- Po trzynastu edycjach Sacrum Profanum wiceprezydent Krakowa Andrzej Kulig zdecydował, że festiwal powinien się zmienić. Dlaczego było to konieczne?
- Każdemu festiwalowi, na którymś etapie jego działalności przydaje się pewne odświeżenie. I nie myślę tu o jakiejś wielkiej rewolucji, tylko ewolucji, która sprawi, że będzie się on dalej rozwijał i odpowiadał na zmieniające się potrzeby publiczności.
- Jednym z głównych zarzutów wiceprezydenta wobec dotychczasowej formuły Sacrum Profanum było to, że za dużo kosztuje. Tegoroczna edycja będzie więc tańsza?
- Udało nam się pozyskać więcej środków zewnętrznych niż w zeszłym roku. Dostaliśmy dotację z MKiDN w wysokości 250 tysięcy złotych. To tyle samo, ile podczas poprzedniej edycji. Ale pozyskaliśmy też dodatkowe 85 tysięcy z priorytetu „sztuki wizualne” na wystawę i instalację. W efekcie, choć budżet jest zbliżony do zeszłorocznego, to przy większej liczbie koncertów i bogatym programie wydarzeń towarzyszących, wydaliśmy te pieniądze efektywniej.
- Powiedziałeś o ewolucji: co zatem chcesz zostawić z poprzednich edycji Sacrum Profanum?
- Warto zatrzymać to, co w dotychczasowej historii festiwalu było dobre. Zaprezentujemy w duchu poprzednich edycji narodowych wielkich kompozytorów XX wieku: Stockhausena, Bouleza i Berio. Obok nich na równych prawach będą funkcjonowali młodzi twórcy: Marcin Stańczyk, Agata Zubel czy Artur Zagajewski. To rdzeń, który uzupełnimy prezentacją kompozytorów ze świata muzyki alternatywnej, którzy aspirują do świata muzyki klasycznej. Mam tu na myśli artystów z islandzkiej wytwórni Bedroom Community - świętującej swoje dziesięciolecie w Krakowie. To nurt indie classical, szeroko eksplorowany na festiwalu przez ostatnie lata.
- A co planujesz nowego?
- Awangardę. Czyli artystów, którzy ze wspomnianym rdzeniem muzyki współczesnej wchodzą w dyskusję, zaprzeczają jego regułom, burzą porządek i wychodzą z nowymi propozycjami. Choć awangarda pojawiała się na festiwalu, nigdy nie była tak ważnym i obszernym elementem programu, jak w tym roku. Dzięki temu pokażemy różnorodność muzyki współczesnej, podkreślając elementy, które łączą jej odrębne odmiany. Poszerzymy również program o inne formy sztuki. Wystawiamy trzy opery, przygotowaliśmy wystawę w Bunkrze Sztuki oraz instalację dźwiękową w Małopolskim Ogrodzie Sztuki. Rozszerzymy więc formułę festiwalu - od muzyki do sztuki współczesnej. To konieczne w świecie, w którym ludzie są przyzwyczajeni do wielości różnych bodźców.
- Wiceprezydent Kulig wskazywał , że program festiwalu jest nazbyt elitarny. Czy postawienie na awangardę jeszcze bardziej nie zawęża grona odbiorców?
- To dodatkowy nurt w programie, szansa na dotarcie do nowych odbiorców. Sacrum Profanum zawsze stawiało na wysoką jakość prezentowanej twórczości. Od początku koncentruje się na muzyce współczesnej i nie będzie rewolucji w tym zakresie. Zaprezentujemy dzieła wspomnianego Stockhausena, Bouleza i Berio - a to przecież największe nazwiska tego gatunku, jak Beethoven, Bach czy Mozart w klasyce. Poza tym myślę, że zarzut mógł dotyczyć raczej kwestii dostępności festiwalu. Ale i tu wychodzimy naprzeciw oczekiwaniom wiceprezydenta: w tym roku bilety kosztują od 20 do 140 złotych, będą też wydarzenia bezpłatne. Dostępność rozumiemy również jako tłumaczenie na spotkaniach z twórcami i panelach tego, co na festiwalu zostanie zaprezentowane.
- Magnesami dla szerszej publiczności mogą być chyba tak naprawdę dwa inne nazwiska: Mike Patton i John Zorn. Bo łączą się ze światem rocka i jazzu. Dlaczego postawiłeś akurat na tych artystów?
- Jeśli chcemy wybrać przewodnika po świecie awangardy, to najlepiej niech będzie to osoba, która się w nim świetnie orientuje. Kimś takim jest właśnie John Zorn. To wielki kompozytor i improwizator, szef kultowej wytwórni Tzadik, znanej na całym świecie. Twórczość Mike’a Pattona z kolei to chyba najlepsza metafora tego, czym może być Sacrum Profanum - bo z jednej strony tworzy on muzykę współczesną, eksperymentalną i filmową, ale śpiewa też w rockowej grupie Faith No More. To najlepszy symbol tego, w jakim kierunku będzie podążał ten festiwal .
- Dlaczego na Sacrum Profanum zabrzmi muzyka Johna Zorna , a nie pojawi się on osobiście?
- Bo to będzie swoiste wprowadzenie do jego muzyki i świata awangardy. Zaczniemy od twórczości kameralnej tego kompozytora w wykonaniu wybitnych artystów. Będziemy mieli do czynienia z muzyką Zorna w takim brzmieniu, jakiego on sam oczekuje.
- Znakiem rozpoznawczym Sacrum Profanum była zawsze nowoczesna elektronika - choćby ze słynnej wytwórni Warp. Dlaczego zrezygnowałeś z tego wątku?
- Nie całkowicie. Festiwal otworzą i zamkną dwie imprezy, które będą czysto elektroniczne. Ale rzeczywiście ilość takich brzmień na festiwalu będzie w tym roku mniejsza. Pojawią się jednak takie akcenty - choćby Mira Calix związana z Warpem, która operę „Folie à Deux” uzupełni swoimi bitami. Zależało mi bowiem, aby nie wychodzić na festiwalu poza szeroko pojmowaną muzykę współczesną.
- Podczas poprzednich edycji inicjowane były projekty prezentowane potem w szerokim świecie - choćby interpretacje muzyki Krzysztofa Pendereckiego przez Jonny’ego Greenwooda z Radiohead. Tym razem też uda się stworzyć coś podobnego?
- Pracujemy nad tym, aby część nagrań z tegorocznego festiwalu ukazała się na płytach różnych wydawców. Chciałbym bowiem, aby życie tych prezentowanych w Krakowie projektów nie kończyło się podczas jednorazowych koncertów. A takich wyjątkowych wydarzeń w programie jest dużo - choćby koncert „Virginal Co-Ordinates”, w ramach którego Mike Patton zaśpiewa po raz pierwszy od 2004 roku. Również koncert kolektywu Bedroom Community będzie miał ekskluzywny charakter, bo w Krakowie dołączą doń polscy artyści.
- Na tegorocznym Sacrum Profanum pojawi się wyjątkowo wielu rodzimych wykonawców.
- To ważne. Na festiwalu w Polsce trzeba pokazywać twórczość polskich kompozytorów i zapraszać polskich wykonawców. Chciałbym tu wskazać na występ Spółdzielni Muzycznej - to młody krakowski ansambl, któremu mocno kibicuję. Złożyliśmy też dwa zamówienia festiwalowe - u Marcina Stańczyka i Kaspera T. Toeplitza. To nie przypadek, bo to młodzi i utalentowani kompozytorzy. Jak już wspominałem, będziemy mieli też operę Piotra Stasika i Artura Zagajewskiego, wystawę Anny Zaradny i instalację Pawła Kulczyńskiego.
- Tegoroczny festiwal jest eksperymentem. To od opinii mediów lub publiczności zależy, czy będzie rozwijany podczas kolejnych edycji?
- W tym roku chcemy zarysować spektrum, po którym ten festiwal będzie się poruszał w przyszłości. Chcemy pokazywać szeroko pojmowaną muzykę współczesną i łączyć różne dziedziny sztuki. W przyszłym roku festiwal będzie się koncentrował na twórczości jednego kompozytora, prezentując w szerokim ujęciu jego dokonania. Pozostała część programu będzie korespondować z jego dziełami - na zasadzie inspiracji lub kontrapunktu.
Rozmawiał Paweł Gzyl
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?