brytyjskim producentem elektronicznym Squarepusherem.

Intensywny dialog między orkiestrą a wykorzystującym laptop Tomem Jenkinsonem zaowocował zupełnie nową wartością - idealnie harmonizującą abstrakcyjny charakter muzyki współczesnej z tanecznym pulsem klubowej elektroniki.

Po raz pierwszy w Polsce zabrzmiała w tym roku kompozycja Steve'a Reicha zainspirowana piosenkami rockowej grupy Radiohead - "Radio Rewrite". Amerykański geniusz minimalizmu wpadł na pomysł stworzenia takiej suity podczas wizyty na krakowskiej imprezie trzy lata temu - kiedy słuchał wykonania swego utworu "Electric Counterpoint" przez Jonny'ego Greenwooda (gitarzysta angielskiego zespołu) w nowohuckiej ocynowni. Okazało się, że "Radio Rewrite" to niezwykłe dzieło - w zaskakująco nośny sposób syntetyzujące rockową melodykę z klasycznym brzmieniem i hipnotyczną rytmiką.

Wiadomo, że twórcy muzyki elektronicznej, tworząc swe dzieła, często inspirowali się tematyką rodem z kina i literatury science fiction. Nic więc dziwnego, że Kronos Quartet zabrał nas w niezwykłą podróż w stronę słońca, wykonując "Sun Rings" Terry'ego Rileya. Spotkały się w nim dwa żywioły: klasycznego kwartetu smyczkowego i niezwykłych dźwięków emitowanych przez ciała niebieskie, a zarejestrowanych przez naukowców z NASA.

Idealnie korespondował z tym projektem drugi koncert amerykańskiego zespołu - tym razem z nestorką amerykańskiej awangardy Laurie Anderson. "Landfall" w ich wykonaniu był zainspirowany atakiem huraganu Sandy na Nowy Jork - i podobnie jak jego potężny podmuch rozbijał tradycyjną formę klasycznego koncertu niekonwencjonalnymi preparacjami i poetyckimi recytacjami.

Kiedy w sali Teatru Łaźnia Nowa zasiadł przy fortepianie Philip Glass, wydawało się, że ten wieczór nie będzie miał nic wspólnego z nowoczesną elektroniką. Tymczasem szybko okazało się, że minimalistyczne utwory z kolekcji "Etudes", oparte na powtarzalnych transowo motywach, brzmią zaskakująco podobnie jak współczesny ambient, choćby w wykonaniu słynnego brytyjskiego producenta Aphex Twina, którego najnowszej płyty, pełnej nawiązań do twórczości Reicha, można było posłuchać podczas późniejszej imprezy w klubie Forum Przestrzenie.

Przysłowiową "kropkę nad i" w ukazywaniu związków muzyki współczesnej i współczesnej elektroniki postawiły dwa finałowe wieczory. W piątek London Sinfonietta wykonała zestaw własnych interpretacji kompozycji mistrzów XX-wiecznej awangardy (Cage, Reich, Ligeti) oraz utworów z katalogu wpływowej wytwórni płytowej Warp (Aphex Twin, Squarepusher, Boards Of Canada). I okazało się, że te wszystkie glitche (czyli dźwiękowe defekty), karkołomne zmiany rytmu, abstrakcyjne konstrukcje dźwiękowe, które znamy z albumów angielskiej firmy, mają źródła w eksperymentach podejmowanych przez kompozytorów muzyki współczesnej w latach 50. i 60. minionego wieku.
Diagnozę tę potwierdziła sobotnia impreza w klubie Forum Przestrzenie z okazji ćwierćwiecza istnienia Warpu, na której wystąpiły największe gwiazdy wytwórni. Czy było to siarczyste techno i house w wykonaniu LFO, czy industrialna elektronika Autechre, czy wreszcie szalenie taneczny dubstep i grime Hudsona Mohawke, za każdym razem w muzyce Brytyjczyków słychać było echa prekursorskich dokonań twórców klasycznego minimalizmu czy musique concrete.

Dobrze, że mamy taki festiwal jak Sacrum Profanum. Jego naczelna idea wydaje się bowiem organizować dzisiaj życie wszystkich muzycznych światów.

Komentarz
O poszczególnych koncertach można dyskutować - jedne znakomite, inne bez specjalnych emocji, choć nieschodzące poniżej pewnego poziomu. Ale kolejna edycja Sacrum Profanum rodzi pewne pytania. Czy zapraszanie co roku tych samych artystów to dobra droga dla festiwalu?

O ile minimalizm i muzyka konkretna jako temat widący to oczywistość, bo miały ogromny wpływ na rozw ój współczesnej muzyki, o tyle lista gości z tego kręgu twórców mogłaby się poszerzać. Otwarte pozostaje też pytanie, czy Sacrum Profanum nie za daleko idzie w stronę Unsoundu. To może rozmyć kształt festiwalu. I mówię to, choć całonocna impreza w Forum Przestrzenie była dobrą zabawą. Ale czasem nie tylko o zabawę chodzi...
Łukasz Gazur

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski